poniedziałek, 26 lutego 2018

Rozdział 17


Ciepłe promienie słońca, które przyjemnie padają na moją twarz. Skutecznie wybudzają mnie ze snu. Otwieram oczy, uśmiechając się sama do siebie. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej, czuła się taka szczęśliwa, jak dzisiejszego poranka. Ubiegła noc uświadomiła mi wiele rzeczy, a w szczególności niezaprzeczalny fakt, że byłam na zabój zakochana. Po raz pierwszy w życiu. Nigdy wcześniej, nie czułam czegoś takiego. Nie spodziewałam się także, że to uczucie doda mi tyle odwagi i sił do walki o nie. Wiedziałam, że nie będzie łatwo i napotkamy jeszcze, wiele przeszkód. Ale nie chciałam się w żadnym wypadku poddawać. 
Miałam w sobie pełno pozytywnej energii i zupełnie inaczej niż dotychczas, patrzyłam na otaczający mnie świat. Zaczynałam dostrzegać jego piękno i cieszyć się z błahych rzeczy.
Doskonale wiedziałam, czyja to zasługa. Dlatego też, rozglądam się w poszukiwaniu, swojego największego powodu do szczęścia. 
Wiedziałam, że już niedługo będziemy musieli wrócić do niezbyt zachęcającej rzeczywistości. A moje chwilowe poczucie beztroski dobiegnie końca. Nie miałam jednak zamiaru, teraz się tym zamartwiać. Chcąc w pełni wykorzystać czas, który nam pozostał.




- Jak się spało? - Richard pojawia się przy mnie, całując czule na przywitanie.
- Wyśmienicie. Już dawno nie byłam taka wyspana. Ten wyjazd naprawdę pomógł mi się odstresować - mówię z myślą, że cudownie było zasypiać w jego ramionach ze świadomością, że cały czas jest obok mnie. Oddałabym wszystko, aby tak było już zawsze.
- Cieszę się, że masz tak dobre samopoczucie. Po ostatnich rewelacjach to bardzo ważne. A
jakie mamy plany na dzisiaj? - słysząc to pytanie, przypominam sobie o jedynym, nieprzyjemnym punkcie, pobytu w tym miejscu.
- Niestety muszę udać się po swoją suknię. Jeśli jej nie odbiorę, straciłabym swoją wymówkę. Choć najchętniej wcale bym tego nie robiła - nie chciałam mieć nic wspólnego z czymkolwiek, co dotyczyło tego okropnego ślubu. Ale nie miałam wyjścia.
- W takim razie, najpierw idziemy na śniadanie, a potem zawiozę cię po odbiór tej sukni, zgoda? - kiwam potakująco głową. Choć wcale nie jestem głodna. Życie w nieustannym napięciu sprawiło, że ostatnio nie miałam apetytu. Ale wiedziałam, że Richard nie przepuściłby mi tego posiłku. Dbał o mnie bardziej niż ja sama.




Po śniadaniu, zjedzonym w hotelowej restauracji. Udajemy się w drogę. Wyglądam przez okno samochodu, przyglądając się mijanym przez nas ulicą i ludziom. Zastanawiając, czy kiedykolwiek doczekam się normalnego życia, jakie oni zapewne wiodą. Chciałabym się z nimi zamienić. 
- Myślałaś nad tym, żeby jednak wyprowadzić się od Cedrica razem ze mną w przyszłym tygodniu? - zaskakujące pytanie, przywołuje mnie na nowo do rzeczywistości z moich rozmyślań.
- Przecież wiesz, że to niemożliwe. Mój ojciec wraca za dwa tygodnie. A do tego czasu, wciąż muszę udawać przykładną narzeczoną. Inaczej moja matka, już by się postarała, aby odpowiednio się zabezpieczyć. Nie mogę jej na to pozwolić - wiedziałam, że nie będzie mi łatwo wytrzymać, ale musiałam. Ryzyko było zbyt wysokie. A ja miałam do stracenia, zbyt wiele.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale wolałbym nie zostawiać cię samej w tym domu. Choćby na te parę dni. Cedric jest nieobliczalny, nie chcę żeby coś ci się stało - dostrzegam autentyczne zmartwienie na jego twarzy.
- Nic mi nie będzie. Przecież to tylko kilka dni, a potem nareszcie będziemy razem i nikt nie będzie już stał nam na drodze. Dam sobie radę. Nie martw się o mnie - próbuję go uspokoić, ściskając delikatnie jego dłoń.
- Dobrze, niech będzie. Jesteś tak uparta, że i tak cię nie przekonam. Ale może przynajmniej, odwiedzisz ze mną moją rodzinę w weekend? Chciałbym, żeby cię poznali. Wybieram się tam, bo i tak muszę zabrać resztę rzeczy z domu - chciałabym to zrobić, ale wiedziałam że musi to jeszcze poczekać.
- I jak mnie przedstawisz? Jako narzeczoną Cedrica? To nie wyglądałoby najlepiej. A ja nie chcę ich do siebie na wstępie zniechęcić. Poczekajmy z tym, aż wszystko się poukłada - proszę go, wiedząc że jest zawiedziony moją odmową. Nie czuję się najlepiej z tym, że przez moją skomplikowaną sytuację. Musimy się ukrywać. A Richard wciąż jest trzymamy w nieustannej niepewności, co do naszej przyszłości.
- Masz rację to głupi pomysł. Po prostu, jeszcze nigdy nie pojawiłem się w domu z żadną dziewczyną i chciałbym, żebyś ty była pierwszą - rozczulają mnie jego słowa. Dzięki nim, naprawdę czułam się wyjątkowo.
- I będę nią. Nie myśl sobie, że oddam cię innej - mówię z szerokim uśmiechem. Chcąc, żeby był w końcu tylko mój i wszyscy o tym wiedzieli. 
- Trzymam cię za słowo. Tylko, że to działa w dwie strony. Także uważaj, bo tak łatwo się mnie nie już pozbędziesz - nie miałam nawet takiego zamiaru. Nie wyobrażałam już sobie życia bez jego udziału w nim.





Gdy jesteśmy na miejscu, postanawiam jak najszybciej załatwić sprawę z tą nieszczęsną suknią ślubną.
- Zaraz wracam, poczekaj na mnie chwilę - całuję go szybko w policzek i udaję się w stronę sklepu. Z daleka już dostrzegając, że to eleganckie miejsce z zawrotnymi cenami. W końcu, nie mogłam się spodziewać niczego innego. 



Rozglądam się niepewnie po gustownie urządzonym wnętrzu. Przyglądając się różnorakim suknią, prezentujących się na manekinach. Niewątpliwie to miejsce ma w sobie jakiś urok. Być może, gdybym miała wychodzić za mąż z miłości to przebywanie w takim miejscu, mogłoby mi nawet sprawiać przyjemność. Niestety w tym przypadku, tak nie jest. Jedyne, co teraz czuję to zniechęcenie i strach, że jakimś cudem ten ślub się odbędzie i zostanie mi odebrane wszystko na czym mi zależy.
Wyrzucam z głowy te pesymistyczne myśli i podchodzę do szklanej lady, gdzie wita mnie miła, młoda dziewczyna.
Po wyjaśnieniu jej w jakim celu się tutaj pojawiłam, oczekuję na znalezienie przez nią potrzebnej mi rzeczy. 
- Proszę, oto ona. Najlepiej by było, gdyby ją pani przymierzyła i sprawdziła, czy wszystko jest w porządku - uśmiecham się sztucznie w jej kierunku. Gdyby ona tylko wiedziała, że wcale mnie to nie interesuje, bo mam nadzieję nigdy z niej nie skorzystać.
- W porządku - dla świętego spokoju postanawiam się zgodzić. Nie chcąc robić niepotrzebnego zamieszania. Po czym kieruje się w stronę przymierzalni. 




Przyglądam się sobie w lustrze, zajmującym większość ściany. Ubranej w białą, sięgającą do ziemi suknię ślubną. Jej rękawy wykonane są z koronkowego materiału, wyraźnie odznaczającego się od pozostałej jej części. A rozkloszowany dół, dopełnia pokaźnej długości tren. Na całej jej powierzchni, wyhaftowane są drobne, praktycznie niezauważalne imitacje kwiatów.
Uśmiecham się blado do swojego odbicia, czując że ogarnia mnie dziwne poczucie smutku i melancholii.
Trudno mi było pogodzić się z niesprawiedliwością, jakiej nieustannie doświadczałam w swoim życiu. Dlaczego nie mogłam, jak normalna dziewczyna. Cieszyć się z takich rzeczy, czekając z radością i niecierpliwością na ślub ze swoim ukochanym? 




- Amelia, tutaj jesteś. Nie wzięłaś swojego telefonu. Emma dzwoniła kilka razy, pomyślałem że to może być ważne - Richard pojawia się przy mnie niespodziewanie, momentalnie zamierając widząc mnie.
- Coś nie tak? - pytam, gdy po dłuższej chwili, wciąż milczy.
- Wyglądasz przepięknie w tej sukni. Aż odejmuje mowę. Będziesz przepiękną panną młodą - podchodzi do mnie bliżej, wciąż patrząc z oniemieniem.
- Nie będę. Bo nie mam zamiaru, wychodzić za mąż w najbliższej przyszłości. A może nawet w ogóle - przypominam mu. Zastawiając się, czy byłabym w stanie przechodzić przez coś takiego po raz drugi. 
- Jak w ogóle? Zobaczysz, że jeszcze kiedyś zostaniesz moją żoną. Już ja tego dopilnuję - mówi z pewnością w głosie, a ja zaczynam się śmiać.
- Trzymam cię w takim razie za słowo. A teraz koniec tej pogawędki. Muszę się przebrać i oddzwonić do Emmy. Pewnie coś się stało, inaczej nie dzwoniłaby tyle razy - zaczynałam się o nią obawiać. W końcu była zdana praktycznie tylko na siebie. 





Wychodząc na zewnątrz, wybieram od razu numer Emmy. Z narastającym zdenerwowaniem czekam, aż odbierze.
- Amelia? Przepraszam, że cię niepokoje. Ale Tom znowu się rozchorował. Płakał przez całą noc, a ja nawet nie mam jak wyjść, żeby kupić mu leki. Jestem wykończona. Wiem, że to nie twoja sprawa, ale nie miałam do kogo innego zwrócić się o pomoc. Mogłabyś do mnie przyjechać? - słyszę, że jest na skraju wytrzymałości. Ledwo powstrzymuje się od płaczu.
- Uspokój się. Za kilka godzi u ciebie będę i we wszystkim pomogę - bez wahania podejmuję tą decyzję.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować. I jeszcze raz przepraszam, pewnie pokrzyżowałam ci plany - Emma nie najlepiej się z tym czuje. Ale ja nie mam jej tego za złe. W końcu na niektóre rzeczy, po prostu nie mamy wpływu. 
- Nic się nie stało. Porozmawiamy, jak już się spotkamy. Do zobaczenia - żegnam się z nią, spoglądając na Richarda. Miałam nadzieję, że zrozumie i nie będzie mi miał za złe, że chcę wracać dzisiaj i pomóc Emmie.





- Wracamy dzisiaj, prawda? - nie zdążam nawet nic powiedzieć, gdy Richard się odzywa.
- Przepraszam. Wiem, że to miało inaczej wyglądać. Ale jestem jedyną osobą, która może jej pomóc. Proszę cię, nie gniewaj się - patrzę na niego z proszącą miną.
- Spokojnie, nie mam takiego zamiaru. Wszystko rozumiem. Na twoim miejscu, zrobiłbym pewnie to samo - przytula mnie do siebie i całuje w czubek głowy.
- W takim razie pośpieszmy się. Emma jest okropnie wykończona. Mały nie dał jej zmrużyć oka w nocy - z każdym dniem, coraz bardziej jej współczułam. Równocześnie miałam ochotę, rozszarpać Cedrica za to, że zgotował jej taki los. Kompletnie nie mając zamiaru, wziąć odpowiedzialności za swoje dziecko.





Wczesnym wieczorem, Richard parkuje samochód pod blokiem, w którym mieszka Emma.
- Mogę iść z tobą? Chciałbym poznać ją i jej synka - zaskakuje mnie ta prośba. Ale nie mam nic przeciwko temu.
- Jasne, jeśli chcesz. Ale potem grzecznie wrócisz do domu, a ja zostanę tutaj do jutra. Zgoda? - jego wcześniejszy powrót, jeszcze bardziej uwiarygodni naszą wersję wydarzeń, stworzoną dla Cedrica i Marii.

- Jakoś nie cieszę się na to. Nie mam ochoty oglądać Cedrica, a już tym bardziej Charlotte. Mam jej serdecznie dość - na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia. A ja cieszę się, że mogę przekazać mu dobrą wiadomość.
- Prawdopodobnie nie będziesz już musiał. Dzisiaj rano, miała się nareszcie wynieść - przynajmniej to było pocieszające. Mogłam być spokojna, że zniszczy mojej relacji z Richardem.
- Oby tak było. Idziemy? - wychodzimy na zewnątrz i kierujemy się w kierunku budynku.




Pukam do drzwi, dobrze znanego mi już mieszkania. Po chwili stając przed zapłakaną Emmą. Bez wahania przytulam ją do siebie.
- Jak dobrze, że już jesteś. Myślałam, że dłużej nie dam rady. Jestem fatalną matką, skoro nie radzę sobie nawet z własnym dzieckiem - szlocha, będąc prawie na skraju załamania.
- Przestań opowiadać takie bzdury. Nikt nie byłby w stanie, sam się wszystkim zająć. A ty jakoś do tej pory dawałaś radę. Tom nie mógłby mieć lepszej mamy - próbuję ją pocieszyć. A Emma, zaczyna się wpatrywać w jakiś punkt za moimi plecami. Dopiero teraz przypominam sobie o Richardzie.




Przedstawiam ich po chwili sobie, a dziewczyna zaprasza nas do środka. Przez następną godzinę, staram się ją uspokoić. Za to Richard zajmuje się Tomem, który ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przestaje płakać. Byłam pod ogromnym wrażeniem, że znalazł tak świetne podejście do tego szkraba i potrafił go uspokoić. 
Po upływie jakiegoś czasu w końcu Tom usypia, praktycznie równocześnie ze swoją mamą.




Kiedy robi się naprawdę późno, odprowadzam Richarda do wyjścia.
- Widzimy się jutro. Dobranoc - całuję go na pożegnanie, choć najchętniej w ogóle bym się z nim nie rozstawała. 
- Kocham cię, wiesz? - słyszę, gdy odsuwamy się w końcu od siebie.
- Wiem, mówiłeś mi to już dziś setkę razy. Ja też cię kocham, ale teraz już idź. Powinieneś odpocząć za nami długi dzień - uśmiecham się do niego i odprowadzam przez chwilę wzrokiem, gdy zaczyna schodzić w dół po schodach. 




Gdy ponownie wchodzę do pokoju, widzę że Emma się przebudziła.
- Richard już poszedł? - pyta, przecierając zaspane oczy.
- Dosłownie przed chwilą. Lepiej się już czujesz? - pytam cichym głosem, aby nie obudzić Tomiego.
- Tak, dzięki wam. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdyby nie wasze pojawienie. Jeszcze raz za wszystko ci dziękuję. Do końca życia nie odwdzięczę ci się za to, co dla mnie robisz.
- To drobiazg. - odpowiadam jej, wiedząc że nie robię nic specjalnego.





- Mogę ci zadać jedno pytanie? - blondynka patrzy na mnie niepewnie.
- Oczywiście, pytaj o co chcesz - zastanawiam się, czego może dotyczyć jej pytanie.
- Co was łączy z Richardem? Od razu widać, że nie jesteście sobie obojętni. Wystarczy spojrzeć, jak on na ciebie patrzy - zaskakuje mnie jej wypowiedź. Nie spodziewałam się, że aż tak widać po nas, że nie jesteśmy sobie obojętni.
- Ale obiecasz, że na razie nikomu nic o tym nie powiesz? - gdy widzę, jak kiwa głową. Zaczynam jej opowiadać, co nie co o mojej znajomości z Richardem. Miło było się w końcu komuś zwierzyć i wygadać.
- Naprawdę ci życzę, aby się wam udało. Zasługujesz na kogoś, kto da ci szczęście. Poza tym, pasujecie do siebie – mimowolnie uśmiecham się na jej słowa, ciesząc że mamy z Richardem choć jednego zwolennika naszego związku.
- A co z tobą? Masz zamiar już zawsze być sama? - Emma także zasługiwała na kogoś, kto otoczy opieką ją i jej syna.
- Chyba nie mam wyboru. Raczej nikt, nie chciałby samotnej matki z małym dzieckiem – brzmi, jakby była pogodzona z własnym losem.

- Jestem pewna, że ktoś się znajdzie. Nie wszyscy są tacy, jak Cedric – próbuję dodać jej otuchy i sprawić, żeby uwierzyła że jeszcze nie wszystko stracone. 




Rozmawiamy ze sobą jeszcze przez jakiś czas, a potem nawet nie wiem kiedy, zwyczajnie zasypiam. Gdybym tylko wiedziała, że po raz kolejny, zbierają się nade mną czarne chmury. Na pewno nie spałabym tak spokojnie.



________________
W końcu udało mi się wymęczyć ten rozdział. Wiem, że nie wnosi nic nowego i jest przejściowy. Ale kolejny, powinien być już lepszy. Nie będzie w nim już tak wesoło, ponieważ powoli zbliżamy się do wydarzeń z prologu. 


3 komentarze:

  1. No tak wszystko co dobre szybko się kończy 😉Żałuję trochę że ich wyjazd skończył się wcześniej. No ale cóż tak musiało być.Dobrze że Amelia zdecydowała się pomóc swojej nowe przyjaciółce.Na pewno nawet ten krótki wypad z Richardem dobrze jej zrobił.Takie odstresowanie się było jej bardzo potrzebne.Jestem ciekawa czy Charlotte naprawdę się wyniosła i zostawi naszych bohaterów w spokoju.Zakończyłaś oczywiście tak że już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału .Jestem cholernie ciekawa co nawywija znowu Cedric.Nie mam pojęcia jak to teraz wszystko polączysz z wydarzeniami z prologu.Przecież na razie pomiędzy Amelia i Richardem jest tak cudnie😊
    P/s Ja tam nie widzę żeby rozdział był wymęczony😉Jest świetny jak wszystkie.Pozdrawiam i pisz szybko bo jestem strasznie ciekawa kolejnych wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny wyjazd skończył się wcześniej. Bardzo podobało mi się że Amelia nawet nie zawachała się nad podjęciem decyzji i bez problemu pomogła Emmie. Świadczy to o tym, że dziewczyny stały się przyjaciółkami.
    Richard idealny tata hahah jak zajął się dzieckiem. On chyba nie ma żadnych wad i najważniejsze że tak się troszczy o Amelie. Jest w niej bardzo zakochany do tego stopnia że chciał ja przedstawić rodzicom. Mimo tego że ona nadal jest narzeczona Cederika.
    Nic nie szkodzi że rozdział taki luźny. Czasami fajnie taki przeczytać. Martwi mnie jednak że zbliżamy się do prologu, bo on wcale nie był szczęśliwy...Ale nic nie może przecież wiecznie trwać!
    Mam nadzieję że Amelia i Richard znajdą sposób by móc być razem. Przecież to przeznaczenie! Oby powrót ojca Ameli coś zmienił.
    Życzę weny i z ciekawością wyczekuje następnego rozdziału,
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie znalazłam twojego bloga i nadrobiłam wszystkie rozdziały w mgnieniu oka! Świetnie piszesz, a historia jest niezwykle wciągająca. Mam nadzieję, że Richard i Amelia wkrótce nie będą musieli się o nic martwić i stworzą cudowny związek.
    Zazdroszczę ci umiejętności pisania takich długich, przepełnionych emocjami opisów. Jest to coś czego brakuje mi i mojemu blogowi. Jestem nowa w tym świecie i nawet nie ośmielę się wstawić tutaj linku do mojego opowiadania, ponieważ nie dorastam ci nawet do pięt!
    Dużo weny życzę i możesz być pewna, że będę tutaj stałym bywalcem. :)

    OdpowiedzUsuń