środa, 31 stycznia 2018

Rozdział 5

Stoję przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Moja twarz nie wyraża żadnych emocji, oczy już dawno zostały pozbawione blasku, który jeszcze kilka lat temu, dostrzegałam w nich za każdym razem. Wtedy posiadałam wiarę, że sama pokieruję swoim życiem i wszystko potoczy się w zupełnie innym kierunku. Łudziłam się, że rodzina pozwoli mi odnaleźć moją własną drogę, którą będę podążać. Stało się jednak, zupełnie na odwrót.
Mimo wszystko, starałam się dzisiaj wyglądać, jak najlepiej. Sama do końca nie wiedząc, dlaczego. Przecież nie miałam żadnego powodu, aby się stroić.





Uśmiecham się smutno do siebie, słysząc delikatne pukanie do drzwi. Mam nadzieję, że ujrzę za nimi Richarda i razem poczekamy na dole na zjawienie się Cedrica. Lubiłam spędzać czas w jego towarzystwie.

Niestety z chwilą ich otwarcia, doznaję dużego rozczarowania. Staję twarzą w twarz ze swoim narzeczonym. Nie spodziewałam się, że postanowi pojawić się wcześniej. Zapewne zrobił to, bo pilnie czegoś ode mnie potrzebuje. Byłam prawie pewna, że ma w tym wszystkim jakiś interes. W przeciwnym wypadku, nie próbowałby mnie dzisiaj przepraszać.





- Witaj, Amelio. Chciałbym chwilę z tobą porozmawiać, zanim Maria poda kolacje. Przy okazji, podobno bardzo niemiło ją dzisiaj potraktowałaś, ale o tym pomówimy później - wchodzi do środka, próbując pocałować mnie w policzek na przywitanie, ale odsuwam się od niego. Wzbudzając u niego zdezorientowanie. Jak widać, nie tego się spodziewał. Myślał, że kwiaty i jakaś błyskotka, której nawet jeszcze nie otworzyłam, załatwiły sprawę. 
- A więc słucham. Czego ode mnie znowu potrzebujesz? - patrzę na niego z wyczekiwaniem. Nie mając zamiaru ukrywać, że po raz kolejny przejrzałam jego plany. Wcale nie miałam ochoty na żadną rozmowę z nim.
- Chciałbym, żebyś porozmawiała ze swoim ojcem, aby wspomógł mnie finansowo. Mam zamiar zainwestować sporą sumę pieniędzy w trochę ryzykowne przedsięwzięcie, dlatego proszę cię o pomoc - mam wrażenie, że się przesłyszałam. A więc całe to przedstawienie, służyło wyłącznie próbie nakłonienia mnie do zdobycia dla niego pieniędzy. I to na pewno w kwocie, przynajmniej kilku milionów. Za chwilę będę musiała go, niestety srogo rozczarować.
- Zapomnij. Nie będę go o nic prosiła. Zwłaszcza w twojej sprawie. Poproś swoich rodziców o pomoc, na pewno bez problemu ci je dadzą - odpowiadam ze złością. Nie mogłam uwierzyć, że po wczorajszej awanturze. Miał tupet w ogóle poruszyć taki temat. Poza tym, nie miałam zamiaru marnotrawić rodzinnych pieniędzy na jego fanaberie. Może nie miałam najlepszego ojca pod słońcem, ale całe życie poświęcił na dojście do tego, gdzie jest teraz. Czasami ciężką pracą i niemałym trudem. Na pewien sposób podziwiałam go za tą upartość i wytrwałość, którymi dążył do osiągnięcia swoich celów. 




- Już ich prosiłem. Ale nic z tego. Ojciec uznał, że ta inwestycja przyniesie wyłącznie straty i nic mi nie da. Ale on się myli i jeszcze mu to udowodnię - Cedric jest przekonany o swojej nieomylności, ale ja jestem bardziej skłonna uwierzyć w przewidywania jego ojca. On znał się na finansach, dużo lepiej niż jego syn.
- W takim razie przykro mi, ale będziesz sobie musiał odpuścić tą inwestycję. Albo znaleźć jej źródło, gdzie indziej - widzę, jak ogarnia go wściekłość na moje słowa. A ja zaczynam się bać, że sytuacja z wczorajszego wieczoru, znowu się powtórzy. 
- Czy ty choć raz możesz zrobić, o co cię proszę? Przydaj się w końcu na coś. Czy jedna rozmowa, będzie kosztowała cię, aż tak dużo? Ostrzegam cię, że jeśli nie spełnisz mojej prośby, to gorzko tego pożałujesz - grozi, myśląc że w ten sposób coś zyska. 
- Powiedziałam, że tego nie zrobię. I żadne twoje słowa, nie zmienią mojego zdania. Więc radź sobie sam - wychodzę z pokoju, zostawiając go samego. Nie mam zamiaru tym razem ustąpić i zrobić tego, czego ode mnie oczekuje. 



Schodzę na dół, obserwując jak Maria nakrywa do stołu z uśmiechem satysfakcji na ustach. Domyślam się, że to z powodu mojego wcześniejszego zachowania. W końcu dałam jej powód do narzekania na moją osobę. Odegrała na pewno świetnie, swoją rolę pokrzywdzonej przed Cedriciem. 



Wchodzę do salonu, aby nie musieć dłużej na nią patrzeć. A najchętniej wyszłabym w ogóle z tego domu i odpuściła sobie dzisiejszy wieczór.
Staję obok okna, wpatrując się w widok za nim. Podziwiając ostatnie promienie zachodzącego słońca. Z każdą sekundą, zaczynałam się coraz bardziej denerwować.
- Idziesz? Cedric już czeka. Niestety jest w bardzo złym humorze, chyba coś nie poszło po jego myśli - Richard staje obok mnie. 
- Nawet wiem, co. Czuję, że to będzie okropny wieczór - wzdycham tylko, przygotowując się na najgorsze.
- Nie martw się, jakoś to przetrwamy. Nas jest dwoje, a on tylko jeden. Więc mamy przewagę - posyła w moją stronę pocieszający uśmiech, a następnie wspólnie udajemy się do jadalni. Chciałabym posiadać jego optymizm.




Już na samym wstępie, wita nas zjadliwy uśmieszek Cedrica, który zajmuje honorowe miejsce przy stole. Zapewne czuje się, jak władca który w akcie łaski, dotrzymał towarzystwa swoim podwładnym. Chwilami jego wybujałe ego, stawało się naprawdę nie do wytrzymania. 
- Proszę, proszę. Któż to się nareszcie, raczył pojawić. Kolacja w takim towarzystwie to dla mnie zaszczyt. Witam moją wspaniałą narzeczoną oraz mojego ulubionego kuzyna. Richard, mam nadzieję że dobrze się czujesz w moim domu i niczego ci nie brakuje. W końcu, bardzo się o to starałem i dopilnowałem wszystkiego z najmniejszymi szczegółami - kpina wprost wylewa się z jego słów.
- Dziękuję za twoją troskę. Wszystko jest w jak najlepszym porządku - Richard odpowiada mu ze spokojem, nie dając się wciągnąć w jego gierki. Tak, jak mi obiecał. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Zajmuje miejsce naprzeciwko mojego. Posyłając w moją stronę, ukradkiem uśmiech.


- Cieszę się. A jak tam twoje osiągnięcia? Nadal nic specjalnego? - mój narzeczony, pyta z udawanym zmartwieniem. Tego właśnie się obawiałam. Byłam przekonana, że nie odmówi sobie podobnych komentarzy.
- A twoja firma? Ostatnio obiło mi się przypadkiem o uszy, że zanotowała jakieś poważne straty. Za czasów, gdy to wujek sprawował nad nią władzę, coś podobnego w ogóle nie miało miejsca - Richard wcale nie pozostaje Cedricowi dłużny i uderza w jego czuły punkt. Od jakiegoś już czasu kondycja finansowa, rodzinnej firmy Cedrica pozostawiała dużo do życzenia. A to z powodu, jego nie umiejętnego zarządzania.



Na szczęście ich dyskusje, która nie skończyłaby się dobrze, przerywa Maria podając przygotowane przez siebie potrawy. Przynajmniej raz się na coś przydała. 

Przez dłuższy czas, panuje między nami cisza. Przerywana jedynie, delikatnym odbijaniem się sztućców od talerzy. Gdy już myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, pomimo napiętej atmosfery i sztucznej uprzejmości. A wieczór upłynie w miarę znośnie. Cedric porusza temat, który na pewno nie doprowadzi do niczego dobrego.





- Amelia, w przyszły weekend Laura i Olivier, zaprosili nas do swojej posiadłości, więc przygotuj się na krótki wyjazd - słysząc imiona jego przyjaciół, momentalnie zamieram. Doskonale wiedział, że mnie nie znoszą. Zresztą z wzajemnością. Z całego otoczenia Cedrica, to oni byli najgorsi. A zwłaszcza Laura. Za każdym razem, starała się udowodnić swoją wyższość nade mną. Biegała za Cedriciem, mimo że była już dawno po ślubie z Olivierem. Razem z moim narzeczonym, byli siebie warci. Dla mnie mogła go sobie wziąć, nawet teraz. Przynajmniej raz na zawsze, bym się od niego uwolniła. 
- Chyba takie rzeczy, powinieneś ustalić najpierw ze mną, nie sądzisz? Nie mam zamiaru być na ich łasce przez dwa dni, więc zapomnij o tym. Poza tym mamy gościa - mimowolnie spoglądam na Richarda, który przysłuchuje się naszej rozmowie.
- Ale on świetnie sam sobie poradzi albo odwiedzi w tym czasie swoją rodzinę. Prawda? Przypominam, że to mój dom, a ty jesteś moją narzeczoną i będziesz robiła to, co ci każę. Dlatego bez żadnego sprzeciwu pojedziesz tam ze mną, zrozumiano? - Cedric znowu próbuje udowodnić, kto tutaj rządzi. Rości sobie coraz więcej praw i myśli, że wszystko mu wolno.





- Przestań jej w końcu rozkazywać. Amelia nie jest twoją własnością - nieoczekiwanie Richard dołącza do naszej rozmowy. Obrzucając Cedrica bardzo nieprzychylnym spojrzeniem. 
- Nie wtrącaj się. To nie jest twoja sprawa. A ja będę robił, to co uważam za słuszne - odpowiada mu z jeszcze większą wściekłością niż mnie chwile wcześniej. 
- Na pewno nie w mojej obecności. Nie pozwolę ci wyładowywać na niej twoich frustracji. Ona sobie zwyczajnie, na to nie zasłużyła - podniesiony głos Richarda, utwierdza mnie w przekonaniu, że również on jest zdenerwowany. 
- Znalazł się obrońca. Jak ci tak na niej zależy, to sobie ją weź i tak jest bezużyteczna. A nie, przepraszam. Jesteś dla niej za biedny i odpadasz już na samym wstępie. Jej rodzice mierzą wysoko. Prawda, Amelio? - Cedric patrzy na mnie z wyższością. Wyraźnie zadowolony ze swoich słów i położenia w jakim się znalazłam. Wiedział, że ma nade mną władzę i sprawiało mu to chorą satysfakcję. Chciał, żebym przyznała mu rację. Ale w żadnym wypadku, tego nie zrobię. 
- Nie mam zamiaru z tobą dłużej rozmawiać, jesteś okropny. Zupełnie nie liczysz się ze swoimi słowami i z tym, że możesz kogoś urazić. Dziękuję bardzo za taką kolację. Sam sobie ją dokończ - bez słowa wychodzę z jadalni, na nic nie zważając. Miałam już zwyczajnie dość, że każda moja rozmowa z Cedriciem kończyła się awanturą. My kompletnie do siebie nie pasowaliśmy, to się od samego początku, zwyczajnie nie mogło udać. Szkoda tylko, że moich rodziców kompletnie to nie interesuje.






Wychodzę do ogrodu, jedynego miejsca w tym domu. Które nie wzbudza u mnie negatywnych emocji. Próbując się uspokoić. Cedric po raz kolejny, zachował się skandalicznie. Wiedziałam, że zrobił to wszystko w ramach zemsty za brak mojej pomocy i wstawiennictwa za nim u mojej rodziny, aby podarowali mu oczekiwaną przez niego kwotę. Z każdym dniem, czułam do niego tylko większą odrazę. Nie rozumiałam, co mu dawało wprowadzanie takiej atmosfery. Zniechęcał tylko wszystkich, jeszcze bardziej do siebie.




- Tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałem - słyszę głos Richarda za sobą. Odwracam się w jego stronę, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. Tak bardzo, było mi wstyd za Cedrica.
- Przepraszam cię za niego. Ten wieczór to jakaś kompletna katastrofa - mówię cicho, czując się winna tym wydarzeniom. Mogłam tak stanowczo, nie odmawiać Cedricowi pomocy w zdobyciu tych przeklętych pieniędzy i trochę z tym poczekać. Wtedy może, inaczej by się to potoczyło.
- Przestań, nie musisz się za niego tłumaczyć. Przecież nie masz wpływu na jego zachowanie. Spodziewałem się czegoś podobnego w jego wykonaniu. To on powinien nas przeprosić, a zwłaszcza ciebie. Jesteś w końcu jego narzeczoną, nie ma prawa cię tak traktować - wciąż byłam pełna podziwu, że stanął w mojej obronie. 
- Cedric pewnie myśli inaczej. Uważa, że ma do tego prawo. Jemu zawsze było wolno więcej. Mam tego wszystkiego dość. Nie mam siły, dłużej ciągnąć tej jednej wielkiej mistyfikacji - nie potrafię dłużej utrzymywać swoich nerwów na wodzy i zwyczajnie się rozklejam. Ostatnio nie było dnia, abym nie uroniłam, choć jednej łzy. Byłam na skraju załamania i coraz bliżej zbliżałam się do punktu, z którego nie ma odwrotu. 
- Nie płacz. Wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz - Richard bez większego zastanowienia, przytula mnie do siebie. A ja mimowolnie i kompletnie rozbita, wtulam się w niego. Jakby od tego zależało, moje dalsze życie.




- Nic się nie ułoży. Z każdym dniem, będzie tylko gorzej. Powiedz mi, co ty byś zrobił, gdyby rodzice zaaranżowali twoje małżeństwo, aby złączyć dwie fortuny w jedno? Zmuszając cię tym samym do poślubienia kogoś, kogo nie kochasz i nie miałbyś innego wyjścia niż tylko spełnić ich oczekiwania - szlocham wciąż przytulona do niego, wyjawiając mu całą prawdę na temat mojego związku z jego kuzynem. Potrzebowałam się komuś wyżalić, nie umiałam dłużej trzymać tego w sobie.
- Naprawdę zostałaś zmuszona do czegoś takiego? Wiedziałem, że coś tu nie gra. Ale w życiu nie spodziewałbym się akurat tego. Jak rodzice w ogóle, mogą robić coś takiego własnemu dziecku? - Richard nie może w to uwierzyć. Wcale się mu nie dziwię, samej wydaje mi się czasami, że to tylko zły sen.
- Jak widać w tym świecie, wszystko jest możliwe. A najgorsze w tym jest to, że według nich to najlepsze, co mogli dla mnie zrobić. Przecież Cedric to świetna partia i przy nim, nigdy niczego mi nie zabraknie. Oczywiście poza szacunkiem i miłością - w końcu sama, nigdy nie znalazłabym sobie kogoś na odpowiednim poziomie. Nikt nie zadowoliłby rodziców.
- Nie musisz tego robić. Nie mogą cię zmusić siłą do ślubu. Jeśli im ulegniesz zniszczysz sobie życie - sama także zdaję sobie z tego sprawę, tylko że odpowiednio zadbano, abym nie miała innego wyboru.
- Muszę, ponieważ nie mam dokąd odejść. W momencie zerwania zaręczyn, tracę wszystko i zostaje na bruku. Nikt mi nie pomoże. Rodzice mnie wydziedziczą i postarają, abym nie znalazła żadnej normalnej pracy, a wszyscy fałszywi znajomi odwrócą się ode mnie, z radością patrząc na mój upadek. To sytuacja bez wyjścia. Każde z rozwiązań jest, tak samo złe i tragiczne dla mnie w konsekwencjach - wypowiedzenie tych słów na głos, jest jeszcze bardziej dołujące. Pozbawia mnie złudzeń i nakazuje pogodzić się z tym, że Cedric zostanie moim mężem. Może to naprawdę czas na zakończenie mojego bezsensownego buntu wobec niego? Gdybym zaczęła robić to, co chce. Wtedy po jakimś czasie, być może przestałby być takim okropnym w stosunku do mnie człowiekiem.
- Musi być jakieś wyjście i wspólnie spróbujemy je znaleźć. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Nie ważne w jakiej sprawie - mimo jego deklaracji, wiem że nie mogę obarczać go swoimi problemami. Nie chcę, zniszczyć mu życia i mieszać do tego wszystkiego. On zwyczajnie na to nie zasługuje.




Przez następne minuty, milczymy. Ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wciąż pozostając w jego objęciach, zaczynałam się powoli uspokajać. Czułam, że nigdzie nie byłoby mi w tym momencie lepiej. Przy nim potrafiłam, choć na chwilę zapomnieć o czekającym mnie koszmarze i spojrzeć na świat z trochę lepszej perspektywy. Jego obecność, dawała mi chwilowe poczucie spokoju i ukojenia. Przy nikim innym do tej pory, nigdy się tak nie czułam. I mimo, że wciąż nie wiedziałam, co to znaczyło. Za nic nie chciałam tego zmieniać.




- Powinniśmy wrócić do środka. Zrobiło się chłodno, a ty masz na sobie tylko cienką sukienkę - odsuwam się od niego, patrząc wprost na jego twarz.
- Nie chcę. Nie mam zamiaru oglądać Cedrica - próbuje, jak najdłużej odciągnąć tą nieuniknioną chwilę. Mogłabym tu nawet nocować, wszystko było mi obojętne.
- Nie ma go. Znowu gdzieś wyszedł. Maria też, gdzieś zniknęła. Więc jesteśmy sami - nieoczekiwanie, cieszy mnie ta wiadomość.
- W takim razie, chodźmy. Skoro ich nie ma - zgadzam się i udajemy w stronę domu. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem, ale nie łudziłam się na rychłe nadejście snu. 




Gdy znajdujemy się przed drzwiami, prowadzącymi do mojej sypialni. Wiem, że powinniśmy się pożegnać, tylko że tego wcale nie chcę.
- Zostaniesz ze mną? Chociaż jeszcze przez chwilę? Nie chcę być sama. Ta przytłaczająca obojętność w tym domu, jest nie do zniesienia - proszę go, mając nadzieję że spełni moją prośbę. Zdawałam sobie sprawę, że to w najbliższej przyszłości, musi się skończyć. Richard nie mógł być na każde moje wezwanie i spełniać wszystkich moich próśb. Nie miałam prawa, wymagać od niego że będzie poświęcał swój czasu, wyłącznie mnie. Miał w końcu swoje życie i sprawy.
- Posiedzę przy tobie, dopóki nie zaśniesz. Jeśli ma ci to pomóc - wchodzimy do środka. Biorę pierwsze lepsze rzeczy do przebrania i znikam z nimi w łazience.




Po kilku minutach, wracam i bez wahania kładę się na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą.
- Spróbuj zasnąć. Sen naprawdę ci pomoże. Jutro na pewno poczujesz się lepiej, jeśli się tylko wyśpisz. Dobranoc - Richard przysuwa sobie krzesło obok łóżka i siada na nim. Mając zamiar, cierpliwie poczekać na nadejście mojego snu. 
- Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie ani z dzisiejszym wieczorem, ani z niczym innym. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo się cieszę, że cię poznałam - delikatnie dotykam jego dłoni, niepewnie ją ściskając. 
- Ja też się cieszę, że mam okazję przebywać z tobą. Jesteś wspaniałą osobą. Cedric jest kompletnie ślepy, że tego nie dostrzega. Kiedyś jeszcze tego wszystkiego pożałuje - nie spodziewałam się, aż tak miłych słów. Wiele one dla mnie znaczyły. Nikt inny, nigdy nie powiedział czegoś podobnego w moim kierunku. 




Powoli zasypiam, wciąż trzymając się kurczowo jego dłoni. Będąc na granicy jawy i snu, nie do końca świadomie wypowiadam słowa, których w normalnych warunkach w życiu bym nie powiedziała na głos.
- Nie zostawiaj mnie tutaj samej. Nie odchodź. Potrzebuję cię, bo jesteś jedyną dobrą rzeczą, która mnie spotkała w ostatnim czasie. I zwyczajnie nie chcę cię stracić, choć wiem że to nieuniknione.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam rozdział zaraz jak dodałaś, ale coś mi wypadło, dlatego komentuję dopiero teraz :)
    Okazuje się, że Cederik jednak nie jest taki idealny za jakiego go miałam. Myślałam, że kąpie się w pieniądzach i zmienia dziewczyny jak skarpetki. A jednak coś mu nie wychodzi z firmą! Nawet kazał Amelii żeby poprosiła o pomoc finansową swojego ojca. Martwi mnie jednak, że jak się nie zgodziła to powiedział, że będzie tego żałowała.
    Co do żałowania to Amelia na pewno żałuje tego, że musi brać ślub z tym materialistą. Co tu dużo mówić...Ma dziewczyna przerąbane. Dobrze, że teraz ma po swojej stronie Richarda, który nawet dobrze bronił jej podczas tej nieszczęsnej kolacji. Swoją drogą widzę, że już zaczyna się coś dziać między nimi. Oby tak dalej, niech oboje znajdą sposób uwolnienia się od Cederika.
    Zakładam, że w najbliższym czasie poznamy tych przyjaciół Cederika, których tak nie lubi Amelia. Ciekawi mnie to spotkanie, chociaż niekoniecznie ich osoby. Bardziej co się będzie tam działo, a może Richard wybierze się z nimi? Kto wie co dla nas szykujesz :)
    Czekam więc na rozwój wydarzeń. Życzę dużo weny, bo opowiadanie wciągnęło mnie już od samego prologu. Oby tak dalej!
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak mi słów żeby opisać zachowanie Cedrica. Jest bezczelny, wyrachowany, okropny.Jak mógł potraktować w ten sposób Amelie.A wcześniej miał czelność jeszcze prosić ją o pomoc w uzyskaniu pieniędzy od jej ojca.Mam nadzieję że ona nie ulegnie i nie załatwi mu ich. Tak samo jak mam nadzieję że uda jej się jakoś wykręcić od tego całego wyjazdu z jego przyjaciółmi bo pewno są tyle samo warci co on.Cieszę się że Amelia coraz bardziej zbliża się do Richarda.Widać że doskonale się rozumieją. Super że on stanął w jej obronie na tej nieszczęsnej kolacji.Nie wyobrażam sobie jak poradziłaby sobie bez jego wsparcia. Jak zwykle czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń