Wchodzę
niepewnie do salonu, starając się znaleźć jakiś sposób na
uniknięcie, kolejnej nieprzyjemnej wymiany zdań. Choć wiem, że
nie powinnam liczyć na większy cud. Cedric od zawsze miał
wybuchowy charakter i za każdym razem, próbował postawić na
swoim. Demonstrując wszystkim wokoło, swoje niezadowolenie.
Chociażby
z jakiegoś błahego powodu. Uważał, że wszyscy powinni się mu
podporządkować i chodzić pod jego dyktando. Niestety dla niego, ja
nie miałam takiego zamiaru, przez co nieustannie panowało między
nami duże napięcie.
-
Gdzie byłaś? - mój narzeczony pyta, podniesionym tonem głosu. Od
razu wywołując u mnie złość. Za kogo on się uważał? Sam
robił, co tylko
chciał, kompletnie na mnie nie zważając. Za to ja, byłam na
każdym kroku kontrolowana. Nie mogłam nawet swobodnie wyjść z
domu.
-
Od kiedy to, muszę ci się spowiadać z tego, co robię? Ale jeśli
już musisz wiedzieć, to w kwiaciarni. Tak, jak prosiłeś. Ale była
zamknięta - odpowiadam lekceważąco. Nie widząc w tym, większego
problemu. Świat się przecież nie zawali, jak załatwię tą sprawę
w innym terminie.
-
Oczywiście, że była zamknięta. Dlatego prosiłem cię, żebyś
załatwiła to wcześniej. Ale Maria poinformowała
mnie,
że jak zwykle, wolałaś zrobić wszystko po swojemu. Co znowu było
ważniejszego, co? - Cedric, jest coraz bardziej zdenerwowany. Ale ja
nie mam zamiaru, szukać wymówek i postanawiam powiedzieć prawdę.
-
Czekałam na Richarda. Bo w przeciwieństwie do ciebie. Wiem, co to
kultura - pragnę, jak najszybciej zakończyć z nim, tą nie mającą
większego sensu rozmowę. Przy okazji przypominając sobie, że mamy
gościa, który nie powinien być świadkiem naszych kłótni.
-
Na
Richarda? Już zdążyliście się spoufalić?
Nikt cię o to nie prosił, abyś
na niego czekała.
Poza tym, Maria była tu przez cały czas. To ona miała się nim
zająć. Ty byłaś zbędna. Zresztą, miałaś coś innego do
zrobienia. Zainteresowała byś się wreszcie, własnym ślubem z
łaski swojej - wprost nie mogę uwierzyć, że to słyszę.
-
Przypominam, że to także twój ślub. Ode mnie wymagasz
zaangażowania, a sam nie kiwnąłeś nawet palcem. Jesteś
skończonym hipokrytą - puszczają mi nerwy i ostatnie słowa
wykrzykuję. Straciłam do niego resztki cierpliwości.
-
Skończ te swoje bezsensowne wyrzuty. Chwilami mam cię, serdecznie
dość. Biedna i wiecznie nieszczęśliwa, Amelia. Robisz z siebie
ofiarę, a masz wszystko o czym inni, mogliby tylko pomarzyć. Ale
tobie, wciąż jest źle. Wiesz ile dziewczyn, chciałoby być na
twoim miejscu? Oddałyby wszystko, żeby zostać moją żoną. A ja
coraz bardziej nabieram przekonania, że każda byłaby tysiąc razy
lepsza niż ty. Z ciebie nie mam, najmniejszego pożytku. Do niczego
się nie nadajesz - jego słowa ranią mnie dogłębnie. Po raz
kolejny, udało mu się mnie poniżyć i zdołować. Czułam się
okropnie. Zaczynając powoli wierzyć, że on rzeczywiście może
mieć rację i jestem po prostu beznadziejna. A najgorsze w tym
wszystkim było to, że nie potrafiłam się od niego uwolnić.
Znosiłam to wszystko i dawałam sobą pomiatać. Bo nie widziałam
innego rozwiązania.
-
Więc na co, jeszcze czekasz? Co cię powstrzymuje przed zostawieniem
mnie? Pieniądze mojego ojca? Wiesz
dlaczego się na to wszystko zgodziłeś?
Bo tobie, ciągle jest mało. Milczysz, bo trafiłam w sedno? -
zasypuję go oskarżeniami. Na które nie reaguje.
-
Co, teraz zapewne, też
nic nie powiesz, tylko trzaśniesz drzwiami i wyjdziesz. Odreagować
moje słowa do jednej z tych swoich kochanek. Mam rację? Ciekawi
mnie tylko, czy one wiedzą nawzajem o sobie? A może łudzą się,
że są tymi jedynymi? - gorzkie słowa prawdy, wypowiedziane na
głos. Przypłacam uderzeniem w policzek. W pierwszej chwili, jestem
tym, tak kompletnie zszokowana, że nawet nie czuję bólu. Gdy
dochodzi do mnie, co się stało. Nie mogę w to uwierzyć. Cedric
tym razem, przekroczył ostateczną granicę. Nigdy mu tego nie
wybaczę. Mimowolnie dotykam bolącego miejsca, dowodu że osoba
stojąca przede mną, całkowicie się zatraciła. Przestając do
reszty nad sobą panować.
-
Jednak nie jesteś taka głupia, za jaką cię miałem. Potrafisz
łączyć fakty. Ale skoro już wiesz, to przynajmniej nie będę
musiał tego ukrywać. Naprawdę myślałaś, że będę ci wierny?
Do twojej wiadomości,
mam swoje potrzeby - jego bezczelność, jest dla mnie nie do
zniesienia. Dodatkowo w ogóle nie żałuje, tego co zrobił przed
chwilą. Zamiast mnie
przeprosić,
rani tylko
dodatkowo słowami.
-
Idź do diabła. Nie mogę na ciebie patrzeć - czuję, już po raz
kolejny tego dnia, łzy zbierające się pod powiekami. Czym sobie
zasłużyłam na życie z kimś takim? I przeżywanie takiego
koszmaru?
-
Żebyś wiedziała, że pójdę. Wszędzie, byle z daleka od ciebie -
Cedric wychodzi, a uderzenie z jakim zamyka drzwi, słychać na pewno
w całym domu. Cieszę się z tego, że sobie poszedł. Jestem pewna,
że wróci najwcześniej jutro. Udając, że nic się nie
stało.
Nie
potrafiąc dłużej, powstrzymywać swojej rozpaczy. Wbiegam na oślep
po schodach, na
nieszczęście praktycznie na samym ich końcu,
zderzając się z kimś.
-
Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? - Richard przytrzymuje mnie,
patrząc z niepokojem na moją zapłakaną twarz.
-
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie
widzisz? - mówię z ironią. Przenosząc swoje frustracje na niego.
Od razu tego żałując. Przecież on jest, niczemu winny.
-
Słyszałem, że się kłóciliście. Co ten idiota ci zrobił? - nie
ustępuje i zmusza, abym na niego spojrzała. Nasze
spojrzenia się spotykają i przez krótką chwilę, mam wrażenie że
zaczyna się domyślać, jak bardzo nienawidzę tego miejsca. Uznaję
to jednak, za kompletny absurd. Przypominając sobie, jak potraktował
mnie kilka godzin wcześniej.
-
Naprawdę cię to interesuje? Przecież jestem taka sama, jak on.
Więc nie udawaj, że w ogóle się
mną przejmujesz.
Doskonale
wiem, co sobie myślisz. Uważasz, że sobie na to zasłużyłam.
Skoro zdecydowałam się na bycie z kimś takim. Dlatego daj mi
spokój, bo nie masz o niczym pojęcia - wyrywam się i wbiegam do
swojej sypialni. Nie potrafiąc z nim dłużej rozmawiać.
Nie
potrzebowałam od nikogo litości
ani fałszywej troski. A tym zapewne była, jego nagła zmiana
swojego nastawienia w stosunku do mnie. Kładę się z poczuciem
bezsilności na łóżku, a moje łzy zostawiają mokre ślady na
poduszce. Byłam zrozpaczona, wydarzeniami dzisiejszego dnia. Jak
niby miałam poślubić człowieka, który w ogóle mnie nie
szanował. Człowieka, którego zaczynałam po prostu nienawidzić.
Byłam z tym wszystkim, zupełnie sama. Nikt nie miał nawet pojęcia,
z jakimi rozterkami zmagałam się każdego dnia. W nikim nie miałam
oparcia. Otaczali mnie sami bezuczuciowi ludzie, dla których liczyły
się tylko pieniądze.
Przepłakuję
większość nocy, zasypiając dopiero nad ranem. Wyczerpana i
pozbawiona jakiejkolwiek wiary w to, że mój los może się
kiedykolwiek odmienić.
Rano
budzę się w fatalnym humorze. Nie mam nawet, najmniejszej ochoty
wstawać z łóżka. Równocześnie wiedząc, że to nieuniknione.
Maria już postarałaby się, aby wybić mi z głowy pomysł
chwilowego załamania. Zasypując kolejnym, umoralniającym
przemówieniem. Ta bezduszna kobieta, idealnie pasowała do tego
domu. Ślepo wykonywała, wszystkie polecenia Cedrica,
a największą satysfakcję, przynosiły jej moje kłótnie z nim.
Uważała, że w pełni na nie zasługuję. Ponieważ, wciąż staram
się buntować i nie spełniam jego zachcianek.
Doprowadzam
się do porządku, robiąc wszystko automatycznie. Właściwie bez
udziału świadomości. Moje myśli są daleko stąd, składając się
w jedną wielką plątaninę. Nie mającą większego sensu.
W
końcu postanawiam zejść na dół. Wiedząc, że nie ma sensu tego odwlekać. Przekraczając próg jadalni,
dostrzegam oczekującego na moje pojawienie Richarda. Nie
spodziewałam się, że postanowi dotrzymać mi towarzystwa, podczas
śniadania. Zakładałam, że nie ma na to najmniejszej ochoty. I
sobie tego oszczędzi. Zwłaszcza po tym, jak niemiło potraktowałam go, podczas naszego przypadkowego, wieczornego spotkania.
Rozglądam się w poszukiwaniu Marii, ale
nigdzie jej nie widzę. Czyżby zajęła się nareszcie tym, co
należy do jej obowiązków? A nie, nieustannym pilnowaniem mojej
osoby.
-
Dzień dobry - witam się z nim. Siadając przy stole. Nie do końca wiedząc, jak powinnam się zachowywać.
-
Miło cię widzieć. Zaczynałem się już martwić, że jednak się
nie zjawisz. A nie chciałem zaczynać bez ciebie. Cedric się nie
pojawi? - jego słowa mnie zaskakują. Czekał specjalnie na mnie?
-
Nie sądzę. Od wczoraj nie wrócił. Zresztą to nie pierwszy raz. U
niego to norma - mówię
z otwartością, nie mając zamiaru udawać, że jesteśmy szczęśliwą
parą zakochanych. A na pewno już nie po tym, co zrobił wczoraj.
-
Chyba nie układa się wam najlepiej? - nie trudno było się
zorientować, że w tym domu nic nie jest takie, jak być powinno.
-
Delikatnie powiedziane. Wybacz, ale nie mam ochoty rozmawiać na ten
temat. To wszystko, jest bardziej skomplikowane niż myślisz -
ucinam rozmowę, nie będąc gotowa na otworzenie się przed nim.
Wątpię, że kiedykolwiek potrafiłby zrozumieć, jak
mogłam dać się tak podporządkować i zniewolić swoim rodzicom, że
zmusili mnie do ślubu z Cedriciem.
-
W porządku - kolejne minuty upływają nam w ciszy. Mieliśmy
wyraźny problem ze znalezieniem, wspólnych tematów do rozmowy.
Żadne
z nas, nie potrafiło się przełamać i zniwelować tego chłodnego
zdystansowania, jakie od początku znajomości nam towarzyszy.
-
Amelia, chciałbym cię przeprosić. Wczoraj nie byłem dla ciebie
zbyt miły. Nie powinienem z góry cię oceniać. Kompletnie nie
znając - gdy kończę jeść, słyszę bardzo zaskakujące dla
siebie słowa, które wydają się naprawdę szczere.
-
W porządku. Przeprosiny przyjęte. Zresztą, ja też powinnam
przeprosić za wczorajszy wieczór. Nie powinnam się tak unosić -
jest mi zwyczajnie głupio, że widział mnie w takim stanie. Uważa
mnie pewnie za niezrównoważoną psychicznie.
-
Miałaś do tego prawo. Byłaś zdenerwowana. To przez mnie się
pokłóciliście, prawda? - patrzę na niego, nie mając pojęcia, co
powiedzieć.
-
Nie do końca. Po prostu Cedric, poprosił mnie o załatwienie pewnej
sprawy, a ja chciałam poczekać na ciebie. Dobre wychowanie, wymaga
powitania swoich gości - nie mogłam powiedzieć, że tak naprawdę
wcale nie chodziło mi o dobre maniery. A po prostu byłam ciekawa,
kim okaże się Richard. I chciałam go bliżej poznać.
-
Nie musiałaś się dla mnie narażać ani poświęcać. Nie
oczekiwałem, hucznego przywitania. Doskonale zdaję sobie sprawę,
że Cedric mnie nie znosi. Zresztą
z wzajemnością. Zgodziłem się tu tymczasowo zamieszkać tylko
dlatego, że moja mama nieustannie nalegała, abym przyjął
propozycję ciotki. Kompletnie jej nie rozumiem, ale po latach
postanowiła wybaczyć swojej siostrze, wszystkie przykrości i
utrzymują regularny kontakt. W tajemnicy, praktycznie przed
wszystkimi - zachowanie matki Cedrica, jest dla mnie bardzo dziwne.
Zawsze wydawała mi się wyniosłą i dumną kobietą. Dlaczego
zaszła w niej nagle,
taka zmiana? Ostatnio faktycznie stała się milsza dla wszystkich,
zrezygnowała też z brylowania w towarzystwie. Rzadko kiedy
pojawiając się na jakiś spotkaniach.
-
Może nie musiałam, ale chciałam - odpowiadam mimowolnie. Nie
wierząc, że powiedziałam to na głos. Richard patrzy na mnie
przenikliwie, jakby do końca nie wierzył, że moja słowa mogą być
prawdziwe.
Pojawienie
się Marii, jak zwykle znikąd. Przerywa naszą dalszą rozmowę.
Znowu
musiała
wszystko zepsuć. Powoli zaczynałam mieć nadzieję, że może uda
nam się z Richardem dogadać. Ale jak zawsze,
ktoś zniweczył moje plany.
-
Amelio, twój narzeczony kazał przekazać, że wróci na kolację.
Prosił, abyś na niego zaczekała. Chce z tobą później porozmawiać.
Poza tym ma nadzieję, że uda ci się dzisiaj rozwiązać sprawę z
kwiatami - kolejne rozkazy i nakazy. Tak było każdego dnia. Nie
miałam, ani chwili spokoju.
-
Właśnie miałam zamiar się tym
zająć
- informuję ją. Ignorując zupełnie informację o
wspólnej
kolacji z Cedriciem. Nie miałam na to, ani grama ochoty.
-
Pan oczywiście też jest zaproszony - Maria zwraca się do Richarda
z niechęcią. Wypowiedziane słowa z ledwością
przechodzą jej przez gardło. A
mnie jej zachowanie po raz kolejny wyprowadza z równowagi. Kiedyś
naprawdę w końcu nie wytrzymam i szczerze jej wygarnę, co o niej
myślę. Jak ona może, tak traktować ludzi?
-
Z przyjemnością skorzystam z takiej okazji - odpowiada jej, a ja
nie potrafię powstrzymać szerokiego uśmiechu. W przeciwieństwie
do naszej gosposi, która z grymasem niezadowolenia, szybko wychodzi.
Wyraźnie spodziewała się innej odpowiedzi.
-
Naprawdę masz ochotę, spędzić ten czas z nami? - pytam ciekawa.
-
Z tobą, owszem. Z moim kuzynem, już trochę mniej. Ale każda
okazja do zagrania mu na nerwach, jest dobra - po raz pierwszy od
kilkunastu dobrych dni, komuś udało się wzbudzić u mnie śmiech.
Dodatkowo mam wrażenie, że Richard zaczyna się do mnie przekonywać
i zmieniać swoje początkowe zdanie na mój temat. Co niezwykle mnie
cieszy. Może jednak, jeszcze nie wszystko stracone?
- Miło mi się z tobą rozmawia, ale niestety muszę udać
się do tej kwiaciarni. Inaczej nie dadzą mi spokoju - najchętniej,
wcale bym nigdzie nie wychodziła. I spędziła ten czas z Richardem.
Który jest, sto razy bardziej interesującą osobą od wszystkich
innych moich znajomych, których ulubionym zajęciem są plotki i
ekscytowanie się życiem innych osób.
-
Mogę
cię tam zawieźć, jeśli chcesz. Nie mam nic innego do zrobienia. A
spędzenia
dnia w towarzystwie Marii, wolałbym sobie darować. Jakoś nie
przypadliśmy sobie do gustu - jego propozycja sugeruje, że nie
tylko ja. Mam ochotę, bardziej rozwinąć naszą znajomość.
-
Z chęcią. Za chwilę będę gotowa. Daj mi pięć minut - udaję
się szybko na górę po swoją torebkę, wkładając do niej
potrzebne mi rzeczy.
Z
uśmiechem na ustach wychodzę z domu. W końcu, choć na krótką
chwilę, uwolnię się od rygoru
i zasad w nim panujących. Nie mogę
uwierzyć, że po tak fatalnym wczorajszym wieczorze. Richardowi, tak
szybko udało się poprawić mi humor. Skutecznie odwrócił moją
uwagę od kłótni z Cedriciem. A ja mimo, że nadal nie wiedziałam o nim za wiele. Naprawdę zaczynałam go lubić. Wiedząc, że nie powinnam. W końcu on za jakiś czas stąd zniknie. A mnie będzie wtedy, jeszcze trudniej się z tym pogodzić.
Czekałam aż dodasz rozdział i się doczekała!
OdpowiedzUsuńCederik mocną osobowość. Zaczyna po mału pokazywać na co to stać. Ok te kochanki i wysokie mniemanie o sobie jeszcze można przyjąć, ale uderzenie w twarz? Czemu? Z nerwów czy ma taki zakuty łeb.
Richard w końcu przekonał się do Ameli tylko nwm czy robi to bo ja polubił czy żeby zdenerwowac Cederika? Podejrzana sprawa.
Biedna Amelia ☹ mam nadzieję że przynajmniej ładne kwiatki wybierze i fajnie że pojechała tam z nową bratnia dusza. Coś czuję że wspólna kolacja może być ciekawa. Pozdrawiam i życzę weny,
N
Jestem :) Cedric jest z rozdziału na rozdział coraz gorszy.Uderzenie Amelii było okropne, nie wiem jak w ogóle mógł to zrobić, no ale w sumie czego można się po nim spodziewać.Cieszę się że Richard przekonał się do Amelii.I że pojechał z nią po kwiatki.Maria zachowuje się jakby byłą panią tego domu , a nie zwykłą gosposią.Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuń