poniedziałek, 5 marca 2018

Rozdział 22



Spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Przedstawiające najbardziej smutną, pannę młodą na świecie. Mimo, że tona makijażu, nałożonego na moją twarz przez najlepsze wizażystki, które przez ostatnie godziny. Robiły wszystko, co w ich mocy. Przykryła w większości, moje podkrążone oczy i zapadnięte policzki. A zszarzała cera, nabrała zdrowego wyglądu. Nic nie było w stanie ukryć, mojego pustego i pozbawionego nadziei spojrzenia.



Suknia, która jeszcze przed kilkoma tygodniami, leżała na mnie idealnie. Teraz wisiała, niczym na jakimś wieszaku. Spoglądając na nią, mimowolnie przypominam sobie chwilę, gdy miałam ją po raz pierwszy na sobie. Byłam wtedy, taka szczęśliwa. Teraz te wspomnienia, wydawały mi się takie odległe i nierealne. Jakby przeżywała je, zupełnie inna osoba.




W ciągu ostatnich, niecałych dwóch tygodni, moja waga drastycznie spadła. Wyglądałam okropnie i nie dało się tego ukryć. Ale to i tak nie miało już dla mnie znaczenia. Chciałam tylko dotrwać do wieczoru. I dokończyć ostatecznie to, co zaczęłam kilka dni temu.




Dziś miało się nareszcie, wszystko skończyć. Nie wiedziałam tylko, dlaczego im bliżej do tego momentu. Tym bardziej zaczynałam odczuwać, jakiś niewytłumaczalny żal, że nie udało mi się znaleźć jakiegoś innego rozwiązania. Myślałam, że pogodziłam się ze swoją decyzją i świadomością, że moje życie powoli dobiega końca. Wiedziałam już, że nie zdążę zrealizować swoich marzeń i celów, jakie próbowałam osiągnąć. Żałowałam, także że nie zobaczę tych wszystkich miejsc, które chciałam odwiedzić. A przede wszystkim, że nie ujrzę już Richarda i nigdy nie powiem mu, jak bardzo go kocham.





Poprawiając swojego wymyślnego i bardzo eleganckiego warkocza, który miał za zadanie ukryć nie najlepszy stan moich włosów. Nawet one ucierpiały w ostatnim czasie, poprzez moje kompletnie nieodpowiedzialne zachowanie.
Ze wszystkich sił, starałam się powstrzymać napływające do moich oczu łzy. Za niecałą godzinę, miałam zostać żoną. Znienawidzonego przez siebie człowieka, wypełniając tym samym. Swoją ostatnią obietnicę, jaką złożyłam mojej rodzicielce. Zawsze starałam się być słowna i chciałam, aby zostało tak do końca.




Nieoczekiwanie, kierowana jakąś dziwną siłą, postanawiam napisać list. Adresowany do osoby, która zasługiwała na jakieś wyjaśnienia i poznanie przynajmniej, części prawdy. Zamierzałam zawrzeć w nim, swoje prawdziwe odczucia. Chciałam pożegnać się z Richardem i uświadomić mu, że znaczył dla mnie bardzo wiele. Tym samym, wyprowadzając go z błędu. Nie chciałam odchodzić ze świadomością, że mnie nienawidzi i uważa, że był dla mnie wyłącznie chwilową rozrywką. Podczas pisania tych kilkunastu słów, nie powstrzymuje już swoich łez. Nie obchodziło mnie, że mogę rozmazać makijaż, ani że powinnam być już w drodze do kościoła. Ten ostatni raz, zapominam o wszystkim poza nim.




Zapisując kolejne słowa, czarnym atramentem długopisu. Odtwarzam w głowie, nasze wspólne chwile. Niekończące się rozmowy, podczas których snuliśmy wspólne plany, których nigdy nie dano nam szansy zrealizować. Mieliśmy tyle marzeń i wiary w ich spełnienie. Teraz nie pozostało już, po tym nic. Ponieśliśmy klęskę, a właściwie to ja ją poniosłam. Pozwalając innym na kierowanie moim życiem.
Trzymałam się jednak nadziei, że kiedyś on znowu będzie szczęśliwy. Niczego innego nie chciałam.





Wkładam kartkę, zapisaną swoim starannym pismem do białej koperty. Nie wiedziałam tylko, co zrobić. Aby jej adresat ją otrzymał. Dlatego zostawiam kopertę w widocznym miejscu, licząc że Maria za jakiś czas znajdzie ten list i przekaże go w jakiś sposób Richardowi.





Droga do kościoła, upływa mi na ostatecznej próbie, pogodzenia się z rzeczywistością w jakiej się znalazłam. Przyglądam się z obojętnością, mijanym budynkom i ludziom. Wszyscy wydawali mi się, tacy szczęśliwi i uśmiechnięci. Jakby nie mieli, żadnych zmartwień, czy problemów.
Zawsze chciałam dążyć do zostania, jedną z takich osób. Niestety nie wyszło. Całe moje życie przypominało jedną wielką i niekończącą się porażkę. A ja nie miałam już siły, znosić kolejnych ciosów, wymierzanych mi przez okrutny los.





Gdy jestem na miejscu, drzwi od przyozdobionego pojazdu, w którym wciąż się znajduję. Nie chcąc tak naprawdę go opuścić, otwiera kierowca. Sugerując tym samym, że powinnam wysiąść. Biorę głęboki wdech i zaczynam kierować swoje niepewne kroki w stronę świątyni. Nie dostrzegam nigdzie na zewnątrz zaproszonych gości, co oznacza że wszyscy są już w środku i czekają na rozpoczęcie ceremonii.




Przekraczam próg kościoła, dostrzegając stojących tuż przy samym wejściu moich rodziców.
- Co ty najlepszego wyprawiasz? Spóźniłaś się na własny ślub. Wszyscy już się niecierpliwią - witają mnie oskarżenia i wściekły wyraz twarzy mojej rodzicielki.
- Irene, daj jej spokój. To na pewno nie jej wina. Pewnie były duże korki, o tej porze to normalne. Idź lepiej daj znać, że możemy zaczynać - jej mąż próbuje ją uspokoić. Przy okazji mnie broniąc. Posyłam mu uśmiech, pełen wdzięczności.




Matka odchodzi od nas, kierując się w głąb zapełnionego po brzegi budynku. Przyozdobionego tysiącem kwiatów. Nawet one przypominają mi o kimś, kto teraz powinien być na miejscu Cedrica. Mimo, że całość prezentowała się w ładny dla oka obraz. To dla mnie, wciąż była to tylko marna próba, ukrycia pod ładnym opakowaniem. Zepsutej zawartości, która była jednym, wielkim oszustwem.




-Amelia, córeczko. Jesteś gotowa? - słyszę ciche pytanie, swojego taty. Który patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Pełnym niepewności i zmartwienia.
- Chyba, tak - odpowiadam mu bez przekonania. Co wyraźnie dostrzega.
- Posłuchaj mnie teraz, dobrze? Popełniłem w swoim życiu, wiele błędów. Wielokrotnie krzywdziłem swoimi decyzjami inne osoby, w tym niestety także ciebie. Nie dawno zrozumiałem, że nie powinienem ulegać twojej mamie i jakoś zareagować, gdy podejmowała decyzję, które mogły cię skrzywdzić. Chcę jednak, abyś wiedziała, że zawsze cię kochałem i cokolwiek by się nie stało, nadal będę. Jesteś moim, jedynym dzieckiem i zrobiłbym dla ciebie wszystko. Dlatego jeśli masz, choćby cień wątpliwości. Nie musisz wychodzić za mąż. Widzę przecież, że tego nie chcesz. Masz jeszcze czas, dobrze się nad tym zastanów - patrzę na niego ze zdziwieniem. Nie spodziewałam się takich słów. Powodują one u mnie, ponowne zawahanie i kompletny chaos w głowie. Sama już nie wiem, co mam zrobić.




Gdy rozbrzmiewają, pierwsze takty marszu Mandelsona. Podążam wraz ze swoim ojcem w stronę ołtarza. Gdzie czeka już na mnie Cedric. Ubrany w idealnie skrojony garnitur. Jego twarz nie wyrażała, żadnych emocji. Wyglądał jak posąg. Dumny i pyszny. Przepełniony do cna egoizmem i cynizmem.
Przypatruję się także, mijanym przeze mnie gościom. Pani Grace, która patrzy na mnie ze współczuciem i kręci, praktycznie niezauważalnie przecząco głową. Jakby chciała tym samym, powiedzieć mi, abym tego nie robiła. Marii, która z niepewnym wyrazem twarzy, przypatruje się tym wydarzeniom. Dostrzegam nawet Laurę i Oliviera, którzy z obojętnością czekają na rozpoczęcie tego przedstawienia.
Za to rodzice Cedrica, wyglądają na dumnych i zadowolonych, tak samo jak moja matka. Która czuła, że za kilkanaście minut jej plan w pełni się zrealizuje.




Nieoczekiwanie mój wzrok, podąża delikatnie w bok. Natrafiając na spojrzenie, doskonale znanych mi oczu. Przeglądałam się i zatapiałam w nich przecież, tysiące razy. Nie mogłam uwierzyć, że ich właściciel naprawdę tu jest. Patrząc na mnie z nadzieją i niemą prośbą.
Abym nie zrobiła czegoś, co ostatecznie przekreśli nasze uczucie.





Obecność Richarda, jeszcze bardziej utrudniała mi zadanie, które miałam wykonać. Nie miałam pojęcia, jak wypowiem słowa przysięgi. Ślubując Cedricowi miłość, wierność i inne najważniejsze w życiu każdego człowieka wartości. Wiedząc, że jedyna osoba, której mogłabym to obiecać. Stoi kilka metrów za mną, a ja pozbawiam do reszty złudzeń i nadziei. Po raz kolejny łamiąc mu serce.




Myślałam, że na pewno się tutaj nie pojawi. Szczególnie po tym, jak go potraktowałam.

Co więc, skłoniło go do wzięcia udziału w tej maskaradzie?
Nie mam jednak czasu się nad tym dłużej zastanawiać. Podchodzę do Cedrica, a ksiądz w niespodziewanie szybkim tempie, rozpoczyna uroczystość. Jakby był pouczony przez moją matkę, że wszystko ma się odbyć błyskawicznie.




Podczas większości ceremonii, myślami błądzę daleko stąd. Kompletnie nie słuchając słów jej prowadzącego. Chciałam, żeby było już po wszystkim. Abym mogła ostatecznie przypieczętować swój los i skupić się jedynie na pożegnaniu z własnym wyjątkowo krótkim i tragicznym życiem. Przecież jutrzejszego wschodu słońca, miałam już nie doczekać.




Gdy nadchodzi najważniejsza część ślubu, moje serce diametralnie przyśpiesza swoje bicie, a ręce zaczynają drżeć.
Słyszę, jak Cedric z fałszywym uśmiechem wypowiada słowa, małżeńskiej przysięgi. Patrząc wprost w moje oczy. Nie mogłam uwierzyć, że z taką łatwością, przechodzą mu przez gardło słowa, których nigdy nie miał zamiaru dotrzymać. Jego obłuda nie znała granic.
Kiedy nadchodzi moja kolej, żołądek skręca mi się w supeł. A w głowie pojawia się kompletna pustka. Rozbrzmiewają w niej tylko, słowa Emmy i mojego ojca.




Przez dłuższą chwilę milczę, słysząc jak wśród zaproszonych gości, następuje małe poruszenie i wyczekiwanie na to, co zrobię. Odwracam się delikatnie w bok, szukając wzrokiem tej jednej, konkretnej osoby.
Parzę wprost na Richarda, który ze spuszczoną głową, pogodzony zapewne z tym, że to ostateczny koniec. Nie chce nawet na to patrzeć. Spoglądając na niego wiedziałam już, że nie dam rady tego zrobić. Dlatego właśnie w tej samej sekundzie, bez żadnego kalkulowania i zastanowienia. Podejmuję szaloną decyzję, nie licząc się z jej konsekwencjami.




- Nie mogę. Przepraszam - wypowiadam te słowa z pełnym przekonaniem i pewnością. Wywołując kompletny szok u wszystkich zgromadzonych. Cedric patrzy na mnie z ogromną złością, tak samo zapewne jak moja matka. Ale mnie to nie interesowało.




Nie bacząc na nic, wybiegam z kościoła na zewnątrz. Co wcale nie jest najłatwiejszym zadaniem. Biorąc pod uwagę moją długą suknię i buty na zbyt wysokim, jak dla mnie obcasie. 
Wdycham łapczywie, świeże powietrze. Biegnąc bez żadnego celu przed siebie. Nie miałam pojęcia, dokąd się udać. Chciałam tylko, jak najdalej uciec z tego miejsca.
Powoli zaczynałam, uświadamiać sobie, co ja najlepszego zrobiłam. Byłam pewna, że matka mi tego nie daruje. Tym samym, może spełnić wszystkie swoje groźby. Dlatego zaczynałam powoli żałować, swojej kompletnie nieprzemyślanej decyzji.



- Amelia, poczekaj - słyszę czyjeś wołanie z daleka. Doskonale znałam ten głos, dlatego staram się jeszcze przyspieszyć. Nie czułam się gotowa stanąć przed nim i odpowiedzieć na milion pytań, na które chce znać pewnie odpowiedź. Jestem jednak na straconej pozycji i chwilę potem, zostaję przez niego dogoniona.




Staję twarzą w twarz z Richardem. Nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.
- Zostaw mnie, proszę. Ty nic nie rozumiesz, my nie możemy być razem - nie mogłam go, jeszcze bardziej narażać. 
- Wiem o wszystkim. Emma mi powiedziała. Nie masz nawet pojęcia, jak jestem na ciebie wściekły. A równocześnie szczęśliwy, że nie wyszłaś za niego - zamykam oczy, nie mając pojęcia, co będzie dalej. Przecież nie mogłam, od tak o wszystkim zapomnieć i z nim być, po tym bałaganie którego narobiłam.
- Przepraszam, ale musiałam cię okłamać. To było najlepsze wyjście. Nie chciałam, abyś miał przeze mnie problemy. Zresztą nawet to mi się nie udało, bo po tym, co przed chwilą zrobiłam. Nie mam pojęcia do czego, moja matka się teraz posunie - zaczynałam się tego, coraz bardziej obawiać.
- Najlepsze? Ciekawe dla kogo. Powinnaś od razu mi o wszystkim powiedzieć. A nie decydować za mnie. Nie jestem dzieckiem. Myślałem, że mi ufasz - czułam, że ma do mnie żal.
- Miałam pozwolić, żeby ona przeze mnie zaprzepaściła wszystko, na co przez tyle lat pracowałeś? - pytam cicho. Nie było mi łatwo o tym rozmawiać. To wszystko, było takie trudne.
- Razem coś byśmy wymyślili. Ona nie jest wszechmocna. Ale ty wolałaś, zrobić wszystko sama. Wmawiając mi, że nic dla ciebie nie znaczę - mówi zrezygnowany.
- Najważniejsze było dla mnie, żebyś był szczęśliwy i wiódł życie, jakie miałeś zanim mnie poznałeś. Nie ważne było dla mnie, jakim sposobem będę próbowała to osiągnąć. Liczyło się, tylko twoje dobro. Mogę cię wyłącznie, jeszcze raz przeprosić - chcę już od niego odejść, myśląc że nie chce mieć ze mną, po tym wszystkim nic wspólnego, ale mi na to nie pozwala.




- Kiedy w końcu do ciebie dotrze, że tylko z tobą mogę być szczęśliwy? Jesteś dla mnie wszystkim i tylko ty się liczysz - przysuwa mnie do siebie.
- Naprawdę po tym wszystkim, co się wydarzyło. Po tym, co zrobiłam? Nadal chcesz ze mną być? Przecież ja tylko przysparzam ci problemów - nie dowierzam. Wciąż także bojąc się, że nasza wspólna przyszłość, jest zwyczajnie niemożliwa.
- Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak. Kocham cię do szaleństwa. I nikt, ani nic tego nie zmieni - jego wyznanie, napawa mnie jednocześnie ogromnym szczęściem, jak i strachem.
- Ale - nie daje mi dojść do słowa. Wpijając się w moje usta. Bez zastanowienia odwzajemniam jego pocałunek, czując że znowu naprawdę żyję. W jednej chwili, zaczynam odzyskiwać wiarę, że będziemy jeszcze szczęśliwi. Nie ważne, ile przeciwności nas spotka na drodze do tego. Dopóki będziemy razem, nic nas nie powstrzyma. Zapominam o swojej matce, Cedricu i planowanym odebraniu sobie życia. Teraz wydaje mi się to, kompletnym absurdem i głupotą. Uświadamiam sobie, że chciałam popełnić najgorszy błąd, jaki tylko mogłam. Z którego nie byłoby już odwrotu.
- Nie ma żadnego, ale. Wszystko się jakoś ułoży. Nie myśl teraz o tym. Najważniejsze, że jesteśmy razem i nic nas już nie rozdzieli - słyszę zapewnienia Richarda, gdy odsuwamy się od siebie. Zaraz ponownie mnie do siebie przytula. Jakby się bał, że po prostu zniknę. A ja mam wrażenie, że to tylko jakiś piękny sen, z którego za chwilę, pewnie się obudzę





Richard zabiera mnie do swojego mieszkania, a następnie nie odstępuje praktycznie na krok. Starając się wyciągnąć ode mnie, co działo się ze mną przez ostatnie dni. Odpowiadam zdawkowo, nie chcąc go jeszcze bardziej zmartwić.





- Mógłbyś zadzwonić do Emmy, a potem przywieźć mi od niej jakieś rzeczy na przebranie? Suknia ślubna, to nie jest najwygodniejsze ubranie - proszę go, gdy podaje mi kubek z ciepłą herbatą. Próbując zakończyć niewygodny dla mnie temat. Byłam pewna, że dziewczyna bardzo się ucieszy, gdy dowie się, że nie zostałam żoną Cedrica.
- Wolałbym nie zostawiać cię samej. Jeszcze znowu, wpadniesz na jakiś głupi pomysł i stąd uciekniesz - patrzy na mnie z delikatnym wyrzutem.
- Obiecuję, że nigdzie się stąd nie ruszę. Nie musisz mnie pilnować. Nie jestem dzieckiem - staram się go uspokoić. Wciąż nie wierząc, że naprawdę tutaj jestem.
- Chyba jednak muszę. Emma opowiedziała mi, co nie co o twoim załamaniu. Więc wiem, trochę więcej niż mi przed chwilą powiedziałaś. Podobno przez wiele dni, nic nie jadłaś i byłaś na skraju wycieńczenia. Poza tym sam widzę, że nie jesteś w najlepszym stanie. Nie masz w ogóle siły i przejście kilku metrów sprawia ci kłopot. Dodatkowo, bardzo schudłaś. Jesteś lekka, jak piórko. Wytłumaczysz mi, co ty chciałaś najlepszego zrobić? - zaczyna mi być wstyd z powodu mojego zachowania. Wiem, że nie było ono najrozsądniejsze. Dlatego nawet nie chcę sobie wyobrażać jego reakcji, gdyby poznał całą prawdę na temat tego, co planowałam zrobić. Wolałabym, żeby się nigdy o tym nie dowiedział. 
- To już nieważne. Od teraz będzie dobrze. Zacznę się zdrowo odżywiać i niedługo wszystko wróci do normy - wiedziałam, że muszę się za siebie wziąć i więcej nie niszczyć, swojego nadszarpniętego zdrowia.
- Osobiście tego dopilnuję, możesz być pewna. Zadzwonię do Emmy - idzie po swój telefon. Oddycham z ulgą, że zakończyliśmy ten temat. Nie chciałam do niego, nigdy więcej wracać





Po tym, jak Richard wychodzi z mieszkania. 
Podchodzę do okna. Dostrzegam, że na zewnątrz, zapada powoli wieczór. Podziwiam zachodzące słońce, zaczynając się zastanawiać nad tym, co będzie dalej. 
Byłam pewna, że moja ucieczka sprzed samego ołtarza, wywołała ogromny skandal. Nawet bałam się pomyśleć, jak wielki wstyd przyniosłam swojej rodzinie. To będzie temat do plotek, przez następne miesiące w całym tym snobistycznym towarzystwie. Z którego się dzisiaj, raz na zawsze wypisałam. Byłam pewna, że zaczną powstawać wszelakie teorie, a żadna z nich nie będzie miała w sobie, nawet grama prawdy.




Moja matka musiała być zszokowana, że odważyłam się jej sprzeciwić. I to do tego w takim momencie. Choć starałam się o niej nie myśleć, obawa co może zrobić, nie dawała mi spokoju.
Teraz już po prostu, musiałam powiedzieć ojcu prawdę, nie miałam nic do stracenia. Czas, żeby ona w końcu poniosła konsekwencje swoich czynów. 
Będę musiała, także zabrać swoje rzeczy z domu Cedrica. Nie miałam przy sobie niczego, nawet telefonu. Na samą myśl o powrocie do tego domu, ogarniają mnie dreszcze niepokoju. 




Godzinę później, Richard wraca z powrotem. Witam go z uśmiechem. Nie mogąc ukryć radości z tego, że jestem w tym miejscu razem z nim.
- Proszę, oto rzeczy od Emmy. Kazała ci również przekazać, że bardzo się cieszy z twojej decyzji i chce się z tobą niedługo zobaczyć - miałam zamiar ją odwiedzić w najbliższym czasie. Jak już poukładam większość najpilniejszych spraw.
- Pójdę się przebrać. Zaraz wracam - biorę od niego, pożyczone ubrania od Emmy i znikam z nimi w łazience. 





Późną nocą, kiedy leżę obok Richarda. Przytulona do niego. Czuję się nareszcie spokojna i bezpieczna. Wszystkie złe i natrętne myśli, znikają z mojej głowy i otacza mnie błogi spokój. Jednak tylko do czasu, ponieważ wciąż zastanawiam się nad swoją rodzicielką.
- Co będzie dalej? Boję się, że moja matka będzie próbowała namieszać. Myślisz, że damy sobie ze wszystkim radę? - potrzebowałam jego zapewnienia. Sama wciąż, będąc nie do końca o tym przekonana.
- Niech próbuje, zobaczymy co jej z tego przyjdzie. Nie uda jej się, już niczego więcej zepsuć. Teraz będziemy w końcu szczęśliwi. I oczywiście, że damy sobie radę. Ale teraz, spróbuj już zasnąć. Ten dzień, na pewno dużo cię kosztował - całuje mnie w czoło i przyciąga, jeszcze bliżej do siebie.
- Dobrze, spróbuję. Dobranoc, kocham cięzapewnia go, po czym zamykam oczy, czekając na nadejście snu.




Co wcale nie jest takie łatwe, biorąc pod uwagę, że nie pamiętałam już, kiedy zasnęłam bez zażycia leków. Obecność Richarda, okazuje się jednak bardzo pomocna i po jakimś czasie. Nareszcie zasypiam, po raz pierwszy od bardzo dawna. Czekając na nadejście nowego dnia.

4 komentarze:

  1. To zacznę od tego że strasznie się cieszę że dodałaś dzisiaj rozdział.Ale z drugiej strony oznacza to szybszy koniec :( Odniosę się jeszcze do Twojego komentarza w poprzednim rozdziale- spróbuj przynajmniej zacząć to co masz w głowie:) Jestem pewna że wyjdzie świetnie :)
    Dobra teraz mogę przejść do obecnego rozdziału.Na początku przestraszyłam się stanem Amelii, tym że nie odpuściła i zdecydowała się jednak wieczorem popełnić samobójstwo i tym że w ogóle zdecydowała się jednak dopuścić do tego ślubu.Ale gdy już przeczytałam że Richard pojawił się w kościele , wiedziałam że musi być dobrze.Oj jak bardzo chciałabym widzieć miny Cedrica i jej matki :) Na pewno byli w niezłym szoku :D Tak się cieszę że Amelia jest już z Richardem.Razem na pewno poradzą sobie ze wszystkim.Jestem pewna po słowach ojca Amelii w kościele, że on za pewne też im pomoże.Wydaje mi się że obydwoje mogą też liczyć na wsparcie Emmy , no i Marii która ostatnio mocno zyskała w moich oczach.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział,mam nadzieję że już nic złego nie stanie na ich drodze.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj koniec już coraz bliżej. Aż się łezka w oku kręci.
    W końcu Amelia się ogarnęła i postanowiła ratować swoje przyszłe życie. A wszystko dzięki ojcu i jego słowom, które zapewniły ją, że może na niego liczyć. Dzięki Ci Boże, że chociaż jej ojciec jest normalny i postanowił wspierać córkę!
    Ale wracając to mieliśmy ten cały ślub, na który wszyscy czekali od samego początku. I jak już go mieliśmy to strasznie się martwiłam, bo Amelia jednak weszła do kościoła w sukni. Nie zanosiło się na to, że zmieni zdanie. Zobaczyła Richarda i chyba wtedy zaczęła myśleć o przyszłości. I stało się! Wybiegła i zostawiła tego debila przed ołtarzem. Dobrze mu tak! Dobrze też zdradzieckiej matce.
    Emma i Richard na pewno bardzo się cieszą, że Amelia zmieniła zdanie. Richard to już w ogóle pewnie jest w siódmym niebie.
    Zobaczymy jak nasi bohaterowie poradzą sobie. Zwłaszcza Amelia, która przejdzie teraz do nowej rzeczywistości. Mam nadzieję, że na koniec jeszcze pan super tata dowie się o swojej żonce!
    Pozdrawiam i czekam na next. Również na nowe opowiadańko ;)
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, dodajesz rozdziały w tempie ekspresowym, nie nadążam z komentowaniem :D
    Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Tliła się we mnie iskierka nadziei, że coś nie wyjdzie i do ślubu nie dojdzie, ale to, że Amelia ucieknie sprzed ołtarza nawet przez myśl mi nie przeszło. I to, że Richard pojawi się w Kościele! Jak widać dobrze zrobił, był to dodatkowy bodziec do działania :) Teraz mam nadzieję, że nic nie stanie na drodze, co do tego, aby byli razem szczęśliwi, bo na to zasługują :) A reszta złego towarzystwa niech idzie w diabły, mina Cedrica, jak Amelia oddalała się od ołtarza musiała być zabójcza :D
    I Kochana, jeśli masz w głowi zarys jakiejś historii, nie wahaj się! :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak! Tak, tak, tak! Nareszcie! No to jednak nie doszło do próby samobójczej. Chociaż jestem ciekawa, jak zareagowałby na taką wieść Richard. W końcu się tej dwójce nie udało. Cedrik i matka Amelii mają za swoje. Amelia musi jak najszybciej porozmawiać z ojcem i opowiedzieć mu całą prawdę. Niech wywali tą jędze z domu i odetnie całkowicie od kasy. Niech idzie do swojego kochasia, niedługo już spłukanego kochasia. Cała ta scena musiała wyglądać epicko, a mina Cedrika bezcenna. Nawet Maria współczuła trochę naszej bidulce. Ta kobieta jednak ma uczucia!
    No to Amelia zaczyna nowe życie. Oczywiście u boku Richarda. W sumie to szkoda, że uciekła z kościoła. Po prostu Richard mógł wejść na miejsce tamtego idioty i poślubić Amelkę :D I powinien się jeszcze dowiedzieć o tym, że niedoszły pan młody chciał zgwałcić i doprowadzić do ciąży jego ukochaną. Życzę im szczęścia!
    A tobie życzę weny i czekam na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń