Późnym
wieczorem, nie zważając na pytania Marii, gdzie się wybieram. Ani
setkę nieodebranych połączeń od Cedrica, który zapewne wrócił
do domu, tuż po moim wyjściu. Prawdopodobnie po raz ostatni, udaję
się pod adres. Który miałam jeszcze nadzieję do dzisiaj, że już
nie długo,
stanie się także moim własnym.
Wiedziałam,
że czeka mnie awantura, która może zakończyć się praktycznie
wszystkim, gdy tylko wrócę do domu. Ale nie przejmowałam się tym.
Co miało się stać, to się stanie. Teraz miałam do zrobienia,
jeszcze jedną rzecz. Zanim do reszty pogrążę się w swoim smutku
i rozpaczy. A
wszystko straci, jakikolwiek sens.
Zaczerwienione
i piekące
od płaczu oczy,
utrudniają mi prawidłową widoczność, podczas prowadzenia
samochodu. Ale nawet to, już mnie nie obchodziło. Mogłam nawet
zginąć, nie zależało mi już na swoim życiu. Ono i tak,
skończyło się dzisiaj po południu. Czułam wewnętrzną pustkę i
zobojętnienie na wszystko, co mnie otaczało. Jakby osoba, którą
byłam, odeszła wraz ze zgodzeniem się na żądania mojej matki.
Osiągnęła
swój cel, poświęcając moje szczęście i spokój. Za cenę
spełnienia własnych pragnień, była gotowa na wszystko. Czasami
nawet jej zazdrościłam, że potrafi dążyć do celu, mi nigdy się
to nie udawało. Zawsze ponosiłam klęskę, o cokolwiek bym nie
walczyła.
Wpatruję
się w uśmiechniętą twarz Richarda. Jeszcze bardziej nienawidząc
się za to, co za chwilę będę musiała zrobić. On zapewne
zakłada, że skoro pojawiłam się tutaj, to wszystko się ułożyło.
I teraz będziemy już razem.
-
Udało się? Amelia, proszę cię. Powiedz coś - z każdą sekundą
mojego milczenia. Jego twarz, coraz bardziej poważnieje. Widocznie
zaczyna się domyślać, że nie mam dla niego dobrych wieści.
-
Niestety nie - tylko na tyle, jestem w stanie się wysilić. Czując,
że głos zaczyna mi się łamać. A łzy znowu, pojawiają się w
kąciku oczu.
-
Nic nie szkodzi. Nie martw się, znajdziemy inne rozwiązanie. W
ostateczności, weźmiemy ślub. Gdy będziemy małżeństwem. Nie
będą mogli, zmusić cię żadnym sposobem do poślubienia Cedrica.
Wszystko się jakoś ułoży. Tylko się teraz nie poddawaj, proszę
- próbuje mnie przytulić, ale mu na to nie pozwalam. Choć
pragnęłam tego najbardziej na świecie. Wiedziałam, że gdybym
uległa. Wtedy jeszcze trudniej byłoby mi, zakończyć naszą
relację. Richard patrzy na mnie ze zdziwieniem. Kompletnie
nie rozumiejąc, mojego zachowania. Zupełnie nie spodziewając się
tego, co mam mu do przekazania.
-
Nie będzie innego rozwiązania, bo ja mam zamiar zostać żoną
Cedrica. Wszystko sobie przemyślałam i tak będzie dla nas lepiej -
staram się brzmieć przekonująco, uciekając spojrzeniem w bok. Nie
byłam w stanie, spojrzeć mu w oczy.
-
O czym ty mówisz? Przecież doskonale wiem, że nie chcesz tego
robić. Nienawidzisz go i za wszelką cenę, chciałaś się od niego
uwolnić. On tyle razy cię skrzywdził. Powiedz mi, co się dzieje?
- nie ustępuje i zmusza, abym na niego spojrzała. Staram się
wyglądać na obojętną, choć w środku czuję, jakbym rozpadała
się na kawałki.
-
Nic się nie dzieje. Po prostu, między nami to koniec. To i tak by
się nie udało. Nasze życia, zbyt mocno się od siebie różnią.
Dlatego lepiej zakończyć
to teraz. Zanim nie jest, jeszcze za późno. Przepraszam, że
narobiłam ci złudnej nadziei - wiem, że moja słowa sprawiają mu
ogromny ból. W końcu wygląda to tak, jakby nic dla mnie nie znaczył.
Choć w rzeczywistości było zupełnie na odwrót. Ale nie mogłam
inaczej. On musiał o mnie zapomnieć i spróbować ułożyć sobie
życie z kimś, kto go uszczęśliwi. Tylko tak, będę pewna, że
moja matka nie zniszczy mu życia. Chciałam,
żeby przynajmniej jemu się udało i moje poświęcenie nie poszło
na marne.
-
Co takiego? Chcesz po prostu przekreślić naszą miłość, bo
raptownie doszłaś do wniosku, że pochodzimy z innych światów?
Choć jeszcze wczoraj zapewniałaś, że chcesz ze mną być i nic
innego się nie liczy. Błagam cię, powiedz mi prawdę, co się
dzisiaj do cholery wydarzyło? Ktoś cię szantażuje albo zmusił do
tego, aby zakończyć naszą znajomość. Prawda? Zbyt dobrze cię
znam, aby uwierzyć w to, co mówisz - ta rozmowa przybierała, coraz
gorszy obrót. Richard zaczynał domyślać się, że nie robię tego
z własnej woli. A ja nie mogłam, powiedzieć mu prawdy.
-
To tylko i wyłącznie moja decyzja. Po dzisiejszej rozmowie z
rodzicami, doszłam do wniosku, że warto dać szansę Cedricowi. On
także mnie przeprosił i obiecał poprawę. Postanowiłam spróbować.
Zrozum, że przerosła mnie świadomość zmian, jakie niosłoby za
sobą życie z tobą - to chyba najgorsze kłamstwa, jakie
wypowiedziałam w całym swoim życiu. W końcu nie marzyłam o
niczym innym niż życie u jego boku. Szkoda tylko, że było to
marzenie niemożliwe do
realizacji.
-
W takim razie, kim ja dla ciebie byłem? Dobrą rozrywką? Odskocznią
od prawdziwego życia? Na co były, te wszystkie obietnice i
wyznania, które okazały się jednym wielkim kłamstwem. Skoro nigdy
tak naprawdę, nie miałaś zamiaru dać mi szansy. Wystarczyło
głupie przepraszam i wybierasz jego? Myślałem, że jesteś inna.
Ale chyba się pomyliłem, co do ciebie - Richard zaczyna powoli
wierzyć w brednie, które próbuję mu wmówić. Emocje biorą górę
i pojawiają się u niego, coraz większe wątpliwości, co do moich
szczerych intencji. Dostrzegam, że jest mną rozczarowany. Choć
było to dla mnie bolesne, wiedziałam że tak będzie mu łatwiej
pogodzić się z naszym rozstaniem. Musiałam go teraz zranić, aby w
przyszłości szybciej się z tym pogodził.
-
Przykro mi, ale on zapewni mi stabilniejsze życie. Pójdę już, nic
tu po mnie. Jeszcze raz, przepraszam za wszystko. Teraz nic zapewne z
tego nie rozumiesz, ale może kiedyś, spojrzysz na to z innej
perspektywy. Naprawdę życzę ci szczęścia. Żegnaj, Richard -
patrzę na niego ze smutkiem, po raz ostatni. W myślach
wypowiadając, prawdziwe i zupełnie inne słowa pożegnania. Na jego
twarzy rysuje się kompletne zdezorientowanie i niemożność
zrozumienia, co się tutaj, tak naprawdę dzieje. Przez chwilę mam
wrażenie, że ma zamiar spróbować mnie zatrzymać. Ale rezygnuje,
uznając że to nie ma większego sensu. Na jakiś sposób mnie to
cieszy, bo to ułatwi mi moje odejście.
-
Żegnaj, Amelio - gdy jestem przy drzwiach, słyszę jego zimny i
pozbawiony jakichkolwiek uczuć głos. Tak zupełnie inny od tego,
który znałam. Osiągnęłam, to co sobie zamierzyłam. Liczyłam,
że dzięki ogromnej złości na mnie i moje postępowanie, szybciej
zapomni o tym, co nas łączyło i nie będzie, aż tak mocno
cierpiał. Wystarczy już, że ja do końca życia nie pogodzę się
z jego utratą.
Gdy
wychodzę na zewnątrz, nie powstrzymuję dłużej swojego gorzkiego
płaczu. Jeszcze nigdy dotąd, nie czułam się tak źle. Ogromny,
rozdzielający mnie od środka ból, praktycznie uniemożliwia
oddychanie. Nie miałam pojęcia, co będzie dalej. Nie zastanawiałam
się nad tym. Wyłączyłam kompletnie swoje myślenie, a rozpacz
przesłoniła mi do reszty trzeźwy i logiczny osąd
sytuacji.
Wracam
do domu, będąc w kompletnej rozsypce. Z zamiarem udania się na
górę i zamknięcia w swojej sypialni. Nie miałam ochoty z nikim
się widzieć ani rozmawiać. Chciałam zwyczajnie,
zostać
sama.
Niestety,
tuż po przekroczeniu progu pokoju. Dostrzegam znajdującego się w
nim Cedrica, który wyraźnie czeka na mnie. Jeszcze wczoraj byłabym
przerażona przebywaniem z nim. Dzisiaj już się tym nie
przejmowałam, mógł ze mną zrobić, co tylko chciał. Na niczym mi
już nie zależało i było mi wszystko jedno. W końcu było
nieuniknionym, nasze wspólne pożycie. To tylko kwestia czasu, kiedy
to w końcu się stanie.
-
Gdzie byłaś? I dlaczego znowu się mażesz?
- pyta, wyraźnie zirytowany moim stanem.
-
Bo tak mi się podoba - odpowiadam prowokująco.
-
Znowu zaczynasz? Naprawdę myślisz, że nieustanne bycie na wojennej
ścieżce ze mną w czymkolwiek ci pomoże - wstaje z fotela i
podchodzi bliżej mnie.
-
Mnie już nic nie pomoże. Więc daruj sobie te dobre rady. Czegoś
ode mnie chcesz? A może znowu, zachciało ci się powiększenia
rodziny. Śmiało, nie krępuj się - zmniejszam, jeszcze bardziej
odległość od nas. Stając naprzeciw niego z wyczekiwaniem, co
zrobi. Będąc przygotowana na wszystko.
-
Widzę, że do reszty zwariowałaś i każdego dnia z tobą gorzej.
Rozczaruję cię, ale dzisiaj dam ci spokój. Znalazłem sobie na
noc, dużo lepszą rozrywkę niż ty. Chciałem tylko porozmawiać o
wizycie twoich rodziców, po co chciałaś się z nimi spotkać?
- zastanawiam się, co odpowiedzieć. Przez chwilę, chcę nawet
powiedzieć mu o romansie naszych rodziców, ale rezygnuję. To i
tak, nic by nie zmieniło. Cedrica zapewne, nawet by to nie obeszło.
W końcu był taki sam, jak oni.
-
Aby opowiedzieć o naszym wspaniałym życiu. O tym, że jestem z
tobą niesamowicie szczęśliwa i o lepszym narzeczonym, nie mogłabym
nawet marzyć. Niestety chyba mój ojciec, nie bardzo w to uwierzył.
Powoli zaczyna, dostrzegać pewne rzeczy. Więc jak na razie, nie ma
nawet mowy o połączeniu firm - kończę z uśmiechem satysfakcji na
ustach. Przynajmniej to im się, na razie nie udaje.
-
Nie martw się, po ślubie to zmienię.
I to prędzej niż myślisz. Wystarczy tylko, że poinformujemy go o
tym, że spodziewamy się dziecka. Wtedy bez wahania, wszystko na nie
przepisze. A ja wraz z moim ojcem, będziemy
mogli tym rozdysponować, ratując nasz biznes. Nie mogę się już
doczekać, tego momentu. A teraz, przepraszam. Ale śpieszę się,
moja nowa asystentka już na mnie czeka - wychodzi z bezczelnym
uśmiechem. Z zamiarem spędzenie upojnej nocy, ze swoją nową zdobyczą.
Rzucam
się na łóżko,
przeklinając swoje życie. Ponownie ogarnia mnie złość i
rozczarowanie samą sobą. To była moja wina, to ja dopuściła do
tego wszystkiego. Skrzywdziłam
tyle osób, które teraz przeze mnie cierpią. Chciałam zniknąć z
tego świata. Pragnęłam zasnąć i nigdy więcej się nie
obudzić.
Kolejne
dni, są takie same. Zlewają mi się w jedną, wielką plątaninę
myśli. Powoli przestaję je nawet rozróżniać. W końcu są niemal
identyczne. Tak samo puste i pozbawione sensu. Traciłam poczucie
czasu i coraz bardziej słabłam. Nie pamiętam, kiedy miałam coś w
ustach. Coraz częściej, dostawałam zawrotów głowy. Nie raz byłam
już na granicy omdlenia. Nie miałam jednak zamiaru, niczego
zmieniać.
Powoli niszczyłam samą siebie.
Zamknęłam
się w sobie przed całym światem. Praktycznie nie opuszczając
sypialni, gapiłam się przez długie godziny bez celu w okno.
Wracając wspomnieniami do wspólnych chwil z Richardem, kiedy byłam
szczęśliwa. Zastanawiałam się, co u niego. Jak sobie radzi i czy
czasami, jeszcze o mnie myśli. Ja robiłam to nieustannie. Nie
potrafiąc skupić się na niczym innym.
Noce
przesypiałam, tylko dzięki pokaźnej ilości środków nasennych.
Stojąca na szafce obok łóżka, biała buteleczka z nimi. Coraz
bardziej, kusiła mnie do wzięcia ich wszystkich na raz. Kończąc
tym samym, moją bezsensowną egzystencję. Bałam się tylko, że
jest ich za mało i ilość, która z każdym dniem malała. Nie
wystarczy do skutecznego skończenia z sobą, raz na zawsze.
Zamierzałam, jeszcze trochę poczekać. Aż moja kochana mama,
dostarczy mi ich większą ilość. Którą przepisze jej znajomy
psychiatra. Chociaż raz na coś, przyda mi
się jej pomoc. W końcu te pastylki, to była jej jedyna reakcja na
moje załamanie. Gdyby
tylko wiedziała, jak zamierzałam je wykorzystać.
Nikt
poza nią, nie rozumiał. Co się ze mną z dnia na dzień stało. Co
takiego doprowadziło do mojego fatalnego stanu. A ja nie
zamierzałam, nikogo uświadamiać.
Nie
odzywałam się do nikogo. Nie reagowałam na żadne pytania, prośby,
czy nawet groźby. Byłam całkowicie obojętna i apatyczna.
Przez
to wszystko, nawet Maria przejęła się moim losem. Gdy przez ponad
dwa dni, nie zeszłam nawet na jeden posiłek. Zaczynała mi je
przynosić osobiście. Trzy razy dziennie, stawiała przede mną tacę
z najbardziej wymyślnymi potrawami, zachęcającymi swoim zapachem i
wyglądem do spróbowania. Patrząc przy tym na mnie z nieukrywanym
zmartwieniem. Czułam, że naprawdę się o mnie martwiła. Tylko nie
potrafiła tego okazać. Może też się wstydziła, że także ona
dołożyła swoją cegiełkę do mojego aktualnego stanu. Poprzez
wielokrotne złośliwości i intrygi. Nie
wysiliła się jednak do
tej pory
na żadne przeprosiny, czy skruchę.
Kilka
godzin później,
zabierała nietknięte jedzenie i wychodziła bez słowa. A ja na
nowo, pogrążałam się w swojej melancholii.
Cedric
zaczął za to, kompletnie mnie unikać. Modląc się zapewne, abym
tylko wytrwała do ślubu. Który zbliżał się wielkimi krokami. W
końcu pozostało do niego, jedynie siedem dni. Wszystko
było już przygotowane i dopięte praktycznie na ostatni guzik.
Zapewne zakładał, że tyle powinnam jeszcze wytrzymać. A później,
niech się już dzieje, co chce. Jego
nie interesował mój los, a jedynie pieniądze jakie wniosę ze sobą
do tego małżeństwa.
Jedynie
Emma, nie odpuszczała i starała się mi jakoś pomóc. Nieustannie
musiałam ignorować, jej próby skontaktowania się ze mną. Nie
pomogła nawet wiadomość, w której przepraszam ją i tłumaczę,
że dłużej nie będę mogła jej pomagać. Jak miałam to zresztą
zrobić, skoro nie potrafiłam pomóc, nawet samej
sobie.
Byłam
pewna, że domyśliła się w jak fatalnym sytuacji się znalazłam.
W końcu, dużo wiedziała o moich planach i zamiarach. Które
spełzły na niczym.
Miała jednak związane ręce. Oficjalnie przecież, nie miałyśmy
pojęcia o swoim istnieniu. Może to i lepiej. Przynajmniej nie
wmieszam, kolejnej osoby w swoje sprawy. Mnie i tak nie można było
już pomóc. A za niedługi czas, miałam zniknąć z życia,
wszystkich znanych mi osób. Stając się wyłącznie
wspomnieniem.
Z
niecierpliwością, wyczekiwałam tego momentu, gdy nareszcie stanę
się wolna. A skoro jedyną drogą, prowadzącą do niej była
nicość. Byłam na nią przygotowana. Nie czułam już strachu ani
żalu. Nieustannie towarzyszyła mi tylko, nie dająca spokoju i
chwili wytchnienia, wewnętrzna pustka.
Dlatego jedynym, czego teraz pragnęłam było odejście w niebyt i
nieczucie już niczego.
Po
północy, na dwa dni przed wyznaczoną datą ślubu. Łykam kolejne
dwie tabletki, popijając je wodą. Buteleczka, która stała się dla mnie, najważniejszą rzeczą pod słońcem. Cenniejszą niż każdy inny skarb. Była praktycznie już pusta. A to oznaczało, że najpóźniej w dniu ślubu. Otrzymam dwie nowe, tak bardzo upragnione. Które uwolnią mnie od całego zła tego świata.
Kładę się na łóżku i z
wyczekiwaniem, czekam na nadejście snu. Z
niecierpliwością odliczałam, kolejne dni. Które przybliżały
mnie do momentu, kiedy nareszcie uwolnię się z tego więzienia z
pozłacanymi kratami.
_____________
Na Wasze specjalne życzenie, aby nie trzymać nikogo dłużej w niepewności. 😉 Rozdział pojawia się szybciej niż zakładałam.
Nie wiem, czy ktoś spodziewał się, aż takiego załamania Amelii. Pisząc to, aż mnie samej zrobiło się jej szkoda. 😣
Wciąż mam, także dylemat, jak to wszystko ostatecznie zakończyć.
Więc można się tutaj spodziewać w następnych rozdziałach, dosłownie wszystkiego. 😉
Nie,nie, nie i jeszcze raz nie.Ja się po prostu nie zgadzam 🙁 Na wszystko co napisałaś.Zacznę może od Richarda.Kurczę ja wiem że on w szoku i nie tego się spodziewał ale nie powinien jednak tak szybko uwierzyć Amelii.Przecież zna ją już dobrze i wie że taka nie jest.Dlaczego bardziej nie drążył tematu,ona wtedy na pewno by nie potrafiła kłamać.Cedric on nawet już nie udaje.Bez skrępowania mówi Amelii że wybiera się do kolejnej kochanki.Jak można zachowywać się w ten sposób.Co do samej Amelii.Cholernie jej współczuję. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co ona teraz czuje.Musiała okłamac i zostawić swojego ukochanego,nie ma znikąd wsparcia.Dla jej matki nie liczy się nic oprócz pieniędzy. Dla Cedrica zreszta też.Slub zbliza sje wielkimi krokami .Jest załamana rozzalona i wpada w coraz większą depresję.Nie widzi już dla siebie ratunku. I tylko czeka na większą porcję tabletek.Mam nadzieję że ktoś ją przed tym powstrzyma.Przeciez to nie może się tak skończyć.Na koniec zostawiłam sobie Marię .Ona nadal mnie zastanawia.Teraz jeszcze bardziej.Nawet ona okazała jakieś ludzkie uczucia i przejęła się Amelią. Mam nadzieję że może ocknie się do końca i to właśnie ona jej pomoze.Licze też wciąż na Emme.No i Richard .Niech on się tak łatwo nie poddaje .Przecież ja kocha.Z każdym kolejnym rozdziałem czekam z większą niecierpliwością na kolejny 😉
OdpowiedzUsuńSuper 😁😀 ale akcja, która nadal po przeczytaniu trzyma w napieciu.
OdpowiedzUsuńAmelia kłamiąc prosto w twarz Richardowi postanowiła go porzucić i nie ciągnąć za sobą na dno, w którym się znajdzie. Z jednej strony to i dobrze, że tak bardzo jej na nim zależy, ale z drugiej? Szkoda trochę, że nie była w stanie aż tak mu zaufać żeby powierzyć mu swoją przyszłość. Wydaje mi się, że chłopak na prawdę zrobił by wszystko żeby uwolnić ja z tego piekła. A teraz nawet nie będzie chciał jej znać. Musi czuć się ogromnie zraniony i wykorzystany 😕😭👎
Amelia...no muszę przyznać że jestem zdziwiona jej postępowaniem i tego, że tak łatwo się poddała. Przecież tak bardzo chciała zmienić swoja przyszłość. Takie miała plany. Miała walczyć, a poddała się na starcie. Wpadła jeszcze w taki nastrój, że brakuje jeszcze samobójstwa.
Życzę Amelii szybkiego powrotu do zdrowia psychicznego. Niech się ogarnie i walczy o sama siebie. Pozdrawiam,
N
To się tak nie może skończyć! Przecież ktoś jej musi pomóc. Richard, Emma, Maria albo jej ojciec? Ktoś musi dowiedzieć się całej prawdy i wyciągnąć ją z tego bagna, w którym się znalazła. Ani ona, ani Richard nie zasłużyli na to. Amelia po tylu przejściach zasługuje na szczęście i spokój. Dlaczego Richard tak szybko uwierzył w te bzdury? Zna ją tak, jak nikt inny. Powinien zauważyć, że to nie jest prawda i zawalczyć o nią. Amelia także musi zawalczyć o siebie, swoje szczęście i miłość. Dobrze, że Maria zaczyna widzieć swoje błędy, a na Cedrika to nie mam słów...
OdpowiedzUsuńPróba samobójcza Amelii napewno byłaby ciekawa, ale mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto jej w tym przeszkodzi. A do ślubu dojść nie może! Jeżeli okazałoby się, że się odbędzie to sama wbiegnę podczas ceremonii i ją przerwę.
Fajnie, że tak szybko wstawiłaś. Czekam już na kolejny ;*
Richard się domyślał, że coś jest nie tak i miał cholerną rację... Kurczę szkoda, że uwierzył w to i nie próbował nic z tym zrobić. Tylko z drugiej strony, co mógł zrobić, skoro Amelia postawiła sprawę jasno łamiąc jego serce i przy okazji swoje? :( Takie to wszystko smutne... I to, że nikt nie reaguje widząc, że dziewczyna jest w takim stanie. Oby nie popełniła tego samobójstwa...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na czwarty rozdział, allein-freunde.blogspot.com ;*
Jeśli byłabyś zainteresowana moją inną historią to serdecznie zapraszam na https://spelniajac-marzenie.blogspot.com/;*
Usuń