czwartek, 8 marca 2018

Epilog


Kilka miesięcy później


Idę po delikatnie ośnieżonym chodniku. Przyglądając się z zainteresowaniem, jak kolejne płatki śniegu, jeden po drugim sypią się z nieba. Uwielbiałam, gdy krajobraz zmieniał się na zimowy. A śnieg przykrywał swoją powłoką, wszystko dookoła. Święta zbliżały się wielkimi krokami, został do nich niecały tydzień. Ich atmosferę dało się już wyczuć, dosłownie wszędzie. Przez co i ja dałam się jej porwać, po raz pierwszy od niepamiętnych już czasów dzieciństwa. Czekałam na ten magiczny czas, mogąc go w końcu spędzić w rodzinnej i niepowtarzalnej atmosferze. Tak, jak zawsze o tym marzyłam.

Dlatego był to najwyższym czas, abym wybrała się, po brakujące prezenty dla swoich bliskich. Oraz ozdoby na choinkę, która miała już niedługo stanąć w honorowym miejscu w mieszkaniu. 



To miały być nasze pierwsze, wspólne święta z Richardem. Spędzone z jego rodziną. Która na szczęście, niemal od razu mnie zaakceptowała. Do tej pory, pamiętam ich zaskoczone miny. Gdy przedstawił mnie, jako swoją dziewczynę. Wielokrotnie później słyszałam, jak bardzo się zmienił od momentu, w którym zostaliśmy parą. Stał się odpowiedzialny i dla wielu osób, praktycznie nie do poznania. Ja nie dostrzegałam, żadnej różnicy. Wciąż pozostawał dla mnie tym samym wybawicielem, który uchronił mnie przed ostateczną zgubą, za co będę mu dozgonnie wdzięczna.

Ogromnie się cieszyłam na nadchodzące dni, które mieliśmy spędzić wspólnie. W ostatnim czasie, zdecydowanie brakowało mi jego obecności. A tęsknota zamiast się zmniejszać z każdym jego wyjazdem, do których się powoli przyzwyczajałam, tylko przybierała na swojej sile.
Nie zamierzałam jednak, narzekać na swoje życie, bo niczego mi w nim nie brakowało. Miałam wspaniałego ukochanego, który był najlepszym prezentem od losu. Coraz lepsze relacje z ojcem, który diametralnie postanowił zmienić swoje życie. Ograniczył swoją pracę do absolutnego minimum, powierzając prowadzenie firmy zaufanym i od lat oddanym pracownikom. Często podróżował i szukał swojego miejsca w świecie. Miałam nadzieję, że wkrótce odnajdzie swoje szczęście, na które zasługiwał.

W dodatku miałam dobrą pracę, którą udało mi się znaleźć, już jakiś czas temu w jednej z miejscowych firm. Radziłam sobie w niej zaskakująco dobrze i w dalszym ciągu, miałam zamiar poszerzać swoją wiedzę i umiejętności. Miałam także oddanych przyjaciół, na których zawsze mogłam liczyć. To było nawet więcej niż kiedykolwiek chciałam.
W ciągu ostatnich miesięcy, wszystko układało się wprost idealnie i miałam nadzieję, że już tak zostanie. Nie miałam zamiaru dopuścić, aby cokolwiek zaburzyło moją harmonię w życiu, o którą, przez bardzo długi czas się starałam. 





Zamyślona, wchodzę do jednego ze sklepów z zabawkami, aby znaleźć jakiś odpowiedni prezent dla Toma. Ten mały chłopak, rósł w coraz szybszym tempie. Zaczął już chodzić i wypowiadać pierwsze słowa. Z przyjemnością obserwowałam jego rozwój, będąc częstym gościem Emmy.




Przez swoja nieuwagę i błądzenie myślami, zderzam się przez przypadek z wyższym od siebie mężczyzną, który właśnie go opuszczał. Wypowiadając słowa przeprosin, mimowolnie spoglądam na poszkodowaną przez siebie osobę. Orientując się, że to ktoś, bardzo dobrze mi znany.
- Amelia? Co za spotkanie. Naprawdę miło cię widzieć. Wspaniale wyglądasz - Cedric patrzy na mnie z ostrożnością. Nie wiedząc, jak zareaguję na jego widok. Od pamiętnego dnia, kiedy wyprowadziłam się z jego domu, nie mieliśmy okazji się spotkać.




- Dziękuję za miłe słowa. Co u ciebie? - pytam, starając się normalnie z nim porozmawiać. Nie było to najłatwiejsze ze względu na naszą przeszłość, ale chciałam przynajmniej spróbować.
- Coraz lepiej. Staram się powoli naprawiać swoje błędy i stać lepszym człowiekiem. Choć wiem, że zabraknie mi życia, abym odkupił wszystkie wyrządzone krzywdy. Próbuję nadrobić stracony czas z Tomem i mozolnie odbudowuję swoje relacje z Emmą.
Moja mama, zaprosiła ją nawet do nas na święta, a ona po długim zastanowieniu i mojej uciesze się zgodziła. Wierzę w to, że może kiedyś, przyjdzie jeszcze taki dzień, w którym mi zaufa i pozwoli mi zostać, chociażby jej przyjacielem - wiedziałam już wcześniej od swojej przyjaciółki o tym niespodziewanym zaproszeniu. Mama Cedrica, po tym jak dowiedziała się o zdradzie męża, także przemyślała swoje zachowanie i tak, jak jej syn próbowała się zmienić. Nie miałam pojęcia, czy im się uda. Lata egoizmu i krzywdzenia innych, zrobiły w końcu swoje. Ale chciałam wierzyć, że każdy człowiek ma szansę się zmienić. Dodatkowo cieszyłam się, że moja decyzja o niepoślubieniu Cedrica. Wywołała tak pozytywny impuls do zmian w moim otoczeniu. Większość znanych mi osób, skończyło nareszcie z pozorami i udawaniem, kogoś kim nigdy nie byli. Napawało mnie to optymizmem i wiarą, że warto dawać ludziom drugą szansę.




- Nie trać nadziei. Może twój trud, jeszcze kiedyś się opłaci. Najważniejsze, że Tom znowu ma obydwoje rodziców i niczego mu nie brakuje - byłam pod dużym wrażeniem, gdy Emma opowiedziała mi o tym, z jak dużym zaangażowaniem Cedric starał się opiekować Tomem. Na początek zapewnił im dużo lepsze mieszkanie i zwiększył sumę pieniędzy, jaką łożył na utrzymanie swojego syna. Mimo, że sam nie dysponował już tak pokaźnym majątkiem, jak kiedyś. Następnie coraz częściej go odwiedzał i spędzał z nim wspólnie czas. Zaszła w nim ogromna zmiana. Potrafił nawet, zwolnić się wcześniej z pracy, aby zaopiekować się Tomem. Gdy Emma, musiała coś załatwić lub zostać po godzinach w swojej nowej pracy. Będąc sekretarką w firmie mojego ojca. Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia, aby Cedric potrafił się dla kogoś poświęcić. Na szczęście po wielu namowach, udało mi się przekonać Emmę do przyjęcia tej propozycji pracy, dzięki czemu miała teraz otwarte drzwi do zawodowej kariery. Za to Maria, została opiekunką jej syna. Po tym, jak Cedricowi nie udało się jej namówić na powrót do niego. Nawet pomimo, ponownego ocieplenia ich relacji.
- Myślisz, że mam jeszcze jakieś szansę, żeby stworzyć dla Toma prawdziwą rodzinę z Emmą? - pyta niepewnie. Czułam, że on nadal ją kocha i prawdopodobnie nigdy nie przestał. Nawet w okresie, gdy znajdował się na granicy człowieczeństwa.
- Nie wiem. To zależy wyłącznie od niej i od ciebie. Na pewno łatwo nie będzie, odzyskać jej zaufania. Bardzo ją skrzywdziłeś. Ale spróbowanie, nic cię przecież nie kosztuje - uśmiecham się ledwie zauważalnie w jego kierunku. Po czym życząc wesołych świąt, żegnam się z nim. Wiedząc, że nie zostało mi dużo czasu na zakupy.




Dość późnym już popołudniem, kiedy zmierzch zaczyna powoli zapadać za oknami. Słyszę dźwięk, otwieranych drzwi od mieszkania. Praktycznie biegnę do korytarza. Wiedząc, kogo tam zastanę.
- Jesteś w końcu. Myślałam, że już się nie doczekam - rzucam się Richardowi na szyję, mocno przytulając do niego. Nadszedł nareszcie, wyczekiwany przeze mnie okres czasu, w którym spędzimy ze sobą go zdecydowanie więcej niż w ostatnich tygodniach.
- Też nie mogłem się doczekać. Droga dłużyła się niemiłosiernie. Wiesz, jak strasznie za tobą tęskniłem? - pyta, po czym nie dając mi dojść do słowa, zaczyna całować.
- Wiem. Mówisz mi to zawsze przed wyjazdem, w jego trakcie i po powrocie. Zobaczymy tylko, kiedy ci się to znudzi - mówię ze śmiechem, tak naprawdę ciesząc się, że nie tylko ja mam problemy się z nim rozstać. Chociażby na te, kilka dni.
- Nigdy. Zawsze będę to powtarzał, tak samo jak to, że cię kocham - uwielbiałam słyszeć to z jego ust.
- Ja też cię kocham - odpowiadam z taką samą pewnością, jak zawsze. Będąc pewna, że to się nigdy nie zmieni. Mimo, że byliśmy ze sobą już od kilku miesięcy, nasza miłość nie zmniejszyła się nawet odrobinkę. Wciąż była taka samo silna i niezachwiana. Chciałam, żeby tak pozostało już do końca. 




Wieczorem, po wielu trudach i zabawnych sprzeczkach na temat tego, gdzie powinna stanąć choinka i jaki ma być jej wygląd. Udało się nam ją nareszcie przystroić. Dzięki czemu, teraz świetnie się prezentowała w naszym salonie. Wpatrywałam się w nią z dumą i szerokim uśmiechem na ustach. Niczym mała dziewczynka. Ostatnio nawet takie rzeczy, sprawiały mi dużo radości.



- Skoro już mamy choinkę, to może czas na pierwsze prezenty? - patrzę na Richarda z niezrozumieniem, gdy podaje mi niewielkie ozdobne pudełeczko, którego dotychczas nie zauważyłam. Otwieram je, nie mając pojęcia, czego mogę się spodziewać.

Po chwili moim oczom, ukazuje się delikatny łańcuszek z zawieszką, przedstawiająca ptaka w locie.
- Dziękuję, jest przepiękny. Ale dlaczego wybrałeś właśnie taki? - zastanawiam się, skąd u niego taki oryginalny wybór.
- Kiedyś powiedziałaś, że czujesz się, jak ptak zamknięty w złotej klatce. Na szczęście, zwrócono mu ostatnio wolność. Dlatego pomyślałem, że ten łańcuszek będzie, idealnie do ciebie pasował. Jako zapowiedź nowego życia - pomaga mi go zapiąć. Następnie do siebie przytulając. Szczęścia, które przy nim odczuwałam, nie dało się opisać, ani porównać z niczym innym. Byłam przekonana, że nikt inny, nie byłby w stanie mi go zapewnić.
Z wielkim optymizmem, patrzyłam w naszą wspólną przyszłość. Będąc niemal pewna, że będzie ona wspaniała.




Koniec


__________________
Tak oto, historia Amelii i Richarda dobiega końca. :)
Strasznie szybko, to wszystko zleciało. I na pewno będę tęskniła za tym opowiadaniem, bo jest jednym z ulubionych z tych przeze mnie stworzonych.
Mam wrażenie, jakbym dopiero co pisała prolog.
Ale wszystko musi mieć swój początek i koniec. A ten właśnie nastąpił. 
Jak zawsze dziękuję wszystkim i każdemu z osobna, za poświęcony czas na czytanie i komentowanie. Bez Was, nie miałabym w sobie tylu chęci i motywacji do pisania. Dlatego dziękuję w szczególności tym, którzy byli przy mnie od samego początku i to nie tylko tutaj, ale i podczas wcześniejszych historii. Jak Julka i Natola ( gdyby nie Wy, już dawno zakończyłabym swoją amatorską karierę pisarki :D). Dziękuję też wszystkim pozostałym, opinia każdego jest dla mnie bardzo ważna i zawsze z wielką przyjemnością je czytam. 
Dziękuję także tym, którzy wyłącznie czytali bez pozostawiania śladu swojej obecności. 
Ponieważ bez Was wszystkich, pisanie nie sprawiałoby mi takiej frajdy.
Tymczasem więcej nikogo, już nie zanudzam i do zobaczenia pod nowym adresem, gdzie będę komplikować na wszelkie możliwe sposoby, życie kolejnych bohaterów. 😉

środa, 7 marca 2018

Rozdział 23




Budzi mnie odgłos głośnego upadku, jakieś rzeczy. Trzask, który temu towarzyszył. Sugeruje, że to jakieś szklane naczynie, które nie przeżyło swojego zderzenia z podłogą.
Otwieram oczy, rozglądając się niepewnie po wnętrzu pokoju, w którym się znajduję. Dopiero po chwili, przypominam sobie wydarzenia wczorajszego dnia i gdzie, tak naprawdę jestem. Oddycham z ulgą, że nic się nie zmieniło i wciąż znajduję się w mieszkaniu Richarda. A to wszystko, nie okazało się jedynie snem.




Po chwili jego osoba, pojawia się przy mnie ze skruszoną miną.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. Po prostu robiłem dla nas śniadanie i przez przypadek, stłukłem talerz - podchodzi do mnie, całując delikatnie na przywitanie.
- Nic nie szkodzi. I tak się wyspałam, lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Która jest w ogóle godzina?- pytam, uśmiechając się do niego. Z zamiarem wstania z łóżka i rozpoczęcia kolejnego dnia. Którego myślałam, że nie doczekam.
- Po jedenastej - zaskakuje mnie, że jest tak późno. I spałam, aż tyle godzin.
- Już? Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś? Zmarnowałam, prawie pół dnia na spanie - mówię z niezadowoleniem. Wiedząc, że mam dzisiaj, sporo spraw do załatwienia, które dużo ważniejsze od snu.
- Bo nie było, takiej potrzeby. Teraz masz przede wszystkim, odpoczywać i odzyskać psychiczną równowagę, po tych wszystkich wydarzeniach. Musisz się uspokoić, jesteś kłębkiem nerwów. Poza tym, sen dobrze ci zrobił, wyglądasz na dużo bardziej wypoczętą niż wczoraj - musiałam się z nim zgodzić. Nie potrzebowałam nawet się widzieć. Czułam wewnętrznie, że zdecydowanie ze mną lepiej. 





Po krótkiej wizycie w łazience, która miała za zadanie doprowadzenie mojego wyglądu do normalnego stanu.
Udaję się do kuchni. Spoglądam na stół, gdzie znajduje się, całkiem pokaźna ilość jedzenia. Wygląda ona bardzo apetycznie i tak samo pachnie, zachęcając do jedzenia. Byłam pod wrażeniem tego, jak Richard bardzo się starał. Nikt w życiu nie zrobił dla mnie, tyle co on. Na wszelkie możliwe sposoby, pokazywał mi, jak ogromnym uczuciem darzy moją osobę.





- Kto to wszystko ma zjeść? - zastanawiam się głośno, zajmując miejsce przy stole i sięgając po szklankę z sokiem.
- Oczywiście, że ty z moją małą pomocą. Przecież ci powiedziałem, że się za ciebie wezmę. Nie myśl, że tak łatwo ci odpuszczę. Koniec z myśleniem o wszystkich poza sobą i nieustannym zamartwianiem. Teraz będziesz się skupiać, przede wszystkim właśnie na sobie. Poza tym nie wiedziałem, na co masz ochotę, dlatego przygotowałem większość rzeczy, które lubisz - Richard jest nieprzejednany. Dlatego bez większego sprzeciwu, sięgam po pysznie wyglądającą kanapkę, delektując się jej smakiem.





Po skończonym śniadaniu, gdy nareszcie po wielu próbach, udało mi się przekonać mojego upartego ukochanego, że jestem najedzona. I więcej nie dam rady, nic w siebie wcisnąć.
Słyszę dzwonek do drzwi. Jego dźwięk, wywołuje u mnie zdenerwowanie. W końcu, kto może coś chcieć w niedzielne przedpołudnie? Obawiałam się, że życie, które miałam zostawić za sobą. Znów daje o sobie znać.




- Pójdę sprawdzić, kto to. Zaraz wracam - Richard udaje się w kierunku drzwi. A ja z niecierpliwości, czekam na jego powrót. Próbując znaleźć odpowiedź na to, kim może być nasz niespodziewany gość. Dostaję ją szybciej niż myślę, gdy widzę jak doskonale znana mi osoba. Wchodzi do salonu, tuż za Richardem.




- Tata? - pytam. Nie dowierzając, że naprawdę stoi praktycznie przede mną. Zaczynam się obawiać, jaki jest cel jego wizyty i jakim cudem mnie tutaj znalazł. W końcu mimo, że wczoraj zapewniał mnie o poparciu każdej mojej decyzji, kto wie czy coś się nie zmieniło. Nie miałam przecież pojęcia, co takiego wydarzyło się po mojej ucieczce z kościoła.
- Amelia, cieszę się że nareszcie cię znalazłem. Martwiłem się okropnie o ciebie. Na szczęście Maria powiedziała mi, gdzie najprawdopodobniej jesteś - podchodzi do mnie i przytula do siebie. Bez zastanowienia, odwzajemniam jego uścisk.
- Przepraszam za wczorajsze przedstawienie. Mogłam wcześniej, powstrzymać to szaleństwo. Na pewno przyniosłam ci wiele wstydu - nie czułam się dobrze z tym, że narobiłam takiego zamieszania. Nie znosiłam być w centrum uwagi i zainteresowania innych. Ale na pewno tego nie żałuję, to była moja ostatnia szansa.
- Nic się nie stało. Nie przejmuj się tym, co powiedzą inni. Najważniejsze jest dla mnie, twoje szczęście. Zresztą, komuś udało się przebić sensację z nieodbytym ślubem - patrzę na niego zdziwiona, nie mając pojęcia, o czym mówi.




- To może, zostawię was samych. Będziecie mogli w spokoju porozmawiać - do rozmowy dołącza Richard, a ja przypominam sobie o jego obecności.
- Zostań. To w końcu, dotyczy także ciebie - łapię go za rękę, nie pozwalając odejść. Za to mój tata z nieukrywaną ciekawością, przypatruje się naszym złączonym dłoniom.




Orientuję się wtedy, że on nie ma pojęcia, co nas łączy. Dlatego postanawiam najpierw, wyjaśnić tą sprawę. Oficjalnie ich sobie przedstawiam. Tłumacząc ojcu, że Richard to jedyny, godny kandydat na jego przyszłego zięcia. I innego na pewno nie będzie. Na szczęście, mimo początkowej rezerwy i ostrożności. Wygląda na to, że nie ma on nic przeciwko naszemu związkowi, co jest dla mnie niezwykle pocieszające.




Przenoszę naszą dalszą rozmowę na nieco, wygodniejszy grunt. Dlatego siadam na kanapie, niemo prosząc, aby Richard zajął miejsce obok mnie. Natomiast tata, zajmuje miejsce w fotelu naprzeciwko.
- Jest coś o czym muszę ci w końcu powiedzieć. Przepraszam, że nie zrobiłam tego wcześniej. Ale po prostu, nie mogłam - zaczynam niepewnie. Wiedząc, że nie będzie to dla niego, łatwe do przyjęcia.

- Córeczko, wiem już o wszystkim. O niekończących się manipulacjach, szantażach i intrygach. Wczoraj, gdy twoja matka dostała szału, tuż po twoim zniknięciu. Pani Grace przez przypadek, wymknęły się przy wszystkich, pewne informacje na jej temat. Widzisz, ja już od dawna podejrzewałem, że Irene ma romans z Erwinem. A wczoraj otrzymałem na to, ostateczne potwierdzenie. Wcześniej milczałem, bo głupi się ciągle łudziłem, że może się opamiętają. Ale w końcu zrozumiałem, że ona zawsze kochała jego, nie mnie. Zdawałem sobie sprawę, że biorąc ze mną ślub, nie darzyła mnie miłością. Ciągle miałem jednak nadzieję na to, że kiedyś się to zmieni. Wraz z wydarzeniami poprzedniego dnia, do reszty się jej wyzbyłem. Powiedziała mi prosto w twarz, że byłem jej tylko potrzebny do dostarczania pieniędzy, a ciebie wprost nienawidzi. Bo zniszczyłaś jej najpierw młodość, a teraz zaplanowane z najmniejszymi szczegółami, przejęcie mojego majątku - mimo, że starałam się to ukryć. Bolały mnie ostatnie słowa. Ta kobieta, była w końcu moją matką. Powinna mnie wspierać i być zawsze przy mnie, a doprowadziła mnie prawie na sam skraj załamania. Dodatkowo nadal nie widzi w tym nic złego i obwinia wyłącznie mnie o wszystko. Współczułam, także tacie. Jego całe życie, okazało się jednym wielkim kłamstwem i fasadą pozorów.





- Przykro mi. Nie zasłużyłeś sobie na to wszystko. Od zawsze robiłeś co tylko mogłeś, aby tylko niczego nam nie zabrakło. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zastanawiam się tylko, co teraz będzie - bałam się, że moja rodzicielka będzie się próbowała mścić, za zepsucie jej planów.
- Obydwoje zaczniemy nowe życie. Irene, właśnie pakuje swoje rzeczy i wyprowadza się z domu. Mój prawnik już przygotowuje pozew rozwodowy. Wszystko powinno pójść szybko. Zgodziłem się oddać jej część majątku, w zamian za danie tobie spokoju. To i tak była dla niej, bardzo korzystna propozycja. W sądzie nie dostałaby, ani grosza. Dlatego możesz być spokojna. Więcej nie spotkasz jej na swojej drodze. Wraz z Erwinem mają zamiar wyjechać z kraju, po tym jak mama Cedrica, wyrzuciła go z domu. Jego firma jest na granicy bankructwa. Także zbyt długo, nie pożyją w luksusie. A znając uwielbienie twojej matki do przepychu, nie wróżę im świetlanej przyszłości - mimowolnie uśmiecham się, słysząc te słowa. Miałam nadzieję, że teraz naprawdę wszystko się ułoży. A moja rodzicielka, zrozumie kiedyś jak wielki błąd popełniła. Nie potrafiąc uszanować rodziny, którą posiadała. 




Rozmawiamy, jeszcze przez jakiś czas. To moja najdłuższa rozmowa z którymkolwiek rodzicem, od ładnych paru lat. W między czasie, zostajemy obydwoje z Richardem przeproszeni za wszelkie złe czyny mojej matki i zapewniani, że gdybyśmy tylko czegoś potrzebowali, zawsze możemy liczyć na jego pomoc.




Gdy mój ojciec, zbiera się do wyjścia. Odprowadzam go do drzwi.
- Domyślam się, że pewnie wolisz zamieszkać tutaj niż wrócić do domu? - pyta, praktycznie pewny mojej odpowiedzi.
- Chcę zacząć normalne życie u boku kogoś, kogo naprawdę kocham i cieszyć się każdym dniem. Ale nie martw się, na pewno będę cię odwiedzać. Gdy sezon się zacznie, a Richard będzie w nieustannych rozjazdach. Będę miała dużo czasu na takie wizyty. Muszę także, poszukać jakiejś pracy - miałam zamiar, kompletnie zmienić swoje dotychczasowe życie. Oraz odbudować relację z ojcem. Która była sukcesywnie niszczona przez moją matkę od wielu, długich lat. 
- Zawsze możesz pracować u nas w firmie. Przecież to wszystko i tak, kiedyś będzie twoje - nie mogłam przyjąć tej propozycji. Choć wiedziałam, że sprawiłbym tym, tacie przyjemność.
- Wolałabym najpierw, sama czegoś poszukać i spróbować swoich sił - odpowiadam.
- Dobrze, niech będzie. Zawsze w końcu chciałaś być samodzielna. Do zobaczenia, przynajmniej jestem spokojny, że tym razem zostawiam cię w dobrych rękach - przytula mnie krótko na pożegnanie i wychodzi.



Wracam do salonu. Siadam obok Richarda, a on obejmuje mnie swoim ramieniem.
- Jak wypadłem? Myślisz, że twój tata mnie polubił? - zastanawia się.
- Jestem tego pewna. Możesz czuć się wyróżniony, bo rzadko kto zyskuje jego sympatię, po pierwszym spotkaniu. Z reguły jest powściągliwym i nieufny - tłumaczę pokrótce. Ogromnie się ciesząc, że najważniejszy problem, jakim była moja rodzicielka mamy za sobą.
- Co zrobimy z resztą dnia? Na co masz ochotę? - pyta, pozwalając mi zadecydować.
- Właściwie to miałam zamiar, pojechać po swoje rzeczy do Cedrica. Mógłbyś się tam ze mną wybrać? - nie chciałam być sama, podczas wizyty w tym domu. Kto wie, w jakim nastroju był mój niedoszły mąż i co mogłoby mu wpaść do głowy.
- Nie musisz nawet pytać. W życiu nie puściłbym cię tam samej.




Stoję przed ogromnym domem, przypominającym pałac. W którym, jeszcze do wczoraj mieszkałam i przeżyłam wiele przykrych chwil. Jedyne dobro, które mnie tu spotkało, to poznanie Richarda.
Wciskam dzwonek do drzwi, mimo że posiadam klucze. Nie ważąc się wejść, jak do siebie. To zresztą nigdy nie był mój dom, a przynajmniej tak się w nim nie czułam. Czekając, aż ktoś je otworzy, ściskam mocniej dłoń mojego towarzysza.
Po chwili, drzwi otwiera nam Maria, wyraźnie zaskoczona naszą obecnością. Uśmiecha się nieśmiało na nasz widok, a ja mimo wszystkiego, co kiedyś mi zrobiła. Odwzajemniam jej uśmiech. Już wcześniej wybaczyłam jej, wszystkie nasze zaszłości z przeszłości.



- Amelia? Richard? Naprawdę cieszę się, że widzę was razem. Chciałam was, także bardzo przeprosić za wszystko, co zrobiłam. Nie powinnam była, tak cię traktować i pozwolić dodatkowo Cedricowi na wszystko, czego się dopuścił - ostatnie słowa, kieruje bezpośrednio do mnie. Patrząc z wyraźną prośbą o wybaczanie.
- Zapomnijmy o tym. Czasu i tak nie cofniemy. A ja ci wybaczam, każdy z nas ma prawo popełnić błędy. Najważniejsze jest jednak to, że je zrozumiałaś. Przechodząc do sedna. Przyszliśmy, bo chciałam zabrać swoje rzeczy, mogę? - w odpowiedzi otwiera szerzej drzwi i zaprasza nas do środka.
- Oczywiście, byłam akurat zajęta tym samym. Dziś rano, złożyłam Cedricowi wypowiedzenie, dłużej nie będę dla niego pracowała - zaskakuje mnie jej decyzja. Równocześnie zastanawiam się, jak on na to zareagował. Na pewno nie był zadowolony.


Następnie Maria, zaprasza Richarda do kuchni, oferując kawę. Aby wypełnił czymś czas, podczas przygotowań do mojej wyprowadzki. A on, ku mojemu zdziwieniu, przystaje na jej propozycję.



Pakuję swoje ubrania do walizki, z niedowierzaniem przyglądając się, jak ponuro wygląda sypialnia, w której spędziłam ostatnie tygodnie. Zasłonięte zasłony i panujący w całym pomieszczeniu zaduch, są nie do wytrzymania. Uświadamiam sobie tym samym, jak źle ze mną było, skoro trwałam w tym przez tyle czasu.
Gdy większość rzeczy, zostaje już spakowanych. Podchodzę do szafki przy łóżku, otwierając jej szufladę, aby zabrać z niej swoje dokumenty i inne potrzebne rzeczy. Mimowolnie mój wzrok, natrafia na opakowania leków, które miały mi posłużyć do popełnienia największej głupoty życia. Bez zastanowienia, przysuwam do siebie kosz, stojący w kącie i wrzucam do niego pełne opakowania leków. Jednym ruchem zrzucam do pojemnika, także wszystkie pozostałe, które znajdowały się na wierzchu. Taki sam los spotyka list, napisany przeze mnie tuż przed ślubem. Te rzeczy do niczego, nie były mi już potrzebne, stanowiły jedynie ostatnią przeszkodą, do zamknięcia za sobą przeszłości.



Zamykam drugą już walizkę, wypakowaną po brzegi. Starałam się zabrać wszystkie potrzebne mi rzeczy, za jednym zamachem. Aby już nigdy, tutaj nie wracać.
Gdy prawie kończę, słyszę delikatne pukanie do drzwi. Dostrzegając za nimi Cedrica. Próbuję zachować spokój i opanowanie, ale na niewiele mi się to zdaje, ponieważ nie mam pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać.




- Spokojnie, Amelio. Nie musisz się obawiać, nie mam zamiaru zrobić ci niczego złego - wchodzi do środka. A ja mimowolnie odsuwam się od niego na dalszą odległość. 
- Więc, czego ode mnie chcesz? Za chwilę opuszczę ten dom. Nie musisz się martwić, nie będę długo nadużywać twojej gościnności - patrzę na niego z pogardą, nie potrafiąc inaczej. Zbyt wiele złego się między nami wydarzyło, abym mogła o tym zapomnieć.

- Nie musisz się śpieszyć, nie przeszkadza mi twoja obecność. Wiem, że pewnie mnie nienawidzisz za to wszystko, co ci zrobiłem. Ale chciałbym, żebyś wiedziała, że jestem ci naprawdę wdzięczny, za to że wczoraj powiedziałaś - nie. Ja byłem na to za słaby. Całe życie zresztą jestem, przez co straciłem, najważniejsze dla mnie osoby. Mam świadomość, jakim draniem się stałem. Zniszczyłem nawet naszą przyjaźń. I tysiące innych rzeczy. Ale myślałem, że tak będzie łatwiej. Jeśli stanę się bezwzględnym człowiekiem bez uczuć. Ja chciałem pogodzić się wyłącznie ze stratą, kogoś bardzo dla mnie ważnego - doskonale wiem, o kim on mówi.
- Emmy i Toma? - patrzy na mnie zszokowany. Ale ja nie miałam zamiaru dłużej udawać, że nie wiem o ich istnieniu.
- Wiesz o wszystkim? - wciąż nie dowierza.
- Na całe szczęście, wiem. Bo nie mam pojęcia, kto inny by im pomógł, kiedy byli w potrzebie. Ciebie kompletnie nie obchodził ich los. I wciąż do tej pory nie rozumiem, jak mogłeś ich zostawić. Dodatkowo odmówić, praktycznie wszelkiej pomocy. Naprawdę pieniądze, były ważniejsze? - pytam z wyrzutem.




- Nie zrozumiesz tego. Ty zawsze byłaś inna. Ciebie nie zepsuło bogactwo i przepych. Nigdy nie byłaś egoistką w przeciwieństwie do mnie. W pewnym momencie, we mnie wszystkie bariery pękły i się zatraciłem. Nawet miłość Emmy, nie była w stanie tego przezwyciężyć. Przez co, straciłem ją na zawsze. Teraz zaczynam płacić za swoje czyny. Wszyscy się ode mnie odsunęli, nawet Maria. W dodatku mój ojciec, okazał się skończonym kanalią - po raz pierwszy od kilku dobrych lat, maska Cedrica znika. Ukazując kompletnie zagubionego i pozbawionego nadziei człowieka.
- Ale nie wszystko, jeszcze stracone. Jest jeszcze Tom. On potrzebuje ojca, a ty wzięciem na siebie odpowiedzialności za jego przyszłość i udzieleniem pomoc Emmie w jego wychowaniu. Mógłbyś spłacić, część swoich win. Przemyśl to sobie dobrze - biorę swoje walizki i wystawiam je na korytarz.



- Dziękuję za radę. Na pewno spróbuję z niej skorzystać. I możesz w to nie uwierzyć, ale naprawdę życzę ci szczęścia z Richardem. On zasługuje na ciebie, dużo bardziej niż ja. Jeszcze raz, szczerze cię za wszystko przepraszam. Pamiętaj, że nie jesteś beznadziejna, jak próbowałem ci to wmówić. Robiłem to, bo ci zazdrościłem, że mimo przeciwności losu, do końca zachowałaś swoje dobro i zasady, jakimi się kierujesz. Ja tego nie potrafiłem. Powodzenia, Amelio - choć w głębi siebie, bardzo bym chciała. Nie jestem w stanie, odpowiedzieć mu tym samym. Jest na to, zdecydowanie za wcześnie. Może kiedyś, będę w stanie, przynajmniej spróbować mu wybaczyć. Ale do tego, bardzo daleka droga.


Wychodzimy z Richardem na zewnątrz, a ja ostatni raz. Spoglądam na mury, swojego metaforycznego więzienia. W myślach żegnam się z nimi. Uśmiechając sama do siebie.
- Gotowa na rozpoczęcie, swojego nowego życia? - ciche pytanie Richarda, przywraca mnie do rzeczywistości.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - odpowiadam, składając na jego ustach pocałunek.

___________________
Ostatni rozdział za nami. Został już tylko epilog. :) A w czasie oczekiwania na niego, zapraszam wszystkich chętnych, którzy jeszcze go nie czytali. Na krótki prolog nowej historii. Klik