sobota, 27 stycznia 2018

Rozdział 3


Wchodzę niepewnie do salonu, starając się znaleźć jakiś sposób na uniknięcie, kolejnej nieprzyjemnej wymiany zdań. Choć wiem, że nie powinnam liczyć na większy cud. Cedric od zawsze miał wybuchowy charakter i za każdym razem, próbował postawić na swoim. Demonstrując wszystkim wokoło, swoje niezadowolenie. Chociażby z jakiegoś błahego powodu. Uważał, że wszyscy powinni się mu podporządkować i chodzić pod jego dyktando. Niestety dla niego, ja nie miałam takiego zamiaru, przez co nieustannie panowało między nami duże napięcie.



- Gdzie byłaś? - mój narzeczony pyta, podniesionym tonem głosu. Od razu wywołując u mnie złość. Za kogo on się uważał? Sam robił, co tylko chciał, kompletnie na mnie nie zważając. Za to ja, byłam na każdym kroku kontrolowana. Nie mogłam nawet swobodnie wyjść z domu.
- Od kiedy to, muszę ci się spowiadać z tego, co robię? Ale jeśli już musisz wiedzieć, to w kwiaciarni. Tak, jak prosiłeś. Ale była zamknięta - odpowiadam lekceważąco. Nie widząc w tym, większego problemu. Świat się przecież nie zawali, jak załatwię tą sprawę w innym terminie.
- Oczywiście, że była zamknięta. Dlatego prosiłem cię, żebyś załatwiła to wcześniej. Ale Maria poinformowała mnie, że jak zwykle, wolałaś zrobić wszystko po swojemu. Co znowu było ważniejszego, co? - Cedric, jest coraz bardziej zdenerwowany. Ale ja nie mam zamiaru, szukać wymówek i postanawiam powiedzieć prawdę.

- Czekałam na Richarda. Bo w przeciwieństwie do ciebie. Wiem, co to kultura - pragnę, jak najszybciej zakończyć z nim, tą nie mającą większego sensu rozmowę. Przy okazji przypominając sobie, że mamy gościa, który nie powinien być świadkiem naszych kłótni.
- Na Richarda? Już zdążyliście się spoufalić? Nikt cię o to nie prosił, abyś na niego czekała. Poza tym, Maria była tu przez cały czas. To ona miała się nim zająć. Ty byłaś zbędna. Zresztą, miałaś coś innego do zrobienia. Zainteresowała byś się wreszcie, własnym ślubem z łaski swojej - wprost nie mogę uwierzyć, że to słyszę.
- Przypominam, że to także twój ślub. Ode mnie wymagasz zaangażowania, a sam nie kiwnąłeś nawet palcem. Jesteś skończonym hipokrytą - puszczają mi nerwy i ostatnie słowa wykrzykuję. Straciłam do niego resztki cierpliwości.




- Skończ te swoje bezsensowne wyrzuty. Chwilami mam cię, serdecznie dość. Biedna i wiecznie nieszczęśliwa, Amelia. Robisz z siebie ofiarę, a masz wszystko o czym inni, mogliby tylko pomarzyć. Ale tobie, wciąż jest źle. Wiesz ile dziewczyn, chciałoby być na twoim miejscu? Oddałyby wszystko, żeby zostać moją żoną. A ja coraz bardziej nabieram przekonania, że każda byłaby tysiąc razy lepsza niż ty. Z ciebie nie mam, najmniejszego pożytku. Do niczego się nie nadajesz - jego słowa ranią mnie dogłębnie. Po raz kolejny, udało mu się mnie poniżyć i zdołować. Czułam się okropnie. Zaczynając powoli wierzyć, że on rzeczywiście może mieć rację i jestem po prostu beznadziejna. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłam się od niego uwolnić. Znosiłam to wszystko i dawałam sobą pomiatać. Bo nie widziałam innego rozwiązania.




- Więc na co, jeszcze czekasz? Co cię powstrzymuje przed zostawieniem mnie? Pieniądze mojego ojca? Wiesz dlaczego się na to wszystko zgodziłeś? Bo tobie, ciągle jest mało. Milczysz, bo trafiłam w sedno? - zasypuję go oskarżeniami. Na które nie reaguje.
- Co, teraz zapewne, też nic nie powiesz, tylko trzaśniesz drzwiami i wyjdziesz. Odreagować moje słowa do jednej z tych swoich kochanek. Mam rację? Ciekawi mnie tylko, czy one wiedzą nawzajem o sobie? A może łudzą się, że są tymi jedynymi? - gorzkie słowa prawdy, wypowiedziane na głos. Przypłacam uderzeniem w policzek. W pierwszej chwili, jestem tym, tak kompletnie zszokowana, że nawet nie czuję bólu. Gdy dochodzi do mnie, co się stało. Nie mogę w to uwierzyć. Cedric tym razem, przekroczył ostateczną granicę. Nigdy mu tego nie wybaczę. Mimowolnie dotykam bolącego miejsca, dowodu że osoba stojąca przede mną, całkowicie się zatraciła. Przestając do reszty nad sobą panować.
- Jednak nie jesteś taka głupia, za jaką cię miałem. Potrafisz łączyć fakty. Ale skoro już wiesz, to przynajmniej nie będę musiał tego ukrywać. Naprawdę myślałaś, że będę ci wierny? Do twojej wiadomości, mam swoje potrzeby - jego bezczelność, jest dla mnie nie do zniesienia. Dodatkowo w ogóle nie żałuje, tego co zrobił przed chwilą. Zamiast mnie przeprosić, rani tylko dodatkowo słowami.




- Idź do diabła. Nie mogę na ciebie patrzeć - czuję, już po raz kolejny tego dnia, łzy zbierające się pod powiekami. Czym sobie zasłużyłam na życie z kimś takim? I przeżywanie takiego koszmaru?
- Żebyś wiedziała, że pójdę. Wszędzie, byle z daleka od ciebie - Cedric wychodzi, a uderzenie z jakim zamyka drzwi, słychać na pewno w całym domu. Cieszę się z tego, że sobie poszedł. Jestem pewna, że wróci najwcześniej jutro. Udając, że nic się nie stało.




Nie potrafiąc dłużej, powstrzymywać swojej rozpaczy. Wbiegam na oślep po schodach, na nieszczęście praktycznie na samym ich końcu, zderzając się z kimś.
- Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? - Richard przytrzymuje mnie, patrząc z niepokojem na moją zapłakaną twarz.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie widzisz? - mówię z ironią. Przenosząc swoje frustracje na niego. Od razu tego żałując. Przecież on jest, niczemu winny.
- Słyszałem, że się kłóciliście. Co ten idiota ci zrobił? - nie ustępuje i zmusza, abym na niego spojrzała. Nasze spojrzenia się spotykają i przez krótką chwilę, mam wrażenie że zaczyna się domyślać, jak bardzo nienawidzę tego miejsca. Uznaję to jednak, za kompletny absurd. Przypominając sobie, jak potraktował mnie kilka godzin wcześniej. 
- Naprawdę cię to interesuje? Przecież jestem taka sama, jak on. Więc nie udawaj, że w ogóle się mną przejmujesz. Doskonale wiem, co sobie myślisz. Uważasz, że sobie na to zasłużyłam. Skoro zdecydowałam się na bycie z kimś takim. Dlatego daj mi spokój, bo nie masz o niczym pojęcia - wyrywam się i wbiegam do swojej sypialni. Nie potrafiąc z nim dłużej rozmawiać.





Nie potrzebowałam od nikogo litości ani fałszywej troski. A tym zapewne była, jego nagła zmiana swojego nastawienia w stosunku do mnie. Kładę się z poczuciem bezsilności na łóżku, a moje łzy zostawiają mokre ślady na poduszce. Byłam zrozpaczona, wydarzeniami dzisiejszego dnia. Jak niby miałam poślubić człowieka, który w ogóle mnie nie szanował. Człowieka, którego zaczynałam po prostu nienawidzić. Byłam z tym wszystkim, zupełnie sama. Nikt nie miał nawet pojęcia, z jakimi rozterkami zmagałam się każdego dnia. W nikim nie miałam oparcia. Otaczali mnie sami bezuczuciowi ludzie, dla których liczyły się tylko pieniądze.




Przepłakuję większość nocy, zasypiając dopiero nad ranem. Wyczerpana i pozbawiona jakiejkolwiek wiary w to, że mój los może się kiedykolwiek odmienić.



Rano budzę się w fatalnym humorze. Nie mam nawet, najmniejszej ochoty wstawać z łóżka. Równocześnie wiedząc, że to nieuniknione. Maria już postarałaby się, aby wybić mi z głowy pomysł chwilowego załamania. Zasypując kolejnym, umoralniającym przemówieniem. Ta bezduszna kobieta, idealnie pasowała do tego domu. Ślepo wykonywała, wszystkie polecenia Cedrica, a największą satysfakcję, przynosiły jej moje kłótnie z nim. Uważała, że w pełni na nie zasługuję. Ponieważ, wciąż staram się buntować i nie spełniam jego zachcianek.




Doprowadzam się do porządku, robiąc wszystko automatycznie. Właściwie bez udziału świadomości. Moje myśli są daleko stąd, składając się w jedną wielką plątaninę. Nie mającą większego sensu.



W końcu postanawiam zejść na dół. Wiedząc, że nie ma sensu tego odwlekać. Przekraczając próg jadalni, dostrzegam oczekującego na moje pojawienie Richarda. Nie spodziewałam się, że postanowi dotrzymać mi towarzystwa, podczas śniadania. Zakładałam, że nie ma na to najmniejszej ochoty. I sobie tego oszczędzi. Zwłaszcza po tym, jak niemiło potraktowałam go, podczas naszego przypadkowego, wieczornego spotkania. 

Rozglądam się w poszukiwaniu Marii, ale nigdzie jej nie widzę. Czyżby zajęła się nareszcie tym, co należy do jej obowiązków? A nie, nieustannym pilnowaniem mojej osoby.





- Dzień dobry - witam się z nim. Siadając przy stole. Nie do końca wiedząc, jak powinnam się zachowywać. 
- Miło cię widzieć. Zaczynałem się już martwić, że jednak się nie zjawisz. A nie chciałem zaczynać bez ciebie. Cedric się nie pojawi? - jego słowa mnie zaskakują. Czekał specjalnie na mnie? 
- Nie sądzę. Od wczoraj nie wrócił. Zresztą to nie pierwszy raz. U niego to norma - mówię z otwartością, nie mając zamiaru udawać, że jesteśmy szczęśliwą parą zakochanych. A na pewno już nie po tym, co zrobił wczoraj.
- Chyba nie układa się wam najlepiej? - nie trudno było się zorientować, że w tym domu nic nie jest takie, jak być powinno.
- Delikatnie powiedziane. Wybacz, ale nie mam ochoty rozmawiać na ten temat. To wszystko, jest bardziej skomplikowane niż myślisz - ucinam rozmowę, nie będąc gotowa na otworzenie się przed nim. Wątpię, że kiedykolwiek potrafiłby zrozumieć, jak mogłam dać się tak podporządkować i zniewolić swoim rodzicom, że zmusili mnie do ślubu z Cedriciem.
- W porządku - kolejne minuty upływają nam w ciszy. Mieliśmy wyraźny problem ze znalezieniem, wspólnych tematów do rozmowy. Żadne z nas, nie potrafiło się przełamać i zniwelować tego chłodnego zdystansowania, jakie od początku znajomości nam towarzyszy.




- Amelia, chciałbym cię przeprosić. Wczoraj nie byłem dla ciebie zbyt miły. Nie powinienem z góry cię oceniać. Kompletnie nie znając - gdy kończę jeść, słyszę bardzo zaskakujące dla siebie słowa, które wydają się naprawdę szczere.
- W porządku. Przeprosiny przyjęte. Zresztą, ja też powinnam przeprosić za wczorajszy wieczór. Nie powinnam się tak unosić - jest mi zwyczajnie głupio, że widział mnie w takim stanie. Uważa mnie pewnie za niezrównoważoną psychicznie. 
- Miałaś do tego prawo. Byłaś zdenerwowana. To przez mnie się pokłóciliście, prawda? - patrzę na niego, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
- Nie do końca. Po prostu Cedric, poprosił mnie o załatwienie pewnej sprawy, a ja chciałam poczekać na ciebie. Dobre wychowanie, wymaga powitania swoich gości - nie mogłam powiedzieć, że tak naprawdę wcale nie chodziło mi o dobre maniery. A po prostu byłam ciekawa, kim okaże się Richard. I chciałam go bliżej poznać.
- Nie musiałaś się dla mnie narażać ani poświęcać. Nie oczekiwałem, hucznego przywitania. Doskonale zdaję sobie sprawę, że Cedric mnie nie znosi. Zresztą z wzajemnością. Zgodziłem się tu tymczasowo zamieszkać tylko dlatego, że moja mama nieustannie nalegała, abym przyjął propozycję ciotki. Kompletnie jej nie rozumiem, ale po latach postanowiła wybaczyć swojej siostrze, wszystkie przykrości i utrzymują regularny kontakt. W tajemnicy, praktycznie przed wszystkimi - zachowanie matki Cedrica, jest dla mnie bardzo dziwne. Zawsze wydawała mi się wyniosłą i dumną kobietą. Dlaczego zaszła w niej nagle, taka zmiana? Ostatnio faktycznie stała się milsza dla wszystkich, zrezygnowała też z brylowania w towarzystwie. Rzadko kiedy pojawiając się na jakiś spotkaniach.
- Może nie musiałam, ale chciałam - odpowiadam mimowolnie. Nie wierząc, że powiedziałam to na głos. Richard patrzy na mnie przenikliwie, jakby do końca nie wierzył, że moja słowa mogą być prawdziwe. 




Pojawienie się Marii, jak zwykle znikąd. Przerywa naszą dalszą rozmowę. Znowu musiała wszystko zepsuć. Powoli zaczynałam mieć nadzieję, że może uda nam się z Richardem dogadać. Ale jak zawsze, ktoś zniweczył moje plany.




- Amelio, twój narzeczony kazał przekazać, że wróci na kolację. Prosił, abyś na niego zaczekała. Chce z tobą później porozmawiać. Poza tym ma nadzieję, że uda ci się dzisiaj rozwiązać sprawę z kwiatami - kolejne rozkazy i nakazy. Tak było każdego dnia. Nie miałam, ani chwili spokoju.
- Właśnie miałam zamiar się tym zająć - informuję ją. Ignorując zupełnie informację o wspólnej kolacji z Cedriciem. Nie miałam na to, ani grama ochoty.
- Pan oczywiście też jest zaproszony - Maria zwraca się do Richarda z niechęcią. Wypowiedziane słowa z ledwością przechodzą jej przez gardło. A mnie jej zachowanie po raz kolejny wyprowadza z równowagi. Kiedyś naprawdę w końcu nie wytrzymam i szczerze jej wygarnę, co o niej myślę. Jak ona może, tak traktować ludzi? 
- Z przyjemnością skorzystam z takiej okazji - odpowiada jej, a ja nie potrafię powstrzymać szerokiego uśmiechu. W przeciwieństwie do naszej gosposi, która z grymasem niezadowolenia, szybko wychodzi. Wyraźnie spodziewała się innej odpowiedzi.




- Naprawdę masz ochotę, spędzić ten czas z nami? - pytam ciekawa.
- Z tobą, owszem. Z moim kuzynem, już trochę mniej. Ale każda okazja do zagrania mu na nerwach, jest dobra - po raz pierwszy od kilkunastu dobrych dni, komuś udało się wzbudzić u mnie śmiech. Dodatkowo mam wrażenie, że Richard zaczyna się do mnie przekonywać i zmieniać swoje początkowe zdanie na mój temat. Co niezwykle mnie cieszy. Może jednak, jeszcze nie wszystko stracone? 




- Miło mi się z tobą rozmawia, ale niestety muszę udać się do tej kwiaciarni. Inaczej nie dadzą mi spokoju - najchętniej, wcale bym nigdzie nie wychodziła. I spędziła ten czas z Richardem. Który jest, sto razy bardziej interesującą osobą od wszystkich innych moich znajomych, których ulubionym zajęciem są plotki i ekscytowanie się życiem innych osób.
- Mo cię tam zawieźć, jeśli chcesz. Nie mam nic innego do zrobienia. A spędzenia dnia w towarzystwie Marii, wolałbym sobie darować. Jakoś nie przypadliśmy sobie do gustu - jego propozycja sugeruje, że nie tylko ja. Mam ochotę, bardziej rozwinąć naszą znajomość.
- Z chęcią. Za chwilę będę gotowa. Daj mi pięć minut - udaję się szybko na górę po swoją torebkę, wkładając do niej potrzebne mi rzeczy.




Z uśmiechem na ustach wychodzę z domu. W końcu, choć na krótką chwilę, uwolnię się od rygoru i zasad w nim panujących. Nie mogę uwierzyć, że po tak fatalnym wczorajszym wieczorze. Richardowi, tak szybko udało się poprawić mi humor. Skutecznie odwrócił moją uwagę od kłótni z Cedriciem. A ja mimo, że nadal nie wiedziałam o nim za wiele. Naprawdę zaczynałam go lubić.  Wiedząc, że nie powinnam. W końcu on za jakiś czas stąd zniknie. A mnie będzie wtedy, jeszcze trudniej się z tym pogodzić.

2 komentarze:

  1. Czekałam aż dodasz rozdział i się doczekała!
    Cederik mocną osobowość. Zaczyna po mału pokazywać na co to stać. Ok te kochanki i wysokie mniemanie o sobie jeszcze można przyjąć, ale uderzenie w twarz? Czemu? Z nerwów czy ma taki zakuty łeb.
    Richard w końcu przekonał się do Ameli tylko nwm czy robi to bo ja polubił czy żeby zdenerwowac Cederika? Podejrzana sprawa.
    Biedna Amelia ☹ mam nadzieję że przynajmniej ładne kwiatki wybierze i fajnie że pojechała tam z nową bratnia dusza. Coś czuję że wspólna kolacja może być ciekawa. Pozdrawiam i życzę weny,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :) Cedric jest z rozdziału na rozdział coraz gorszy.Uderzenie Amelii było okropne, nie wiem jak w ogóle mógł to zrobić, no ale w sumie czego można się po nim spodziewać.Cieszę się że Richard przekonał się do Amelii.I że pojechał z nią po kwiatki.Maria zachowuje się jakby byłą panią tego domu , a nie zwykłą gosposią.Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń