poniedziałek, 29 stycznia 2018

Rozdział 4


Droga do centrum miasta, gdzie położona jest kwiaciarnia. Upływa nam w większości czasu w ciszy. Wpatruję się w dynamicznie zmieniający się widok za oknem, starając poukładać bałagan myśli panujący w mojej głowie. Lato nadchodziło wielkimi krokami, a ja zamiast się tym cieszyć. Chciałam jak najdłużej, odciągnąć w czasie ten moment. Choć wiedziałam, że nie mam na to wpływu. Każdy kolejny dzień, nieuchronnie przybliżał mnie do ślubu. Coraz bardziej, przygnębiała mnie ta świadomość. Wszystko przestawało mnie cieszyć. Pogrążyłam się w smutku i otchłani niespełnionych marzeń i utraconej nadziei.



- Amelia, słuchasz mnie? - głos Richarda, przywołuje mnie do rzeczywistości.
- Przepraszam, trochę się zamyśliłam. Mógłbyś powtórzyć, co mówiłeś? - proszę go.
- Pytałem, czy takie przygotowania do ślubu nie są dla ciebie męczące? Ilu tak właściwe zaprosiliście gości? - zastanawia się, patrząc na mnie z ciekawością.
- Nie są, bo praktycznie mnie nie dotyczą. Nie mam tu prawie nic do powiedzenia, zresztą nawet nie chcę mieć. A co do gości, to gdy lista przekroczyła czterystu, straciłam rachubę - orientuję się, że powiedziałam zbyt dużo. Przecież moja odpowiedź, wprost sugeruje że zupełnie nie interesuje mnie, mój własny ślub.
- Szczerze powiedziawszy, kompletnie nic z tego nie rozumiem. Dlaczego ty, tak właściwie chcesz wyjść za Cedrica, skoro wszystko wskazuje, że jesteś z nim nieszczęśliwa? Zasługujesz na kogoś lepszego niż on - Richard bardzo szybko połączył w całość, wszystko czego był dotychczas świadkiem oraz moje słowa. Tylko, że ja nie byłam jeszcze w stanie, opowiedzieć mu, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Praktycznie go nie znałam i nie ufałam na tyle, aby podzielić się z nim swoimi największymi obawami i rozterkami.
- Może kiedyś ci opowiem. Teraz na pewno, nie jest na to właściwy czas - na szczęście z opresji ratuje mnie to, że docieramy na miejsce. 




Wpatruję się w parterowy średniej wielkości budynek. Z dużymi oknami. Podobno w nim, znajdują się najlepsze kwiaty w mieście. Osobiście nie mam pojęcia, czy to prawda. Dla mnie wyglądają tak samo, jak wszędzie indziej. Ale według mojej rodzicielki, wszystko musi być najdroższe i z najwyższej półki. Inaczej ktoś jeszcze by pomyślał, że nasza rodzina nie jest wcale taka wspaniała na jaką wygląda. 
- Idziesz ze mną, czy poczekasz? To może trochę potrwać, czeka mnie zapewne stos dokumentów do podpisania - przerażała mnie ogromna ilość zamówionych roślin. Nie rozumiałam, na co tego tyle. Oczywiście mi zostawiono zajęcie się formalnościami, a wyboru kwiatów dokonano już dawno za mnie. Gdy tylko mama dowiedziała się, że chciałabym skromne i zwyczajne białe róże, a nie jakieś egzotyczne sprowadzane specjalnie na zamówienie kwiaty, których nazwy nawet nie pamiętam. Dostała prawie zawału. Od razu sama się tym zajęła, abym tylko nie przyniosła jej wstydu. Od tego czasu, kompletnie już straciłam jakiekolwiek zainteresowanie przygotowaniami. Skoro wszystkie moje pomysły, już na wstępie były odrzucane i krytykowane. 
- W takim razie dotrzymam ci towarzystwa. Ale w rewanżu dasz się zaprosić na kawę. W waszym domu, nie mamy nawet szansy na chwilę spokojnej rozmowy - ucieszyło mnie jego zaproszenie. Dzięki temu, nie musiałam od razu wracać do domu, w którym czułam się okropnie. Dodatkowo miałam szansę, dowiedzieć się o nim czegoś więcej. A Maria tym razem, nie będzie miała okazji przerwać mi w pół zdania.
- Z przyjemnością przyjmuję zaproszenie. Pośpieszmy się, chcę już mieć z głowy wizytę w tej kwiaciarni - wysiadam z samochodu i kieruję się w stronę do drzwi, prowadzących do wewnątrz.




W środku od razu dociera do mnie zapach świeżych i różnorodnych kwiatów. Bez większego zwlekania, podchodzę do lady i oczekuję na pojawienie się sprzedawczyni.
Kilkanaście minut później, formalności zostają dopełnione. A ja z niesmakiem spoglądam na zamówione kwiaty, które zupełnie mi się nie podobają. Są zbyt jaskrawe i zupełnie niepasujące do okazji. Ale to podobno ja się na niczym nie znam. Nawet tak wydaje się, nie wiele znacząca rzecz, nie mogła być, taka jak bym chciała.





- Muszę przyznać, że mają państwo niespotykany gust. Nie codziennie zdarza mi się przygotowywanie kompozycji, akurat z takiego rodzaju kwiatów - słowa florystki, są dla mnie nie do końca zrozumiałe. Dopiero po chwili dociera do mnie, że wzięła Richarda za mojego narzeczonego. Równocześnie wpada mi do głowy myśl, że na pewno dużo lepiej sprawdziłby się w tej roli niż Cedric. 
- Dziękujemy, ale to nie do końca był nasz pomysł. Jestem wdzięczna za pomoc. Do widzenia - nie wyprowadzam jej z błędu, nie mając siły niczego tłumaczyć. Nie wszyscy musieli wiedzieć, co naprawdę się dzieje. 




- Nie wiedziałem, że tak szybko awansowałem. To kiedy bierzemy ślub? - w drodze do kawiarni, słyszę rozbawiony głos Richarda.
- Choćby dziś, po co odwlekać to w czasie? - odpowiadam ze śmiechem, przekraczając próg kawiarni. Mogłabym sobie to nawet wyobrazić. Nawet taki szalony i kompletnie absurdalny pomysł, brzmiał dla mnie lepiej niż to, co mnie w rzeczywistości czekało.




Zajmujemy jeden z wolnych stolików. Czekając na zrealizowanie naszego zamówienia. Nie pamiętałam już, kiedy ostatnio mogłam z kimś tak zwyczajnie, spędzić trochę czasu na niezobowiązującej pogawędce.
- To o czym będziemy rozmawiać? - pytam, upijając łyk zamówionej przez siebie kawy.
- Opowiedz mi coś o sobie. Chciałbym cię bliżej poznać. Może głupio to zabrzmi, ale wydajesz się zupełnie nie pasująca do wszystkich tych osób, które znajdują się w twoim otoczeniu. Ty jesteś uprzejma i nikogo nie traktujesz, jak gorszego od siebie. Dodatkowo wyglądasz na niezbyt szczęśliwą - Richard patrzy na mnie z nie ukrywaną ciekawością, a ja nie potrafię długo wytrzymać jego spojrzenia. Było w nim coś, co zbyt mocno mnie do niego przyciągało.
- Bo tak naprawdę, nigdy nie byłam szczęśliwa. I raczej już nie będę. Odkąd pamiętam, byłam przez wszystkich nierozumiana. Nikt nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie potrafię się cieszyć z tego, co mam. Według nich przecież, niczego mi nie brakowało. A tak naprawdę, brakuje mi wielu rzeczy. Tylko nie da się ich kupić za pieniądze - nie rozumiałam, jak on to robił, że jedynym pytaniem, potrafił wyciągnąć ze mnie głęboko skrywane odczucia. Bez najmniejszego trudu przychodziło mi, zwierzanie się przed nim. Co zaczynało mnie trochę przerażać. Od zawsze byłam skrytą osobą, która wolała się nie otwierać przed innymi. W relacjach z Richardem, było zupełnie na odwrót. 
- To dlaczego tego nie zmienisz? Zawsze możesz zostawić to wszystko za sobą i spróbować zacząć żyć na swoich warunkach. Każdy ma przecież wybór - gdyby to wszystko było takie proste. Ja nie miałam nawet odwagi spróbować, postawić się własnej matce, aby przestała mną rządzić. A co dopiero mówić o zmianie całego swojego dotychczasowego życia. Byłam za słaba, aby się im wszystkim postawić. 
- Czasami życie nie pozostawia nam tego wyboru. Powoli nawet zaczynam się z tym godzić. Widocznie, taki już mój los - mówię ze zrezygnowaniem.
- Amelia, nie możesz się poddawać. Nie możesz dać się podporządkować. Jesteś zbyt wrażliwa, aby coś takiego wytrzymać na dłuższą metę - kolejny raz trafia w sedno. Ja już teraz nie dawałam rady. Ale równocześnie nie widziałam innego rozwiązania swojej sytuacji niż tylko poślubienie Cedrica.




- Dosyć tego tematu. Porozmawiajmy teraz o tobie. Kim ty tak właściwie jesteś, co? Wybacz, ale ja kompletnie, nic o tobie nie wiem. Od Cedrica nie mogłam nic wyciągnąć. Unika twojego tematu na wszelkie możliwe sposoby - kieruję naszą rozmowę na inny tor. Z uśmiechem na ustach, przysłuchując się przez kolejne minuty, jak opowiada o swoim życiu, rodzinie,znajomych. To wszystko było takie inne od tego, co znam i doświadczam na co dzień. Dużo lepsze i ciekawsze. Z każdym kolejnym słowem, coraz bardziej mnie intrygował. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, gdy opowiadał z ogromną pasją o tym, co kochał najbardziej. A co zarazem było, właściwie jego pracą. Podziwiałam to, że z uporem walczył o swoje marzenia. Podczas, gdy ja swoje, już dawno porzuciłam. Przestałam marzyć, że zostanę pisarką, o czymś o czym marzyłam od dziecka. Od czasu, gdy Cedric przez przypadek natknął się na jedną z moich prac i zwyczajnie ją wyśmiał, nie napisałam ani słowa. Uznałam, że nie ma to najmniejszego sensu. Zrezygnowałam z dnia na dzień, będąc przekonana że nie mam szans odnieść czegokolwiek. 




Gdy dochodzi późne popołudnie, postanawiamy wrócić do domu. Mój humor od razu się pogarsza, gdy tylko spoglądam na swój telefon i widzę kilkanaście nieodebranych połączeń od Marii. Spodziewam się, że zdążyła już poinformować mojego narzeczonego o mojej zbyt długiej nieobecności. 
Na samą myśl o zbliżającej się kolacji, zaczynałam się denerwować. Bałam się, że Cedric będzie próbował ze wszystkich sił, pokazać kto tutaj rządzi i nie oszczędzi sobie krytycznych uwag wobec Richarda, a także mnie. Na pewno będzie się starał wyprowadzić go z równowagi. A jeśli mu się to uda. Wieczór skończy się kompletną katastrofą.




- Richard, mogę cię prosić o jedną rzecz? - zatrzymuję go przed samym wejściem do domu.
- O co chodzi? - patrzy na mnie z niezrozumieniem.
- Nie reaguj na zaczepki Cedrica, których na pewno sobie nie odpuści podczas kolacji. Poza tym nie chcę, aby jego zachowanie wpłynęło na naszą relację. Widzisz, jesteś jedyną osobą, która przynajmniej próbuje mnie zrozumieć. Naprawdę cię polubiłam i nie chcę, żeby on jakimś sposobem, zmienił po raz kolejny, twoje nastawienie do mnie - mówię niepewnie, obawiając się jego reakcji. Bałam się, że może on wcale nie ma zamiaru, spędzać ze mną więcej czasu. I słuchać o moich problemach. Przecież nie był do tego zobowiązany w żaden sposób.
- Postaram się go zignorować. Nie interesuje mnie, jego opinia o mojej osobie. Ale nie obiecuję, że będę w stanie znieść, jego kolejne przytyki w twoją stronę. Dlatego, że też cię lubię. Choć w życiu bym wcześniej nie pomyślał, że tak się stanie. Zakładałem, że narzeczona Cedrica to jakaś kompletnie pusta dziewczyna, idealnie pasująca do niego. Strasznie się pomyliłem - cieszą mnie jego słowa, ponieważ pozwalały mi mieć nadzieję, że kilkanaście następnych dni, nie będzie tak szare i pozbawione sensu. Jak praktycznie całe moje życie.
- Czasami życie potrafi sprawiać niespodzianki. Cieszę się, że udało mi się przekonać cię, że wcale nie jestem taka zła – uśmiecham się delikatnie w jego kierunku. 




Już od progu, wita nas widok wyraźnie niezadowolonej Marii. Ile ja bym dała, aby znalazła gdzieś lepiej płatną i ciekawszą pracę i opuściła to miejsce na zawsze. Podejrzewałam, że jeszcze kilka miesięcy w towarzystwie jej i Cedrica, a zwariuję.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, będę u siebie. Widzimy się później - Richard wyraźnie, próbuje zejść z oczu Marii. Wcale się mu nie dziwię, sama najchętniej, także bym jej unikała.




- Amelio, dzwoniłam do ciebie kilkukrotnie. Ale postanowiłaś mnie zignorować. Przez co, kolacja będzie opóźniona. Nie wiedziałam, co mam na nią przygotować i nawet nie zaczęłam przygotowań - patrzę na nią z niedowierzaniem. W końcu nigdy nie pytała mnie o zdanie w sprawie serwowanych potraw. Byłam pewna, że zrobiła to specjalnie, aby Cedric miał kolejne powody, żeby zrobić mi awanturę.
- Podaj, co chcesz. Ty wiesz najlepiej, jakie dania zadowolą pana tego domu. Zawsze i tak wszystko przygotowywane jest pod jego gust. Więc nie rozumiem w czym miałaś problem? - tym razem nie mam zamiaru ustąpić i przepuścić jej kolejnej intrygi.
- Jesteś niesprawiedliwa. Ja chciałam tylko rzetelnie wykonywać swoją pracę - jej przesłodzony ton głosu, działa mi jeszcze bardziej na nerwy.
- Czyżby? Naprawdę myślisz, że w to uwierzę. Od początku próbujesz uprzykrzyć mi życie, więc daruj sobie tą fałszywą uprzejmość - po raz pierwszy, zbieram się na odwagę i mówię to, co myślę. Przestając się jej obawiać.
- Widocznie odnosisz złe wrażenie. Będę w kuchni, ktoś w końcu musi uratować dzisiejszy wieczór - udaje się w jej stronę, a ja zirytowana do granic możliwości jej zachowaniem. Idę się na górę w celu przygotowania na wieczorną farsę, co do której mam coraz gorsze przeczucia.




Wchodząc do sypialni, dostrzegam stojący na komodzie wazon z kwiatami, do których zaczepiony jest bilecik, oraz leżące nieopodal pudełeczko zapewne z jakąś drogą biżuterią. Wiedziałam, że to marna i przez coś wymuszona, próba przeprosin ze strony Cedrica za wczoraj. Zapewne wykona przez naszą gosposie na jego polecenie.
Spoglądam na bukiet żółtych róż, oraz napisane na ozdobnym kawałku papieru, na pewno nie pismem Cedrica słowo - przepraszam. Nawet na własnoręczne napisanie jednego słowa, nie było go stać.




Jego nieudolna próba udawania, że żałuję swojego zachowania. Wzbudza u mnie jedynie złość. W żadnym wypadku, nie miałam zamiaru mu wybaczyć, tego co zrobił. Zresztą jego to i tak nie obchodzi. Jest przekonany, że może robić co chce, bo i tak od niego nie odejdę. Nie miałam w końcu dokąd. Rodzice na pewno by mi nie darowali, przyniesienia im takiego wstydu i wyrzekli by się mnie. 

Mimo wszystko przeczuwam, że za tym stoi coś więcej, o czym dopiero będę miała się od niego dowiedzieć. Znałam już jego schemat postępowania, który od zawsze pozostawał niezmienny. Ta kolacja i próba przekupienia mnie drogim prezentem, miały swój cel. Znowu do czegoś byłam mu potrzebna. Zapomniał tylko, że nie jestem jak te wszystkie inne dziewczyny, które wprost błagają, aby poświęcił im choć minutę swojego cennego czasu i zrobiłyby dla niego wszystko.


2 komentarze:

  1. Cieszę się że Amelia spędziła z Richardem tyle czasu.Tak normalnie spędzony dzień zapewne był jej bardzo potrzebny. Z dala od Cedrica i Marii.Widać że ta dwójka doskonale się rozumie. Szkoda tylko że Amelia tak poddaje się temu co przygotował dla niej los.Nie mam pojęcia jak ona to wszystko wytrzymuje.Bukiet róż i karteczka z przeprosinami, no naprawdę mógł sobie darować. Nie cierpię typa ;)Zastanawiam się jak potoczy się ta kolacja.Co takiego wymyślił jej "ukochany" narzeczony ;)Jak zawsze czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw omówię gosposię Marię, która jest taka fałszywa, że szok. Udaje, że niby liczy się ze zdaniem Amelii, a potem robi wszystko i tak po swojemu. Chociaż tekst, że ktoś musi uratować ten wieczór ogromnie mnie rozbawił i to jedyna rzecz, która wyszła Marii.
    Dalej Cederica, bo nie było go w tym rozdziale, więc będzie o nim krótko. Jest żałosnym i zdradzieckim debilem, który myśli, że jest panem świata i może wszystko i wszystkich mieć za pieniądze.
    Richard bardzo fajnie się zachowuje i wypowiada. Pasuje do Amelii i na pewno wiemy, że umie ją pocieszyć i zrozumieć. Dobrze, że pomógł w kwiaciarnii hahah i przy okazji dorobił się tam narzeczonej hahah
    A Amelia...biedna Amelia, która ma bogatą i beznadziejną rodzinę od której jest uzależniona. Przez to nie ma kolorowego życia i szkoda mi jej ogromnie, bo ją bardzo polubiłam. Jest taką osobą, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić :)
    Z niecierpliwością czekam na nadchodzącą kolację, która zapewne już w przyszłym rozdziale. Mam nadzieję, że Maria uratuje ten wieczór haha
    N

    OdpowiedzUsuń