niedziela, 11 lutego 2018

Rozdział 10


Przeglądam wyjęte przez siebie ubrania, nie mogąc się zdecydować, co powinnam na siebie założyć. Zazwyczaj nie przywiązywałam do tego większej wagi. Ale dzisiejszego wieczoru, chciałam wyglądać olśniewająco. Aby ta jedna, konkretna osoba nie potrafiła oderwać ode mnie wzroku.
Spoglądając na zegarek orientuję się, że nie pozostało mi już dużo czasu, dlatego postanawiam zdecydować się na bordową sukienkę. Lubiłam ten kolor, dodatkowo świetnie się dziś komponował z moim niezbyt mocnym makijażem i ulubioną torebką.



Schodzę na dół, zauważając że Richard już na mnie czeka. Patrzy na mnie z niespotykanym dotąd oniemieniem. Widocznie udało mi się osiągnąć zamierzony cel. Niestety, nie zdążam nawet do niego podejść, gdy z jak pod ziemi wyrasta przed nami Maria.
- Wybieracie się dokądś? - pyta przymilnym głosem, patrząc na nas przenikliwie. Jak widać znów wciela się w szpiega, a poranna rozmowa nie przyniosła żadnych rezultatów. 
- Tak. Ale nie mam zamiaru ci się spowiadać - odpowiadam nieprzyjemnie. Wciąż nie mogąc jej darować ostatnich kłamstw. 
- Nie wymagam tego od ciebie. W końcu to nie moja sprawa, co robisz gdy twojego narzeczonego nie ma w pobliżu. Sama wiesz, jakie może to nieść za sobą konsekwencje. Chciałam ci tylko przekazać, że twoja mama dzwoniła z informacją, że sama jutro złoży ci wizytę. Abyś nie musiała się fatygować, podobno masz do niej pilną sprawę. Twój ojciec niestety, musiał niespodziewanie wyjechać - jak zwykle moi kochani rodzice, wszystko muszą komplikować. Jestem pewna, że w takiej sytuacji, nic nie uzyskam. Moja rodzicielka będzie nieprzejednana, to ona w głównej mierze jest inicjatorką tego małżeństwa. Za nic nie cofnie przed realizacją swojego pomysłu. Dlatego miałam nadzieję, że uda mi się przekonać ojca do swoich racji, a on przynajmniej tym razem jakoś wpłynie na swoją żonę. Tymczasem, jak zwykle mnie zignorował. W takim przypadku byłam przekonana, że moja jutrzejsza rozmowa z mamą, skończy się tylko kolejną kłótnią.
- Dziękuję za informację, Mario. A teraz przepraszam, ale trochę się nam śpieszy - mówię oficjalnie.




Bez większego zastanowienia, łapię Richarda za rękę i ciągnę go za sobą w stronę wyjścia. Nie obchodziło mnie, co ona sobie o tym wszystkim pomyśli ani, czy powie o tym Cedricowi. Przestało mi zależeć na odgrywaniu roli posłusznej i oddanej narzeczonej. Ona i tak nie przyniosła mi nic dobrego.



- Domyślam się, że rodzice znowu skomplikowali ci plany? - słyszę pytanie Richarda, gdy jesteśmy już w połowie drogi.
- Jak zawsze. Jeszcze nigdy nie zrobili tego o co ich poprosiłam. Nawet na krótką, wspólną rozmowę nie mają czasu - mój żal do nich, z każdym dniem stawał się coraz większy. Od samego początku, nie zapewnili mi nic poza pieniędzmi. Do których i tak mogą mi w każdej chwili odebrać prawo. Nie dość, że nie miałam normalnego dzieciństwa to jeszcze teraz, próbują ostatecznie mnie unieszczęśliwić. 
- Może nie będzie tak źle. Twoja mama powinna w końcu, okazać ci zrozumienie, gdy dowie się o tym, jak traktuje cię Cedric - kręcę przecząco głową.
- Nie liczyłabym na to. Ona uważa, że to ja ponoszę wyłączną odpowiedzialność za jego zachowanie. I sobie na nie zasłużyłam. Ale może zmienimy temat, nie chcę psuć sobie tego wieczoru - nie miałam ochoty myśleć, a już tym bardziej rozmawiać o swoich relacjach z rodziną. 



Na szczęście następne godziny, skutecznie pozwalają mi zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które mnie ostatnio spotkały. A także o czekającej mnie trudnej i niezwykle trudnej batalii o rozpoczęcie życia od nowa i to na swoich warunkach. 
Kolacja w gustownej, ale niezbyt ekskluzywnej restauracji, w jakich tysiące razy miałam okazję bywać z Cedriciem. Upływa nam na niekończącej się rozmowie na przeróżne tematy. Tracimy przy tym, kompletnie poczucie czasu. Tylko przy Richardzie, mogłam przestać w końcu udawać i być naprawdę sobą. Był jedyną znaną mi osobą, która potrafiła dostrzec prawdziwą mnie. Tą zbyt mocno wrażliwą i z licznymi słabościami. Którą było zranić okropnie łatwo. Najważniejsze było jednak to, że potrafił to zaakceptować i w przeciwieństwie do innych, nie próbował mnie zmieniać. Był tak całkowicie inny od Cedrica. Dlaczego to nie on został moim narzeczonym? Przy nim mogłabym spędzić resztę swojego życia bez najmniejszego zawahania. 



- Wracamy? - pyta, gdy wychodzimy na zewnątrz.
- Jeszcze nie. Chciałabym pójść na krótki spacer, jest taki ładny i ciepły wieczór. Zgodzisz się? - patrzę na niego, z proszącą miną. Nie chciałam jeszcze wracać do rzeczywistości, która wcale nie była zachęcająca. 
- Przecież wiesz, że nie potrafię ci odmawiać. Nie wiem, jak ty to robisz. Ale byłbym gotowy zrobić dla ciebie, praktycznie wszystko - w odpowiedzi na jego słowa, splatam nieśmiało nasze dłonie ze sobą. Wiedziałam, że nie powinnam. Ale nie umiałam się powstrzymać.




Spacerujemy między uliczkami, nie wiele mówiąc. Ale akurat w tym momencie, słowa nie były mi potrzebne. Wystarczała mi sama jego obecność.
- Zabierzesz mnie kiedyś na jakieś zawody? Chciałabym zobaczyć, jak to wszystko wygląda - do niedawna, nie miałam kompletnie pojęcia o niczym, co związane z tą dyscypliną. Teraz dołączyło to do długiej listy rzeczy, które miałam zamiar zmienić.
- Kiedy tylko będziesz chciała - zapewnia.
- Wiesz, że prawdopodobnie zabraknie mi życia, aby odwdzięczyć ci się za wszystko, co dla mnie robisz - byłam przekonana, że gdyby nie on. Nie odważyłabym się, przynajmniej spróbować wyrwać z więzienia w jakim tkwię już od bardzo dawna.
- Nie musisz tego robić. Wystarczy mi, że usłyszę kiedyś z twoich ust, że jesteś w końcu szczęśliwa. To będzie dla mnie wystarczające - już w tamtej chwili wiedziałam, że aby mi się to udało. Jego rola w moim życiu, będzie musiała być znacząca.






- Dziękuję za cudowny wieczór. Naprawdę świetnie się bawiłam - mówię, gdy wchodzimy po schodach prowadzących na górę. Nie pamiętam już, kiedy byłam tak zadowolona po powrocie do domu.
- Mi też było bardzo miło, spędzić czas w twoim towarzystwie. To czysta przyjemność - odpowiada z uśmiechem, gdy dochodzimy pod drzwi prowadzące do mojej sypialni.
- Chyba najwyższy czas się pożegnać, jest strasznie późno. Dobranoc - wypowiadam te słowa z żalem, całując go następnie w policzek. Z chęcią w ogóle bym się z nim nie rozstawała. W jego obecności, zapominałam o wszystkich swoich problemach przez chociażby te kilka godzin.
- Dobranoc - odpowiada i oddala się powoli w stronę zajmowanego przez siebie pokoju.
Z poczuciem rozczarowania, że po raz kolejny zmarnowaliśmy szansę na zmianę czegokolwiek pomiędzy nami. Ale również świadomości, że to prawdopodobnie, jedyne dobre rozwiązanie na tę chwilę. Mam już zamiar wejść do środka, gdy nieoczekiwanie zostaje mi to uniemożliwione, ktoś łapie mnie za rękę i odkręca w swoją stronę.




- Amelia, przepraszam. Dłużej nie dam już rady się powstrzymywać - zaskoczona nie mam nawet, jak zareagować, gdy Richard przyciąga mnie do siebie i łączy nasze usta w tak długo wyczekiwanym przeze mnie pocałunku. W tym momencie, wszystko dookoła przestaje mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Liczy się tylko on i ta chwila pomiędzy nami, gdzie choć na krótki moment, przestajemy walczyć sami ze sobą i dajemy się ponieść emocjom. Wszystkie myśli z mojej głowy nagle wyparowują. Potrafię się skupić wyłącznie na jego, coraz zachłanniejszych pocałunkach, które kompletnie obezwładniają mój zdrowy rozsądek. Po kilku chwilach, instynktownie przysuwam się, jeszcze bliżej Richarda. Praktycznie przylegając do niego całym swoim ciałem. Przyjemność zaczyna mieszać się z coraz większymi wyrzutami sumienia. Przecież nie powinnam pozwolić, aby do tego w ogóle doszło. Nie miałam prawa robić mu nadziei, kiedy jeszcze nic odnośnie mojej przyszłości, nie było pewne. Poza tym mimo, że całe moje życie było oparte na pozorach i kłamstwach. Wciąż byłam narzeczoną innego. Nie czułam się z tym dobrze, ani właściwie. Pierścionek tkwiący na moim serdecznym palcu, jeszcze nigdy mi tak nie ciążył. Nie chodziło mi nawet o zachowanie wierności Cedricowi, bo on kompletnie nic dla mnie nie znaczył, ale o zasady i własne poczucie moralności.





- Nie powinniśmy - protestuję bez większego przekonania, gdy na sekundę odrywamy się od siebie, aby zaczerpnąć potrzebnego nam powietrza.
- Zdaję sobie sprawę, że nie powinniśmy, że zwyczajnie nie wypada i łamiemy tysiące panujących zasad. Ale to nie zmienia faktu, że tego chcemy i nie potrafimy dłużej tego przed sobą ukrywać. Więc proszę cię, zapomnijmy choćby ten jeden, jedyny raz o tym, jak to wszystko jest skomplikowane. Dziś jesteśmy tylko my - szepcze mi do ucha, zaczynając schodzić swoimi pocałunkami na moją szyję. Przez co, już zupełnie tracę zdolność do racjonalnego myślenia. Ulegam mu, nie potrafiąc zwyczajnie tego przerwać. Niczego w życiu tak nie pragnęłam, jak jego osoby. Chciałam, aby był tylko mój i należał wyłącznie do mnie. Równocześnie wiedziałam, że to powinno działać w obydwie strony, a aktualnie to zwyczajnie niemożliwe. Bo ja choć mogłam zaprzeczać ile tylko chciałam, na razie należałam do kogoś innego.




Nie wiem nawet kiedy, znajdujemy się w sypialni. Coraz bardziej ogarnięci wzajemnym pożądaniem. Wiedziałam, że pocałunki przestają nam wystarczać i obydwoje chcielibyśmy pójść dalej. Byłam świadoma do czego to zmierza. Bałam się tego ze względu na doświadczenia z przeszłości, ale równocześnie czułam się gotowa mu zaufać. Myślałam, że się uda i wszystko będzie, tak jak powinno. W końcu poczuję się kochana i zaznam choćby złudnego wrażenia, że jestem dla kogoś tą najważniejszą. Przecież chciałam tego całą sobą. Pragnęłam go każdą cząstką siebie. To się nie mogło nie udać.





Niestety, gdy jego dłonie coraz odważniej podążają w stronę zapięcia mojej sukienki. Moja wewnętrzna blokada, która miałam nadzieję, że zniknęła. W najmniej oczekiwanym momencie, znów daje o sobie znać. Walczę sama ze sobą, starając się ją zwalczyć, ale upokarzające wspomnienia, rujnują całą moją pewność siebie i momentalnie przynoszą otrzeźwienie. Mimowolnie odsuwam się od Richarda. Nie potrafiąc dłużej tego kontynuować.
- Przepraszam, ale nie mogę - mówię ledwo słyszalnie, mając ochotę się rozpłakać. Jeśli nawet przy nim, nie potrafiłam się uwolnić od tamtych wydarzeń. Bałam się, że do końca życia, nie uda mi się wyzbyć tego okropnego poczucia, że jestem do niczego i strachu, że tamta sytuacja może się znowu powtórzyć. W tym momencie nienawidziłam Cedrica, jeszcze bardziej niż zwykle. Za to, że doprowadził mnie do takiego stanu.




- Zrobiłem coś nie tak? - Richard pyta kompletnie zdezorientowany. Równocześnie zaniepokojony moją reakcją.
- Nie, to w żadnym wypadku, nie jest twoja wina. To po prostu ja, mam problem sama ze sobą - siadam na łóżku, zła na samą siebie, że wszystko popsułam. Chowam twarz w dłoniach, walcząc ze łzami bezsilności.
- Amelia, co się stało? Jeśli to dla ciebie dzieje się za szybko, rozumiem. Nie musisz się martwić. Nigdy bym cię nie zmusił do czegoś, czego nie chcesz - przytula mnie do siebie. A ja od razu wtulam się w niego, cicho szlochając.
- To nie o to chodzi. Chciałam i chcę tego nadal, tak samo jak ty. Ale równocześnie nie potrafię się przełamać. Bo to wszystko znowu do mnie wróciło - tłumaczę nieskładnie. Myślami wracając do wydarzeń, które spowodowały mój aktualny stan. Wszystko na nowo staje mi przed oczami, powodując jeszcze większe poczucie żalu i goryczy.
- Proszę cię, powiedz mi czy ktoś cię kiedyś skrzywdził albo zostałaś zmuszona do czegoś wbrew sobie? - Richard patrzy wprost na mnie, wyraźnie nie wiedząc jak powinien się zachować. Wiedziałam, że nie uniknę tłumaczeń. Niestety nie byłam przekonana, czy jestem na nie gotowa. To było takie upokarzające.
- Owszem, czuję się skrzywdzona, ale na szczęście nie w sposób, jaki myślisz. Bo skoro nie radzę sobie z tym, co może wydawać się nieznaczącą błahostką. To po czymś dużo gorszym, nigdy bym się nie podniosła. Byłabym na to zwyczajnie za słaba - dostrzegam na jego twarzy chwilowy wyraz ulgi, ale wciąż pozostaje zaniepokojony moim zachowaniem.





- Jesteś w stanie opowiedzieć mi, co takiego się wydarzyło, że masz takie uprzedzenia? - waham się, co powinnam zrobić. Do tej pory, nigdy o tym z nikim nie rozmawiałam. To wciąż było dla mnie bardzo bolesne. Postanawiam jednak zebrać się na odwagę i biorąc głęboki wdech, zaczynam mówić.
- Kilka miesięcy temu, tuż po moich zaręczynach z Cedriciem. Kiedy jeszcze nie było między nami, aż tak źle jak teraz. I mogliśmy się ze sobą jakoś porozumieć. Zachował się okropnie w stosunku do mnie i wciąż nie mogę sobie z tym, jak widać poradzić. Wszystko zaczęło się, gdy wróciliśmy z jakiejś, kolejnej kolacji z jego znajomymi. Nie znosiłam tych wyjść, ale wtedy starałam się robić wszystko, aby go tylko zadowolić. Cedric niestety był w złym humorze i po raz kolejny już od progu, zaczął robić mi wyrzuty, że wciąż go odrzucam i nie pozwalam do siebie zbliżyć. A on ma dość czekania, w końcu jestem jego narzeczoną i powinnam wiedzieć, że mam względem niego obowiązki. Miałam dość codziennego wysłuchiwania podobnych słów i w końcu, będąc pod nieustanną presją po prostu uległam. Popełniając jeden z największych błędów swojego życia.
Nie miałam i nadal nie mam, dużego doświadczenia w tych sprawach. Łudziłam się więc, że Cedric to zrozumie i zadba, abym się dobrze czuła. Niestety bardzo się rozczarowałam. Było okropnie, czekałam jedynie na to, aby się to zwyczajnie skończyło. Kompletnie nie liczył się ze mną. Jakbym była jakąś rzeczą, z którą może sobie zrobić, co tylko chce. Od samego początku, chodziło mu jedynie o zaspokojenie własnych potrzeb. Będąc przy tym brutalnym. Prosiłam, żeby był delikatniejszy, ale kompletnie mnie nie słuchał. Gdy było po wszystkim, prosto w oczy powiedział mi, że to był najgorszy seks w całym jego życiu i jak zwykle nie zapomniał dodać, że jestem do niczego. A potem zwyczajnie sobie wyszedł, dodatkowo następnego dnia udając, że nic się nie stało. Przepłakałam całą noc, czując się upokorzona i wykorzystana. Przez niego, coś co powinno być przyjemnością i wyrazem uczuć, zmieniło się dla mnie w koszmar i traumę. Myślałam, że to już za mną i udało mi się z tym uporać, ale jak widać, wcale tak nie jest. Cedricowi wraz z moimi rodzicami, udało się zniszczyć mi życie na praktycznie każdej płaszczyźnie - ostatnie słowa wypowiadam ze łzami w oczach. Nie potrafiąc się dłużej opanowywać.





- Tak mi przykro. Jak on śmiał, zrobić coś takiego? Nie daruję mu tego wszystkiego. Zapłaci za wszystko, co ci zrobił - łapię go uspokajająco za rękę.
- Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego. Nie możesz narobić sobie przeze mnie problemów. On tylko na to czeka - staram się go przekonać do swoich racji.
- Nie mogę ci tego obiecać. Czas, żeby w końcu poniósł jakieś konsekwencje swoich czynów. Amelia, musisz się od niego uwolnić. To nie może dłużej trwać - sama mam tego świadomość, ale to nie jest niestety takie łatwe.
- Zrobię to, jeszcze tylko trochę muszę wytrzymać. Nie mówmy dzisiaj już więcej o tym. I tak wszystko zepsułam, to miało się inaczej potoczyć - mówię ze wstydem. Cedric miał rację, że jestem beznadziejna.
- Niczego nie zepsułaś. Poczekam tak długo, aż ostatecznie mi zaufasz i będziesz gotowa. Nieważne kiedy to nastąpi. Razem sobie ze wszystkim poradzimy. Z Cedriciem, twoimi rodzicami i nie najlepszymi wspomnieniami z przeszłości. Nie zostawię cię z tym samej - jego słowa, bardzo mnie zaskakują.
- Razem? Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież to teraz, zwyczajnie niemożliwe. Powinniśmy zostać przy tym, co było dotychczas. Przed dzisiejszym wieczorem. Tak będzie lepiej. Nie będę robić ci nadziei, która potem może okazać się złudna. I tak już na zbyt dużo pozwoliłam - staram się go przekonać, wiedząc że to jedyne dobre rozwiązanie.
- Przecież wiesz, że to się i tak nie uda. Jest już na to za późno. Zależy mi na tobie i czego bym nie zrobił, nie potrafię wybić sobie ciebie z głowy - wiedziałam, że ma rację. Będzie nam strasznie ciężko zachować dystans. Ale nie mogłam mu jej przyznać.
- Przynajmniej spróbujmy – proszę, właściwie wbrew sobie. A już na pewno swoim uczuciom. 


- Zostaniesz ze mną do rana? - pytam, gdy leżę już w łóżku. A Richard stawia na szafce kubek z gorącą czekoladą, od zawsze pomagającą mi na moje zmartwienia, którą przygotował specjalnie dla mnie. 
- Przecież sama powiedziałaś, że mieliśmy wrócić do tego, co było - przypomina mi z uśmiechem. Wyraźnie zadowolony z mojej prośby.
- Ale dopiero od jutra. Dzisiaj mieliśmy o wszystkim zapomnieć, pamiętasz? - powtarzam jego wcześniejsze słowa. Chcąc jeszcze przez parę godzin, mieć go przy sobie. Bo kolejny raz, może się już więcej nie powtórzyć.


Richard bez słowa kładzie się przy mnie. Praktycznie od razu się do niego przytulam. Chciałabym, żeby tak było każdego wieczoru. Ale niesprawiedliwy los postanowił inaczej, przy okazji dobijając mnie pokazaniem tego, jak mogłabym być szczęśliwa, gdybym tylko miała normalne życie. Staram się, jak najdłużej nie zasypiać. Aby móc nacieszyć się tą ulotną chwilą namiastki szczęścia, jaką odczuwam. 




___________________

Kilkanaście razy zaczynałam pisać ten rozdział od początku, ale nadal jest beznadziejny. 😫 Wstawiam go, bo i tak nic lepszego już nie wymyślę. Chyba powoli tracę swoją wenę.... 



2 komentarze:

  1. A co ty mówisz! Mi się rozdział podoba i to bardzo. W końcu doczekałam się gorącego momentu między Amelią a Richardem! Ogromnie mnie to cieszy. Fajnie, że wieczór im się udał. Była kolacja, był spacer, który musiał być super przyjemny, a po powrocie był i pocałunek. Myślałam, że wylądują w łóżku, ale powstrzymały ich bolesne wspomnienie Amelii.
    Wspomnienia o Cederiku, który jak zwykle pokazał nam się od najgorszej strony. Potraktował swoją narzeczoną jak rzecz, która posłużyła mu do ulżenia sobie. Po czym jeszcze obdarował ją niemiłymi słowami. Kurde z rozdziału na rozdział on staje się coraz gorszy i to mnie martwi.
    Wracając do Amelii, która powstrzymała to wszystko i nie zdradziła narzeczonego, który w przeciwieństwie do niej robi to nałogowo. Szkoda, mogła się nie zatrzymywać! Jej też należy się przecież szczęście. Oczywiście rozumiem, że przez tą całą sytuację z Cederikiem ma blokadę. Mam nadzieję, że z czasem się jej pozbędzie.
    Czekam na następny rozdział, w którym zapewne rozmowa z mamą Amelii. Coś czuję, że z tej mamy będzie niezłe ziółko.
    Aha chciałam też wspomnieć o Marii, która wyjątkowo w tym rozdziale nie miała swoich złotych myśli i nie knuła za dużo. Czekam tylko aż wróci Cederik, bo wtedy jak oboje zasiądą to jak opracują znowu jakiś plan z tych swoich złotych planów to pewnie ręce opadną.
    Pozdrawiam cieplutko i cieszę się, że jeszcze przed chwilą zajrzałam na blogera i mogłam przeczytać rozdzialik. Idealny przed snem. Proszę też nie wątpić w swoje umiejętności bo nic im nie brakuje.
    Przesyłam dużo weny i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. No chyba zwariowałaś:D Rozdział świetny, zresztą jak wszystkie. Coś mi szwankuje i dopiero dziś dostałam powiadomienie że dodałaś ;) Ucieszyła mnie kolacja i spacer, i ogólnie całą sytuacja między nimi. Oprócz wspomnień tego co zrobił ten cholerny Cedric.Szkoda że ojciec Amelii znowu ją zignorował i wyjechał, z nim na pewno poszło by jej łatwiej. Za to ta jej matka już z samych opisów mi się nie podoba.I aż współczuję Amelii tej rozmowy. Na pewno będzie bardzo ciężko i nic nie pójdzie tak jak tego oczekuje. Normalnie aż boję się tego jak wróci Cedric i Maria opowie mu o wspólnym wyjściu Amelii i Richarda. Jak ją znam doda pewno jeszcze coś od siebie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. I zgadzam się z Natolą. Co do za wątpliwości do tego rozdziału.Naprawdę jest ekstra. :)

    OdpowiedzUsuń