środa, 31 stycznia 2018

Rozdział 5

Stoję przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Moja twarz nie wyraża żadnych emocji, oczy już dawno zostały pozbawione blasku, który jeszcze kilka lat temu, dostrzegałam w nich za każdym razem. Wtedy posiadałam wiarę, że sama pokieruję swoim życiem i wszystko potoczy się w zupełnie innym kierunku. Łudziłam się, że rodzina pozwoli mi odnaleźć moją własną drogę, którą będę podążać. Stało się jednak, zupełnie na odwrót.
Mimo wszystko, starałam się dzisiaj wyglądać, jak najlepiej. Sama do końca nie wiedząc, dlaczego. Przecież nie miałam żadnego powodu, aby się stroić.





Uśmiecham się smutno do siebie, słysząc delikatne pukanie do drzwi. Mam nadzieję, że ujrzę za nimi Richarda i razem poczekamy na dole na zjawienie się Cedrica. Lubiłam spędzać czas w jego towarzystwie.

Niestety z chwilą ich otwarcia, doznaję dużego rozczarowania. Staję twarzą w twarz ze swoim narzeczonym. Nie spodziewałam się, że postanowi pojawić się wcześniej. Zapewne zrobił to, bo pilnie czegoś ode mnie potrzebuje. Byłam prawie pewna, że ma w tym wszystkim jakiś interes. W przeciwnym wypadku, nie próbowałby mnie dzisiaj przepraszać.





- Witaj, Amelio. Chciałbym chwilę z tobą porozmawiać, zanim Maria poda kolacje. Przy okazji, podobno bardzo niemiło ją dzisiaj potraktowałaś, ale o tym pomówimy później - wchodzi do środka, próbując pocałować mnie w policzek na przywitanie, ale odsuwam się od niego. Wzbudzając u niego zdezorientowanie. Jak widać, nie tego się spodziewał. Myślał, że kwiaty i jakaś błyskotka, której nawet jeszcze nie otworzyłam, załatwiły sprawę. 
- A więc słucham. Czego ode mnie znowu potrzebujesz? - patrzę na niego z wyczekiwaniem. Nie mając zamiaru ukrywać, że po raz kolejny przejrzałam jego plany. Wcale nie miałam ochoty na żadną rozmowę z nim.
- Chciałbym, żebyś porozmawiała ze swoim ojcem, aby wspomógł mnie finansowo. Mam zamiar zainwestować sporą sumę pieniędzy w trochę ryzykowne przedsięwzięcie, dlatego proszę cię o pomoc - mam wrażenie, że się przesłyszałam. A więc całe to przedstawienie, służyło wyłącznie próbie nakłonienia mnie do zdobycia dla niego pieniędzy. I to na pewno w kwocie, przynajmniej kilku milionów. Za chwilę będę musiała go, niestety srogo rozczarować.
- Zapomnij. Nie będę go o nic prosiła. Zwłaszcza w twojej sprawie. Poproś swoich rodziców o pomoc, na pewno bez problemu ci je dadzą - odpowiadam ze złością. Nie mogłam uwierzyć, że po wczorajszej awanturze. Miał tupet w ogóle poruszyć taki temat. Poza tym, nie miałam zamiaru marnotrawić rodzinnych pieniędzy na jego fanaberie. Może nie miałam najlepszego ojca pod słońcem, ale całe życie poświęcił na dojście do tego, gdzie jest teraz. Czasami ciężką pracą i niemałym trudem. Na pewien sposób podziwiałam go za tą upartość i wytrwałość, którymi dążył do osiągnięcia swoich celów. 




- Już ich prosiłem. Ale nic z tego. Ojciec uznał, że ta inwestycja przyniesie wyłącznie straty i nic mi nie da. Ale on się myli i jeszcze mu to udowodnię - Cedric jest przekonany o swojej nieomylności, ale ja jestem bardziej skłonna uwierzyć w przewidywania jego ojca. On znał się na finansach, dużo lepiej niż jego syn.
- W takim razie przykro mi, ale będziesz sobie musiał odpuścić tą inwestycję. Albo znaleźć jej źródło, gdzie indziej - widzę, jak ogarnia go wściekłość na moje słowa. A ja zaczynam się bać, że sytuacja z wczorajszego wieczoru, znowu się powtórzy. 
- Czy ty choć raz możesz zrobić, o co cię proszę? Przydaj się w końcu na coś. Czy jedna rozmowa, będzie kosztowała cię, aż tak dużo? Ostrzegam cię, że jeśli nie spełnisz mojej prośby, to gorzko tego pożałujesz - grozi, myśląc że w ten sposób coś zyska. 
- Powiedziałam, że tego nie zrobię. I żadne twoje słowa, nie zmienią mojego zdania. Więc radź sobie sam - wychodzę z pokoju, zostawiając go samego. Nie mam zamiaru tym razem ustąpić i zrobić tego, czego ode mnie oczekuje. 



Schodzę na dół, obserwując jak Maria nakrywa do stołu z uśmiechem satysfakcji na ustach. Domyślam się, że to z powodu mojego wcześniejszego zachowania. W końcu dałam jej powód do narzekania na moją osobę. Odegrała na pewno świetnie, swoją rolę pokrzywdzonej przed Cedriciem. 



Wchodzę do salonu, aby nie musieć dłużej na nią patrzeć. A najchętniej wyszłabym w ogóle z tego domu i odpuściła sobie dzisiejszy wieczór.
Staję obok okna, wpatrując się w widok za nim. Podziwiając ostatnie promienie zachodzącego słońca. Z każdą sekundą, zaczynałam się coraz bardziej denerwować.
- Idziesz? Cedric już czeka. Niestety jest w bardzo złym humorze, chyba coś nie poszło po jego myśli - Richard staje obok mnie. 
- Nawet wiem, co. Czuję, że to będzie okropny wieczór - wzdycham tylko, przygotowując się na najgorsze.
- Nie martw się, jakoś to przetrwamy. Nas jest dwoje, a on tylko jeden. Więc mamy przewagę - posyła w moją stronę pocieszający uśmiech, a następnie wspólnie udajemy się do jadalni. Chciałabym posiadać jego optymizm.




Już na samym wstępie, wita nas zjadliwy uśmieszek Cedrica, który zajmuje honorowe miejsce przy stole. Zapewne czuje się, jak władca który w akcie łaski, dotrzymał towarzystwa swoim podwładnym. Chwilami jego wybujałe ego, stawało się naprawdę nie do wytrzymania. 
- Proszę, proszę. Któż to się nareszcie, raczył pojawić. Kolacja w takim towarzystwie to dla mnie zaszczyt. Witam moją wspaniałą narzeczoną oraz mojego ulubionego kuzyna. Richard, mam nadzieję że dobrze się czujesz w moim domu i niczego ci nie brakuje. W końcu, bardzo się o to starałem i dopilnowałem wszystkiego z najmniejszymi szczegółami - kpina wprost wylewa się z jego słów.
- Dziękuję za twoją troskę. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - Richard odpowiada mu ze spokojem, nie dając się wciągnąć w jego gierki. Tak, jak mi obiecał. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Zajmuje miejsce naprzeciwko mojego. Posyłając w moją stronę, ukradkiem uśmiech.


- Cieszę się. A jak tam twoje osiągnięcia? Nadal nic specjalnego? - mój narzeczony, pyta z udawanym zmartwieniem. Tego właśnie się obawiałam. Byłam przekonana, że nie odmówi sobie podobnych komentarzy.
- A twoja firma? Ostatnio obiło mi się przypadkiem o uszy, że zanotowała jakieś poważne straty. Za czasów, gdy to wujek sprawował nad nią władzę, coś podobnego w ogóle nie miało miejsca - Richard wcale nie pozostaje Cedricowi dłużny i uderza w jego czuły punkt. Od jakiegoś już czasu kondycja finansowa, rodzinnej firmy Cedrica pozostawiała dużo do życzenia. A to z powodu, jego nie umiejętnego zarządzania.



Na szczęście ich dyskusje, która nie skończyłaby się dobrze, przerywa Maria podając przygotowane przez siebie potrawy. Przynajmniej raz się na coś przydała. 

Przez dłuższy czas, panuje między nami cisza. Przerywana jedynie, delikatnym odbijaniem się sztućców od talerzy. Gdy już myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, pomimo napiętej atmosfery i sztucznej uprzejmości. A wieczór upłynie w miarę znośnie. Cedric porusza temat, który na pewno nie doprowadzi do niczego dobrego.





- Amelia, w przyszły weekend Laura i Olivier, zaprosili nas do swojej posiadłości, więc przygotuj się na krótki wyjazd - słysząc imiona jego przyjaciół, momentalnie zamieram. Doskonale wiedział, że mnie nie znoszą. Zresztą z wzajemnością. Z całego otoczenia Cedrica, to oni byli najgorsi. A zwłaszcza Laura. Za każdym razem, starała się udowodnić swoją wyższość nade mną. Biegała za Cedriciem, mimo że była już dawno po ślubie z Olivierem. Razem z moim narzeczonym, byli siebie warci. Dla mnie mogła go sobie wziąć, nawet teraz. Przynajmniej raz na zawsze, bym się od niego uwolniła. 
- Chyba takie rzeczy, powinieneś ustalić najpierw ze mną, nie sądzisz? Nie mam zamiaru być na ich łasce przez dwa dni, więc zapomnij o tym. Poza tym mamy gościa - mimowolnie spoglądam na Richarda, który przysłuchuje się naszej rozmowie.
- Ale on świetnie sam sobie poradzi albo odwiedzi w tym czasie swoją rodzinę. Prawda? Przypominam, że to mój dom, a ty jesteś moją narzeczoną i będziesz robiła to, co ci każę. Dlatego bez żadnego sprzeciwu pojedziesz tam ze mną, zrozumiano? - Cedric znowu próbuje udowodnić, kto tutaj rządzi. Rości sobie coraz więcej praw i myśli, że wszystko mu wolno.





- Przestań jej w końcu rozkazywać. Amelia nie jest twoją własnością - nieoczekiwanie Richard dołącza do naszej rozmowy. Obrzucając Cedrica bardzo nieprzychylnym spojrzeniem. 
- Nie wtrącaj się. To nie jest twoja sprawa. A ja będę robił, to co uważam za słuszne - odpowiada mu z jeszcze większą wściekłością niż mnie chwile wcześniej. 
- Na pewno nie w mojej obecności. Nie pozwolę ci wyładowywać na niej twoich frustracji. Ona sobie zwyczajnie, na to nie zasłużyła - podniesiony głos Richarda, utwierdza mnie w przekonaniu, że również on jest zdenerwowany. 
- Znalazł się obrońca. Jak ci tak na niej zależy, to sobie ją weź i tak jest bezużyteczna. A nie, przepraszam. Jesteś dla niej za biedny i odpadasz już na samym wstępie. Jej rodzice mierzą wysoko. Prawda, Amelio? - Cedric patrzy na mnie z wyższością. Wyraźnie zadowolony ze swoich słów i położenia w jakim się znalazłam. Wiedział, że ma nade mną władzę i sprawiało mu to chorą satysfakcję. Chciał, żebym przyznała mu rację. Ale w żadnym wypadku, tego nie zrobię. 
- Nie mam zamiaru z tobą dłużej rozmawiać, jesteś okropny. Zupełnie nie liczysz się ze swoimi słowami i z tym, że możesz kogoś urazić. Dziękuję bardzo za taką kolację. Sam sobie ją dokończ - bez słowa wychodzę z jadalni, na nic nie zważając. Miałam już zwyczajnie dość, że każda moja rozmowa z Cedriciem kończyła się awanturą. My kompletnie do siebie nie pasowaliśmy, to się od samego początku, zwyczajnie nie mogło udać. Szkoda tylko, że moich rodziców kompletnie to nie interesuje.






Wychodzę do ogrodu, jedynego miejsca w tym domu. Które nie wzbudza u mnie negatywnych emocji. Próbując się uspokoić. Cedric po raz kolejny, zachował się skandalicznie. Wiedziałam, że zrobił to wszystko w ramach zemsty za brak mojej pomocy i wstawiennictwa za nim u mojej rodziny, aby podarowali mu oczekiwaną przez niego kwotę. Z każdym dniem, czułam do niego tylko większą odrazę. Nie rozumiałam, co mu dawało wprowadzanie takiej atmosfery. Zniechęcał tylko wszystkich, jeszcze bardziej do siebie.




- Tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałem - słyszę głos Richarda za sobą. Odwracam się w jego stronę, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. Tak bardzo, było mi wstyd za Cedrica.
- Przepraszam cię za niego. Ten wieczór to jakaś kompletna katastrofa - mówię cicho, czując się winna tym wydarzeniom. Mogłam tak stanowczo, nie odmawiać Cedricowi pomocy w zdobyciu tych przeklętych pieniędzy i trochę z tym poczekać. Wtedy może, inaczej by się to potoczyło.
- Przestań, nie musisz się za niego tłumaczyć. Przecież nie masz wpływu na jego zachowanie. Spodziewałem się czegoś podobnego w jego wykonaniu. To on powinien nas przeprosić, a zwłaszcza ciebie. Jesteś w końcu jego narzeczoną, nie ma prawa cię tak traktować - wciąż byłam pełna podziwu, że stanął w mojej obronie. 
- Cedric pewnie myśli inaczej. Uważa, że ma do tego prawo. Jemu zawsze było wolno więcej. Mam tego wszystkiego dość. Nie mam siły, dłużej ciągnąć tej jednej wielkiej mistyfikacji - nie potrafię dłużej utrzymywać swoich nerwów na wodzy i zwyczajnie się rozklejam. Ostatnio nie było dnia, abym nie uroniłam, choć jednej łzy. Byłam na skraju załamania i coraz bliżej zbliżałam się do punktu, z którego nie ma odwrotu. 
- Nie płacz. Wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz - Richard bez większego zastanowienia, przytula mnie do siebie. A ja mimowolnie i kompletnie rozbita, wtulam się w niego. Jakby od tego zależało, moje dalsze życie.




- Nic się nie ułoży. Z każdym dniem, będzie tylko gorzej. Powiedz mi, co ty byś zrobił, gdyby rodzice zaaranżowali twoje małżeństwo, aby złączyć dwie fortuny w jedno? Zmuszając cię tym samym do poślubienia kogoś, kogo nie kochasz i nie miałbyś innego wyjścia niż tylko spełnić ich oczekiwania - szlocham wciąż przytulona do niego, wyjawiając mu całą prawdę na temat mojego związku z jego kuzynem. Potrzebowałam się komuś wyżalić, nie umiałam dłużej trzymać tego w sobie.
- Naprawdę zostałaś zmuszona do czegoś takiego? Wiedziałem, że coś tu nie gra. Ale w życiu nie spodziewałbym się akurat tego. Jak rodzice w ogóle, mogą robić coś takiego własnemu dziecku? - Richard nie może w to uwierzyć. Wcale się mu nie dziwię, samej wydaje mi się czasami, że to tylko zły sen.
- Jak widać w tym świecie, wszystko jest możliwe. A najgorsze w tym jest to, że według nich to najlepsze, co mogli dla mnie zrobić. Przecież Cedric to świetna partia i przy nim, nigdy niczego mi nie zabraknie. Oczywiście poza szacunkiem i miłością - w końcu sama, nigdy nie znalazłabym sobie kogoś na odpowiednim poziomie. Nikt nie zadowoliłby rodziców.
- Nie musisz tego robić. Nie mogą cię zmusić siłą do ślubu. Jeśli im ulegniesz zniszczysz sobie życie - sama także zdaję sobie z tego sprawę, tylko że odpowiednio zadbano, abym nie miała innego wyboru.
- Muszę, ponieważ nie mam dokąd odejść. W momencie zerwania zaręczyn, tracę wszystko i zostaje na bruku. Nikt mi nie pomoże. Rodzice mnie wydziedziczą i postarają, abym nie znalazła żadnej normalnej pracy, a wszyscy fałszywi znajomi odwrócą się ode mnie, z radością patrząc na mój upadek. To sytuacja bez wyjścia. Każde z rozwiązań jest, tak samo złe i tragiczne dla mnie w konsekwencjach - wypowiedzenie tych słów na głos, jest jeszcze bardziej dołujące. Pozbawia mnie złudzeń i nakazuje pogodzić się z tym, że Cedric zostanie moim mężem. Może to naprawdę czas na zakończenie mojego bezsensownego buntu wobec niego? Gdybym zaczęła robić to, co chce. Wtedy po jakimś czasie, być może przestałby być takim okropnym w stosunku do mnie człowiekiem.
- Musi być jakieś wyjście i wspólnie spróbujemy je znaleźć. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Nie ważne w jakiej sprawie - mimo jego deklaracji, wiem że nie mogę obarczać go swoimi problemami. Nie chcę, zniszczyć mu życia i mieszać do tego wszystkiego. On zwyczajnie na to nie zasługuje.




Przez następne minuty, milczymy. Ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wciąż pozostając w jego objęciach, zaczynałam się powoli uspokajać. Czułam, że nigdzie nie byłoby mi w tym momencie lepiej. Przy nim potrafiłam, choć na chwilę zapomnieć o czekającym mnie koszmarze i spojrzeć na świat z trochę lepszej perspektywy. Jego obecność, dawała mi chwilowe poczucie spokoju i ukojenia. Przy nikim innym do tej pory, nigdy się tak nie czułam. I mimo, że wciąż nie wiedziałam, co to znaczyło. Za nic nie chciałam tego zmieniać.




- Powinniśmy wrócić do środka. Zrobiło się chłodno, a ty masz na sobie tylko cienką sukienkę - odsuwam się od niego, patrząc wprost na jego twarz.
- Nie chcę. Nie mam zamiaru oglądać Cedrica - próbuje, jak najdłużej odciągnąć tą nieuniknioną chwilę. Mogłabym tu nawet nocować, wszystko było mi obojętne.
- Nie ma go. Znowu gdzieś wyszedł. Maria też, gdzieś zniknęła. Więc jesteśmy sami - nieoczekiwanie, cieszy mnie ta wiadomość.
- W takim razie, chodźmy. Skoro ich nie ma - zgadzam się i udajemy w stronę domu. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem, ale nie łudziłam się na rychłe nadejście snu. 




Gdy znajdujemy się przed drzwiami, prowadzącymi do mojej sypialni. Wiem, że powinniśmy się pożegnać, tylko że tego wcale nie chcę.
- Zostaniesz ze mną? Chociaż jeszcze przez chwilę? Nie chcę być sama. Ta przytłaczająca obojętność w tym domu, jest nie do zniesienia - proszę go, mając nadzieję że spełni moją prośbę. Zdawałam sobie sprawę, że to w najbliższej przyszłości, musi się skończyć. Richard nie mógł być na każde moje wezwanie i spełniać wszystkich moich próśb. Nie miałam prawa, wymagać od niego że będzie poświęcał swój czasu, wyłącznie mnie. Miał w końcu swoje życie i sprawy.
- Posiedzę przy tobie, dopóki nie zaśniesz. Jeśli ma ci to pomóc - wchodzimy do środka. Biorę pierwsze lepsze rzeczy do przebrania i znikam z nimi w łazience.




Po kilku minutach, wracam i bez wahania kładę się na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą.
- Spróbuj zasnąć. Sen naprawdę ci pomoże. Jutro na pewno poczujesz się lepiej, jeśli się tylko wyśpisz. Dobranoc - Richard przysuwa sobie krzesło obok łóżka i siada na nim. Mając zamiar, cierpliwie poczekać na nadejście mojego snu. 
- Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie ani z dzisiejszym wieczorem, ani z niczym innym. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo się cieszę, że cię poznałam - delikatnie dotykam jego dłoni, niepewnie ją ściskając. 
- Ja też się cieszę, że mam okazję przebywać z tobą. Jesteś wspaniałą osobą. Cedric jest kompletnie ślepy, że tego nie dostrzega. Kiedyś jeszcze tego wszystkiego pożałuje - nie spodziewałam się, aż tak miłych słów. Wiele one dla mnie znaczyły. Nikt inny, nigdy nie powiedział czegoś podobnego w moim kierunku. 




Powoli zasypiam, wciąż trzymając się kurczowo jego dłoni. Będąc na granicy jawy i snu, nie do końca świadomie wypowiadam słowa, których w normalnych warunkach w życiu bym nie powiedziała na głos.
- Nie zostawiaj mnie tutaj samej. Nie odchodź. Potrzebuję cię, bo jesteś jedyną dobrą rzeczą, która mnie spotkała w ostatnim czasie. I zwyczajnie nie chcę cię stracić, choć wiem że to nieuniknione.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Rozdział 4


Droga do centrum miasta, gdzie położona jest kwiaciarnia. Upływa nam w większości czasu w ciszy. Wpatruję się w dynamicznie zmieniający się widok za oknem, starając poukładać bałagan myśli panujący w mojej głowie. Lato nadchodziło wielkimi krokami, a ja zamiast się tym cieszyć. Chciałam jak najdłużej, odciągnąć w czasie ten moment. Choć wiedziałam, że nie mam na to wpływu. Każdy kolejny dzień, nieuchronnie przybliżał mnie do ślubu. Coraz bardziej, przygnębiała mnie ta świadomość. Wszystko przestawało mnie cieszyć. Pogrążyłam się w smutku i otchłani niespełnionych marzeń i utraconej nadziei.



- Amelia, słuchasz mnie? - głos Richarda, przywołuje mnie do rzeczywistości.
- Przepraszam, trochę się zamyśliłam. Mógłbyś powtórzyć, co mówiłeś? - proszę go.
- Pytałem, czy takie przygotowania do ślubu nie są dla ciebie męczące? Ilu tak właściwe zaprosiliście gości? - zastanawia się, patrząc na mnie z ciekawością.
- Nie są, bo praktycznie mnie nie dotyczą. Nie mam tu prawie nic do powiedzenia, zresztą nawet nie chcę mieć. A co do gości, to gdy lista przekroczyła czterystu, straciłam rachubę - orientuję się, że powiedziałam zbyt dużo. Przecież moja odpowiedź, wprost sugeruje że zupełnie nie interesuje mnie, mój własny ślub.
- Szczerze powiedziawszy, kompletnie nic z tego nie rozumiem. Dlaczego ty, tak właściwie chcesz wyjść za Cedrica, skoro wszystko wskazuje, że jesteś z nim nieszczęśliwa? Zasługujesz na kogoś lepszego niż on - Richard bardzo szybko połączył w całość, wszystko czego był dotychczas świadkiem oraz moje słowa. Tylko, że ja nie byłam jeszcze w stanie, opowiedzieć mu, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Praktycznie go nie znałam i nie ufałam na tyle, aby podzielić się z nim swoimi największymi obawami i rozterkami.
- Może kiedyś ci opowiem. Teraz na pewno, nie jest na to właściwy czas - na szczęście z opresji ratuje mnie to, że docieramy na miejsce. 




Wpatruję się w parterowy średniej wielkości budynek. Z dużymi oknami. Podobno w nim, znajdują się najlepsze kwiaty w mieście. Osobiście nie mam pojęcia, czy to prawda. Dla mnie wyglądają tak samo, jak wszędzie indziej. Ale według mojej rodzicielki, wszystko musi być najdroższe i z najwyższej półki. Inaczej ktoś jeszcze by pomyślał, że nasza rodzina nie jest wcale taka wspaniała na jaką wygląda. 
- Idziesz ze mną, czy poczekasz? To może trochę potrwać, czeka mnie zapewne stos dokumentów do podpisania - przerażała mnie ogromna ilość zamówionych roślin. Nie rozumiałam, na co tego tyle. Oczywiście mi zostawiono zajęcie się formalnościami, a wyboru kwiatów dokonano już dawno za mnie. Gdy tylko mama dowiedziała się, że chciałabym skromne i zwyczajne białe róże, a nie jakieś egzotyczne sprowadzane specjalnie na zamówienie kwiaty, których nazwy nawet nie pamiętam. Dostała prawie zawału. Od razu sama się tym zajęła, abym tylko nie przyniosła jej wstydu. Od tego czasu, kompletnie już straciłam jakiekolwiek zainteresowanie przygotowaniami. Skoro wszystkie moje pomysły, już na wstępie były odrzucane i krytykowane. 
- W takim razie dotrzymam ci towarzystwa. Ale w rewanżu dasz się zaprosić na kawę. W waszym domu, nie mamy nawet szansy na chwilę spokojnej rozmowy - ucieszyło mnie jego zaproszenie. Dzięki temu, nie musiałam od razu wracać do domu, w którym czułam się okropnie. Dodatkowo miałam szansę, dowiedzieć się o nim czegoś więcej. A Maria tym razem, nie będzie miała okazji przerwać mi w pół zdania.
- Z przyjemnością przyjmuję zaproszenie. Pośpieszmy się, chcę już mieć z głowy wizytę w tej kwiaciarni - wysiadam z samochodu i kieruję się w stronę do drzwi, prowadzących do wewnątrz.




W środku od razu dociera do mnie zapach świeżych i różnorodnych kwiatów. Bez większego zwlekania, podchodzę do lady i oczekuję na pojawienie się sprzedawczyni.
Kilkanaście minut później, formalności zostają dopełnione. A ja z niesmakiem spoglądam na zamówione kwiaty, które zupełnie mi się nie podobają. Są zbyt jaskrawe i zupełnie niepasujące do okazji. Ale to podobno ja się na niczym nie znam. Nawet tak wydaje się, nie wiele znacząca rzecz, nie mogła być, taka jak bym chciała.





- Muszę przyznać, że mają państwo niespotykany gust. Nie codziennie zdarza mi się przygotowywanie kompozycji, akurat z takiego rodzaju kwiatów - słowa florystki, są dla mnie nie do końca zrozumiałe. Dopiero po chwili dociera do mnie, że wzięła Richarda za mojego narzeczonego. Równocześnie wpada mi do głowy myśl, że na pewno dużo lepiej sprawdziłby się w tej roli niż Cedric. 
- Dziękujemy, ale to nie do końca był nasz pomysł. Jestem wdzięczna za pomoc. Do widzenia - nie wyprowadzam jej z błędu, nie mając siły niczego tłumaczyć. Nie wszyscy musieli wiedzieć, co naprawdę się dzieje. 




- Nie wiedziałem, że tak szybko awansowałem. To kiedy bierzemy ślub? - w drodze do kawiarni, słyszę rozbawiony głos Richarda.
- Choćby dziś, po co odwlekać to w czasie? - odpowiadam ze śmiechem, przekraczając próg kawiarni. Mogłabym sobie to nawet wyobrazić. Nawet taki szalony i kompletnie absurdalny pomysł, brzmiał dla mnie lepiej niż to, co mnie w rzeczywistości czekało.




Zajmujemy jeden z wolnych stolików. Czekając na zrealizowanie naszego zamówienia. Nie pamiętałam już, kiedy ostatnio mogłam z kimś tak zwyczajnie, spędzić trochę czasu na niezobowiązującej pogawędce.
- To o czym będziemy rozmawiać? - pytam, upijając łyk zamówionej przez siebie kawy.
- Opowiedz mi coś o sobie. Chciałbym cię bliżej poznać. Może głupio to zabrzmi, ale wydajesz się zupełnie nie pasująca do wszystkich tych osób, które znajdują się w twoim otoczeniu. Ty jesteś uprzejma i nikogo nie traktujesz, jak gorszego od siebie. Dodatkowo wyglądasz na niezbyt szczęśliwą - Richard patrzy na mnie z nie ukrywaną ciekawością, a ja nie potrafię długo wytrzymać jego spojrzenia. Było w nim coś, co zbyt mocno mnie do niego przyciągało.
- Bo tak naprawdę, nigdy nie byłam szczęśliwa. I raczej już nie będę. Odkąd pamiętam, byłam przez wszystkich nierozumiana. Nikt nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie potrafię się cieszyć z tego, co mam. Według nich przecież, niczego mi nie brakowało. A tak naprawdę, brakuje mi wielu rzeczy. Tylko nie da się ich kupić za pieniądze - nie rozumiałam, jak on to robił, że jedynym pytaniem, potrafił wyciągnąć ze mnie głęboko skrywane odczucia. Bez najmniejszego trudu przychodziło mi, zwierzanie się przed nim. Co zaczynało mnie trochę przerażać. Od zawsze byłam skrytą osobą, która wolała się nie otwierać przed innymi. W relacjach z Richardem, było zupełnie na odwrót. 
- To dlaczego tego nie zmienisz? Zawsze możesz zostawić to wszystko za sobą i spróbować zacząć żyć na swoich warunkach. Każdy ma przecież wybór - gdyby to wszystko było takie proste. Ja nie miałam nawet odwagi spróbować, postawić się własnej matce, aby przestała mną rządzić. A co dopiero mówić o zmianie całego swojego dotychczasowego życia. Byłam za słaba, aby się im wszystkim postawić. 
- Czasami życie nie pozostawia nam tego wyboru. Powoli nawet zaczynam się z tym godzić. Widocznie, taki już mój los - mówię ze zrezygnowaniem.
- Amelia, nie możesz się poddawać. Nie możesz dać się podporządkować. Jesteś zbyt wrażliwa, aby coś takiego wytrzymać na dłuższą metę - kolejny raz trafia w sedno. Ja już teraz nie dawałam rady. Ale równocześnie nie widziałam innego rozwiązania swojej sytuacji niż tylko poślubienie Cedrica.




- Dosyć tego tematu. Porozmawiajmy teraz o tobie. Kim ty tak właściwie jesteś, co? Wybacz, ale ja kompletnie, nic o tobie nie wiem. Od Cedrica nie mogłam nic wyciągnąć. Unika twojego tematu na wszelkie możliwe sposoby - kieruję naszą rozmowę na inny tor. Z uśmiechem na ustach, przysłuchując się przez kolejne minuty, jak opowiada o swoim życiu, rodzinie,znajomych. To wszystko było takie inne od tego, co znam i doświadczam na co dzień. Dużo lepsze i ciekawsze. Z każdym kolejnym słowem, coraz bardziej mnie intrygował. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, gdy opowiadał z ogromną pasją o tym, co kochał najbardziej. A co zarazem było, właściwie jego pracą. Podziwiałam to, że z uporem walczył o swoje marzenia. Podczas, gdy ja swoje, już dawno porzuciłam. Przestałam marzyć, że zostanę pisarką, o czymś o czym marzyłam od dziecka. Od czasu, gdy Cedric przez przypadek natknął się na jedną z moich prac i zwyczajnie ją wyśmiał, nie napisałam ani słowa. Uznałam, że nie ma to najmniejszego sensu. Zrezygnowałam z dnia na dzień, będąc przekonana że nie mam szans odnieść czegokolwiek. 




Gdy dochodzi późne popołudnie, postanawiamy wrócić do domu. Mój humor od razu się pogarsza, gdy tylko spoglądam na swój telefon i widzę kilkanaście nieodebranych połączeń od Marii. Spodziewam się, że zdążyła już poinformować mojego narzeczonego o mojej zbyt długiej nieobecności. 
Na samą myśl o zbliżającej się kolacji, zaczynałam się denerwować. Bałam się, że Cedric będzie próbował ze wszystkich sił, pokazać kto tutaj rządzi i nie oszczędzi sobie krytycznych uwag wobec Richarda, a także mnie. Na pewno będzie się starał wyprowadzić go z równowagi. A jeśli mu się to uda. Wieczór skończy się kompletną katastrofą.




- Richard, mogę cię prosić o jedną rzecz? - zatrzymuję go przed samym wejściem do domu.
- O co chodzi? - patrzy na mnie z niezrozumieniem.
- Nie reaguj na zaczepki Cedrica, których na pewno sobie nie odpuści podczas kolacji. Poza tym nie chcę, aby jego zachowanie wpłynęło na naszą relację. Widzisz, jesteś jedyną osobą, która przynajmniej próbuje mnie zrozumieć. Naprawdę cię polubiłam i nie chcę, żeby on jakimś sposobem, zmienił po raz kolejny, twoje nastawienie do mnie - mówię niepewnie, obawiając się jego reakcji. Bałam się, że może on wcale nie ma zamiaru, spędzać ze mną więcej czasu. I słuchać o moich problemach. Przecież nie był do tego zobowiązany w żaden sposób.
- Postaram się go zignorować. Nie interesuje mnie, jego opinia o mojej osobie. Ale nie obiecuję, że będę w stanie znieść, jego kolejne przytyki w twoją stronę. Dlatego, że też cię lubię. Choć w życiu bym wcześniej nie pomyślał, że tak się stanie. Zakładałem, że narzeczona Cedrica to jakaś kompletnie pusta dziewczyna, idealnie pasująca do niego. Strasznie się pomyliłem - cieszą mnie jego słowa, ponieważ pozwalały mi mieć nadzieję, że kilkanaście następnych dni, nie będzie tak szare i pozbawione sensu. Jak praktycznie całe moje życie.
- Czasami życie potrafi sprawiać niespodzianki. Cieszę się, że udało mi się przekonać cię, że wcale nie jestem taka zła – uśmiecham się delikatnie w jego kierunku. 




Już od progu, wita nas widok wyraźnie niezadowolonej Marii. Ile ja bym dała, aby znalazła gdzieś lepiej płatną i ciekawszą pracę i opuściła to miejsce na zawsze. Podejrzewałam, że jeszcze kilka miesięcy w towarzystwie jej i Cedrica, a zwariuję.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, będę u siebie. Widzimy się później - Richard wyraźnie, próbuje zejść z oczu Marii. Wcale się mu nie dziwię, sama najchętniej, także bym jej unikała.




- Amelio, dzwoniłam do ciebie kilkukrotnie. Ale postanowiłaś mnie zignorować. Przez co, kolacja będzie opóźniona. Nie wiedziałam, co mam na nią przygotować i nawet nie zaczęłam przygotowań - patrzę na nią z niedowierzaniem. W końcu nigdy nie pytała mnie o zdanie w sprawie serwowanych potraw. Byłam pewna, że zrobiła to specjalnie, aby Cedric miał kolejne powody, żeby zrobić mi awanturę.
- Podaj, co chcesz. Ty wiesz najlepiej, jakie dania zadowolą pana tego domu. Zawsze i tak wszystko przygotowywane jest pod jego gust. Więc nie rozumiem w czym miałaś problem? - tym razem nie mam zamiaru ustąpić i przepuścić jej kolejnej intrygi.
- Jesteś niesprawiedliwa. Ja chciałam tylko rzetelnie wykonywać swoją pracę - jej przesłodzony ton głosu, działa mi jeszcze bardziej na nerwy.
- Czyżby? Naprawdę myślisz, że w to uwierzę. Od początku próbujesz uprzykrzyć mi życie, więc daruj sobie tą fałszywą uprzejmość - po raz pierwszy, zbieram się na odwagę i mówię to, co myślę. Przestając się jej obawiać.
- Widocznie odnosisz złe wrażenie. Będę w kuchni, ktoś w końcu musi uratować dzisiejszy wieczór - udaje się w jej stronę, a ja zirytowana do granic możliwości jej zachowaniem. Idę się na górę w celu przygotowania na wieczorną farsę, co do której mam coraz gorsze przeczucia.




Wchodząc do sypialni, dostrzegam stojący na komodzie wazon z kwiatami, do których zaczepiony jest bilecik, oraz leżące nieopodal pudełeczko zapewne z jakąś drogą biżuterią. Wiedziałam, że to marna i przez coś wymuszona, próba przeprosin ze strony Cedrica za wczoraj. Zapewne wykona przez naszą gosposie na jego polecenie.
Spoglądam na bukiet żółtych róż, oraz napisane na ozdobnym kawałku papieru, na pewno nie pismem Cedrica słowo - przepraszam. Nawet na własnoręczne napisanie jednego słowa, nie było go stać.




Jego nieudolna próba udawania, że żałuję swojego zachowania. Wzbudza u mnie jedynie złość. W żadnym wypadku, nie miałam zamiaru mu wybaczyć, tego co zrobił. Zresztą jego to i tak nie obchodzi. Jest przekonany, że może robić co chce, bo i tak od niego nie odejdę. Nie miałam w końcu dokąd. Rodzice na pewno by mi nie darowali, przyniesienia im takiego wstydu i wyrzekli by się mnie. 

Mimo wszystko przeczuwam, że za tym stoi coś więcej, o czym dopiero będę miała się od niego dowiedzieć. Znałam już jego schemat postępowania, który od zawsze pozostawał niezmienny. Ta kolacja i próba przekupienia mnie drogim prezentem, miały swój cel. Znowu do czegoś byłam mu potrzebna. Zapomniał tylko, że nie jestem jak te wszystkie inne dziewczyny, które wprost błagają, aby poświęcił im choć minutę swojego cennego czasu i zrobiłyby dla niego wszystko.


sobota, 27 stycznia 2018

Rozdział 3


Wchodzę niepewnie do salonu, starając się znaleźć jakiś sposób na uniknięcie, kolejnej nieprzyjemnej wymiany zdań. Choć wiem, że nie powinnam liczyć na większy cud. Cedric od zawsze miał wybuchowy charakter i za każdym razem, próbował postawić na swoim. Demonstrując wszystkim wokoło, swoje niezadowolenie. Chociażby z jakiegoś błahego powodu. Uważał, że wszyscy powinni się mu podporządkować i chodzić pod jego dyktando. Niestety dla niego, ja nie miałam takiego zamiaru, przez co nieustannie panowało między nami duże napięcie.



- Gdzie byłaś? - mój narzeczony pyta, podniesionym tonem głosu. Od razu wywołując u mnie złość. Za kogo on się uważał? Sam robił, co tylko chciał, kompletnie na mnie nie zważając. Za to ja, byłam na każdym kroku kontrolowana. Nie mogłam nawet swobodnie wyjść z domu.
- Od kiedy to, muszę ci się spowiadać z tego, co robię? Ale jeśli już musisz wiedzieć, to w kwiaciarni. Tak, jak prosiłeś. Ale była zamknięta - odpowiadam lekceważąco. Nie widząc w tym, większego problemu. Świat się przecież nie zawali, jak załatwię tą sprawę w innym terminie.
- Oczywiście, że była zamknięta. Dlatego prosiłem cię, żebyś załatwiła to wcześniej. Ale Maria poinformowała mnie, że jak zwykle, wolałaś zrobić wszystko po swojemu. Co znowu było ważniejszego, co? - Cedric, jest coraz bardziej zdenerwowany. Ale ja nie mam zamiaru, szukać wymówek i postanawiam powiedzieć prawdę.

- Czekałam na Richarda. Bo w przeciwieństwie do ciebie. Wiem, co to kultura - pragnę, jak najszybciej zakończyć z nim, tą nie mającą większego sensu rozmowę. Przy okazji przypominając sobie, że mamy gościa, który nie powinien być świadkiem naszych kłótni.
- Na Richarda? Już zdążyliście się spoufalić? Nikt cię o to nie prosił, abyś na niego czekała. Poza tym, Maria była tu przez cały czas. To ona miała się nim zająć. Ty byłaś zbędna. Zresztą, miałaś coś innego do zrobienia. Zainteresowała byś się wreszcie, własnym ślubem z łaski swojej - wprost nie mogę uwierzyć, że to słyszę.
- Przypominam, że to także twój ślub. Ode mnie wymagasz zaangażowania, a sam nie kiwnąłeś nawet palcem. Jesteś skończonym hipokrytą - puszczają mi nerwy i ostatnie słowa wykrzykuję. Straciłam do niego resztki cierpliwości.




- Skończ te swoje bezsensowne wyrzuty. Chwilami mam cię, serdecznie dość. Biedna i wiecznie nieszczęśliwa, Amelia. Robisz z siebie ofiarę, a masz wszystko o czym inni, mogliby tylko pomarzyć. Ale tobie, wciąż jest źle. Wiesz ile dziewczyn, chciałoby być na twoim miejscu? Oddałyby wszystko, żeby zostać moją żoną. A ja coraz bardziej nabieram przekonania, że każda byłaby tysiąc razy lepsza niż ty. Z ciebie nie mam, najmniejszego pożytku. Do niczego się nie nadajesz - jego słowa ranią mnie dogłębnie. Po raz kolejny, udało mu się mnie poniżyć i zdołować. Czułam się okropnie. Zaczynając powoli wierzyć, że on rzeczywiście może mieć rację i jestem po prostu beznadziejna. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłam się od niego uwolnić. Znosiłam to wszystko i dawałam sobą pomiatać. Bo nie widziałam innego rozwiązania.




- Więc na co, jeszcze czekasz? Co cię powstrzymuje przed zostawieniem mnie? Pieniądze mojego ojca? Wiesz dlaczego się na to wszystko zgodziłeś? Bo tobie, ciągle jest mało. Milczysz, bo trafiłam w sedno? - zasypuję go oskarżeniami. Na które nie reaguje.
- Co, teraz zapewne, też nic nie powiesz, tylko trzaśniesz drzwiami i wyjdziesz. Odreagować moje słowa do jednej z tych swoich kochanek. Mam rację? Ciekawi mnie tylko, czy one wiedzą nawzajem o sobie? A może łudzą się, że są tymi jedynymi? - gorzkie słowa prawdy, wypowiedziane na głos. Przypłacam uderzeniem w policzek. W pierwszej chwili, jestem tym, tak kompletnie zszokowana, że nawet nie czuję bólu. Gdy dochodzi do mnie, co się stało. Nie mogę w to uwierzyć. Cedric tym razem, przekroczył ostateczną granicę. Nigdy mu tego nie wybaczę. Mimowolnie dotykam bolącego miejsca, dowodu że osoba stojąca przede mną, całkowicie się zatraciła. Przestając do reszty nad sobą panować.
- Jednak nie jesteś taka głupia, za jaką cię miałem. Potrafisz łączyć fakty. Ale skoro już wiesz, to przynajmniej nie będę musiał tego ukrywać. Naprawdę myślałaś, że będę ci wierny? Do twojej wiadomości, mam swoje potrzeby - jego bezczelność, jest dla mnie nie do zniesienia. Dodatkowo w ogóle nie żałuje, tego co zrobił przed chwilą. Zamiast mnie przeprosić, rani tylko dodatkowo słowami.




- Idź do diabła. Nie mogę na ciebie patrzeć - czuję, już po raz kolejny tego dnia, łzy zbierające się pod powiekami. Czym sobie zasłużyłam na życie z kimś takim? I przeżywanie takiego koszmaru?
- Żebyś wiedziała, że pójdę. Wszędzie, byle z daleka od ciebie - Cedric wychodzi, a uderzenie z jakim zamyka drzwi, słychać na pewno w całym domu. Cieszę się z tego, że sobie poszedł. Jestem pewna, że wróci najwcześniej jutro. Udając, że nic się nie stało.




Nie potrafiąc dłużej, powstrzymywać swojej rozpaczy. Wbiegam na oślep po schodach, na nieszczęście praktycznie na samym ich końcu, zderzając się z kimś.
- Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? - Richard przytrzymuje mnie, patrząc z niepokojem na moją zapłakaną twarz.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie widzisz? - mówię z ironią. Przenosząc swoje frustracje na niego. Od razu tego żałując. Przecież on jest, niczemu winny.
- Słyszałem, że się kłóciliście. Co ten idiota ci zrobił? - nie ustępuje i zmusza, abym na niego spojrzała. Nasze spojrzenia się spotykają i przez krótką chwilę, mam wrażenie że zaczyna się domyślać, jak bardzo nienawidzę tego miejsca. Uznaję to jednak, za kompletny absurd. Przypominając sobie, jak potraktował mnie kilka godzin wcześniej. 
- Naprawdę cię to interesuje? Przecież jestem taka sama, jak on. Więc nie udawaj, że w ogóle się mną przejmujesz. Doskonale wiem, co sobie myślisz. Uważasz, że sobie na to zasłużyłam. Skoro zdecydowałam się na bycie z kimś takim. Dlatego daj mi spokój, bo nie masz o niczym pojęcia - wyrywam się i wbiegam do swojej sypialni. Nie potrafiąc z nim dłużej rozmawiać.





Nie potrzebowałam od nikogo litości ani fałszywej troski. A tym zapewne była, jego nagła zmiana swojego nastawienia w stosunku do mnie. Kładę się z poczuciem bezsilności na łóżku, a moje łzy zostawiają mokre ślady na poduszce. Byłam zrozpaczona, wydarzeniami dzisiejszego dnia. Jak niby miałam poślubić człowieka, który w ogóle mnie nie szanował. Człowieka, którego zaczynałam po prostu nienawidzić. Byłam z tym wszystkim, zupełnie sama. Nikt nie miał nawet pojęcia, z jakimi rozterkami zmagałam się każdego dnia. W nikim nie miałam oparcia. Otaczali mnie sami bezuczuciowi ludzie, dla których liczyły się tylko pieniądze.




Przepłakuję większość nocy, zasypiając dopiero nad ranem. Wyczerpana i pozbawiona jakiejkolwiek wiary w to, że mój los może się kiedykolwiek odmienić.



Rano budzę się w fatalnym humorze. Nie mam nawet, najmniejszej ochoty wstawać z łóżka. Równocześnie wiedząc, że to nieuniknione. Maria już postarałaby się, aby wybić mi z głowy pomysł chwilowego załamania. Zasypując kolejnym, umoralniającym przemówieniem. Ta bezduszna kobieta, idealnie pasowała do tego domu. Ślepo wykonywała, wszystkie polecenia Cedrica, a największą satysfakcję, przynosiły jej moje kłótnie z nim. Uważała, że w pełni na nie zasługuję. Ponieważ, wciąż staram się buntować i nie spełniam jego zachcianek.




Doprowadzam się do porządku, robiąc wszystko automatycznie. Właściwie bez udziału świadomości. Moje myśli są daleko stąd, składając się w jedną wielką plątaninę. Nie mającą większego sensu.



W końcu postanawiam zejść na dół. Wiedząc, że nie ma sensu tego odwlekać. Przekraczając próg jadalni, dostrzegam oczekującego na moje pojawienie Richarda. Nie spodziewałam się, że postanowi dotrzymać mi towarzystwa, podczas śniadania. Zakładałam, że nie ma na to najmniejszej ochoty. I sobie tego oszczędzi. Zwłaszcza po tym, jak niemiło potraktowałam go, podczas naszego przypadkowego, wieczornego spotkania. 

Rozglądam się w poszukiwaniu Marii, ale nigdzie jej nie widzę. Czyżby zajęła się nareszcie tym, co należy do jej obowiązków? A nie, nieustannym pilnowaniem mojej osoby.





- Dzień dobry - witam się z nim. Siadając przy stole. Nie do końca wiedząc, jak powinnam się zachowywać. 
- Miło cię widzieć. Zaczynałem się już martwić, że jednak się nie zjawisz. A nie chciałem zaczynać bez ciebie. Cedric się nie pojawi? - jego słowa mnie zaskakują. Czekał specjalnie na mnie? 
- Nie sądzę. Od wczoraj nie wrócił. Zresztą to nie pierwszy raz. U niego to norma - mówię z otwartością, nie mając zamiaru udawać, że jesteśmy szczęśliwą parą zakochanych. A na pewno już nie po tym, co zrobił wczoraj.
- Chyba nie układa się wam najlepiej? - nie trudno było się zorientować, że w tym domu nic nie jest takie, jak być powinno.
- Delikatnie powiedziane. Wybacz, ale nie mam ochoty rozmawiać na ten temat. To wszystko, jest bardziej skomplikowane niż myślisz - ucinam rozmowę, nie będąc gotowa na otworzenie się przed nim. Wątpię, że kiedykolwiek potrafiłby zrozumieć, jak mogłam dać się tak podporządkować i zniewolić swoim rodzicom, że zmusili mnie do ślubu z Cedriciem.
- W porządku - kolejne minuty upływają nam w ciszy. Mieliśmy wyraźny problem ze znalezieniem, wspólnych tematów do rozmowy. Żadne z nas, nie potrafiło się przełamać i zniwelować tego chłodnego zdystansowania, jakie od początku znajomości nam towarzyszy.




- Amelia, chciałbym cię przeprosić. Wczoraj nie byłem dla ciebie zbyt miły. Nie powinienem z góry cię oceniać. Kompletnie nie znając - gdy kończę jeść, słyszę bardzo zaskakujące dla siebie słowa, które wydają się naprawdę szczere.
- W porządku. Przeprosiny przyjęte. Zresztą, ja też powinnam przeprosić za wczorajszy wieczór. Nie powinnam się tak unosić - jest mi zwyczajnie głupio, że widział mnie w takim stanie. Uważa mnie pewnie za niezrównoważoną psychicznie. 
- Miałaś do tego prawo. Byłaś zdenerwowana. To przez mnie się pokłóciliście, prawda? - patrzę na niego, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
- Nie do końca. Po prostu Cedric, poprosił mnie o załatwienie pewnej sprawy, a ja chciałam poczekać na ciebie. Dobre wychowanie, wymaga powitania swoich gości - nie mogłam powiedzieć, że tak naprawdę wcale nie chodziło mi o dobre maniery. A po prostu byłam ciekawa, kim okaże się Richard. I chciałam go bliżej poznać.
- Nie musiałaś się dla mnie narażać ani poświęcać. Nie oczekiwałem, hucznego przywitania. Doskonale zdaję sobie sprawę, że Cedric mnie nie znosi. Zresztą z wzajemnością. Zgodziłem się tu tymczasowo zamieszkać tylko dlatego, że moja mama nieustannie nalegała, abym przyjął propozycję ciotki. Kompletnie jej nie rozumiem, ale po latach postanowiła wybaczyć swojej siostrze, wszystkie przykrości i utrzymują regularny kontakt. W tajemnicy, praktycznie przed wszystkimi - zachowanie matki Cedrica, jest dla mnie bardzo dziwne. Zawsze wydawała mi się wyniosłą i dumną kobietą. Dlaczego zaszła w niej nagle, taka zmiana? Ostatnio faktycznie stała się milsza dla wszystkich, zrezygnowała też z brylowania w towarzystwie. Rzadko kiedy pojawiając się na jakiś spotkaniach.
- Może nie musiałam, ale chciałam - odpowiadam mimowolnie. Nie wierząc, że powiedziałam to na głos. Richard patrzy na mnie przenikliwie, jakby do końca nie wierzył, że moja słowa mogą być prawdziwe. 




Pojawienie się Marii, jak zwykle znikąd. Przerywa naszą dalszą rozmowę. Znowu musiała wszystko zepsuć. Powoli zaczynałam mieć nadzieję, że może uda nam się z Richardem dogadać. Ale jak zawsze, ktoś zniweczył moje plany.




- Amelio, twój narzeczony kazał przekazać, że wróci na kolację. Prosił, abyś na niego zaczekała. Chce z tobą później porozmawiać. Poza tym ma nadzieję, że uda ci się dzisiaj rozwiązać sprawę z kwiatami - kolejne rozkazy i nakazy. Tak było każdego dnia. Nie miałam, ani chwili spokoju.
- Właśnie miałam zamiar się tym zająć - informuję ją. Ignorując zupełnie informację o wspólnej kolacji z Cedriciem. Nie miałam na to, ani grama ochoty.
- Pan oczywiście też jest zaproszony - Maria zwraca się do Richarda z niechęcią. Wypowiedziane słowa z ledwością przechodzą jej przez gardło. A mnie jej zachowanie po raz kolejny wyprowadza z równowagi. Kiedyś naprawdę w końcu nie wytrzymam i szczerze jej wygarnę, co o niej myślę. Jak ona może, tak traktować ludzi? 
- Z przyjemnością skorzystam z takiej okazji - odpowiada jej, a ja nie potrafię powstrzymać szerokiego uśmiechu. W przeciwieństwie do naszej gosposi, która z grymasem niezadowolenia, szybko wychodzi. Wyraźnie spodziewała się innej odpowiedzi.




- Naprawdę masz ochotę, spędzić ten czas z nami? - pytam ciekawa.
- Z tobą, owszem. Z moim kuzynem, już trochę mniej. Ale każda okazja do zagrania mu na nerwach, jest dobra - po raz pierwszy od kilkunastu dobrych dni, komuś udało się wzbudzić u mnie śmiech. Dodatkowo mam wrażenie, że Richard zaczyna się do mnie przekonywać i zmieniać swoje początkowe zdanie na mój temat. Co niezwykle mnie cieszy. Może jednak, jeszcze nie wszystko stracone? 




- Miło mi się z tobą rozmawia, ale niestety muszę udać się do tej kwiaciarni. Inaczej nie dadzą mi spokoju - najchętniej, wcale bym nigdzie nie wychodziła. I spędziła ten czas z Richardem. Który jest, sto razy bardziej interesującą osobą od wszystkich innych moich znajomych, których ulubionym zajęciem są plotki i ekscytowanie się życiem innych osób.
- Mo cię tam zawieźć, jeśli chcesz. Nie mam nic innego do zrobienia. A spędzenia dnia w towarzystwie Marii, wolałbym sobie darować. Jakoś nie przypadliśmy sobie do gustu - jego propozycja sugeruje, że nie tylko ja. Mam ochotę, bardziej rozwinąć naszą znajomość.
- Z chęcią. Za chwilę będę gotowa. Daj mi pięć minut - udaję się szybko na górę po swoją torebkę, wkładając do niej potrzebne mi rzeczy.




Z uśmiechem na ustach wychodzę z domu. W końcu, choć na krótką chwilę, uwolnię się od rygoru i zasad w nim panujących. Nie mogę uwierzyć, że po tak fatalnym wczorajszym wieczorze. Richardowi, tak szybko udało się poprawić mi humor. Skutecznie odwrócił moją uwagę od kłótni z Cedriciem. A ja mimo, że nadal nie wiedziałam o nim za wiele. Naprawdę zaczynałam go lubić.  Wiedząc, że nie powinnam. W końcu on za jakiś czas stąd zniknie. A mnie będzie wtedy, jeszcze trudniej się z tym pogodzić.