środa, 28 lutego 2018

Rozdział 18


Przekręcam się z boku na bok, obserwując jak noc powoli, przeradza się w blady świt. Nadchodził kolejny dzień, wyjątkowo pięknego lata. Podczas ostatnich godzin, nie udało mi się zasnąć nawet na chwilę. Wiedziałam, że było to spowodowane wyprowadzką Richarda. Mimo, że od dawna miałam tego świadomość. Wciąż nie potrafiłam sobie do końca poradzić z tym faktem, że za chwilę jego już tutaj nie będzie. Zbyt mocno przyzwyczaiłam się do jego obecności. Nauczyłam, że zawsze mogę na niego liczyć, a on pomoże mi we wszystkim. Czułam się też dużo lepiej i bezpieczniej ze świadomością, że zawsze był gdzieś w pobliżu. Za to teraz, będę musiała sobie radzić sama. Mimo, że nie miało to długo potrwać, bo prawdopodobnie tylko kilka dni. Do powrotu mojego ojca, kiedy to miałam raz na zawsze zakończyć tą farsę.

Ale to i tak mnie nie uspokajało. Nie potrafiłam pozbyć się wewnętrznego niepokoju, który prześladował mnie już od kilku dni. Bez żadnego większego powodu. W końcu, wszystko względnie się układało. A atmosfera była nawet lepsza niż kilka tygodni temu. Dlaczego więc, aż tak bardzo się niepokoiłam?




Przecież Cedric nie podejrzewał, że okłamałam go ze swoim wyjazdem. Ostatnio najczęściej ignorował moją obecność, zajmując się samym sobą. Był pewien, że pogodziłam się ze swoim losem i z pokorą wyjdę za niego. Przestał mnie dlatego kontrolować i praktycznie zwracać uwagę na moją osobę.
A odkąd Charlotte się wyprowadziła, wrócił do swoich codziennych przyzwyczajeń i wraca do domu nad ranem albo wcale. Cieszyłam się, że ta dziewczyna nareszcie stąd zniknęła. Bez osiągnięcia swojego celu. Zapewne była tym, faktem bardzo niepocieszona. W przeciwieństwie do mnie, ponieważ dzięki temu, otrzymałam ostateczny dowód, że jest sens walki o moją miłość.
Dzięki splotowi tych wszystkich sprzyjających mi wydarzeń. Znów mogłam spędzać więcej czasu z Richardem. Starałam się więc wykorzystać te chwile, najlepiej jak tylko umiałam. Tym bardziej, że Maria w ostatnim czasie, nie czuła się najlepiej i wzięła krótki urlop. Tym samym to ja, przejęłam większość jej obowiązków. Ale nie przeszkadzało mi to.
Niestety od dzisiaj wszystko się zmieni, a ja zostanę tutaj praktycznie sama. Skazana wyłącznie na towarzystwo Cedrica, na którego nie mogłam czasami już patrzeć. Odliczając kolejne minuty do dnia, kiedy będę mogła w końcu stąd odejść.





Nie widząc dalszego sensu w próbie zaśnięcia, wstaję z łóżka. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych porannych czynności, schodzę na dół z zamiarem zrobienia sobie kawy, która bardzo mi się przyda w przetrwaniu tego dnia, po bezsennej nocy.




Wchodząc do kuchni, natykam się w niej na Cedrica, który pije łapczywie wodę z butelki, opróżniając jej zawartość, praktycznie do dna. Zapewne wrócił dosłownie przed chwilą z jakiejś mocno zakrapianej imprezy. Jego styl życia, robił się coraz gorszy. Tracił zupełnie kontrolę nad sobą i własnym życiem. A ja odkąd dowiedziałam się o istnieniu Emmy i Toma, nie próbowałam nawet na niego wpłynąć i namawiać na zmianę. Był beznadziejnym przypadkiem, kompletnie zatraconym w pogoni za zgromadzeniem, jeszcze większego majątku niż aktualnie posiadał.
- Nie możesz biedaczko spać, czy próbujesz mnie szpiegować? - Cedric patrzy na mnie z niechęcią, wyraźnie zdenerwowany. Mój narzeczony widocznie z czymś sobie ostatnio nie radził. Był nieustannie poddenerwowany i coraz mniej pewny siebie.
- Niby w jakim celu? Już dawno ci powiedziałam, że nie interesuje mnie nic, co ma związek z tobą - odpowiadam mu obojętnie. Wyciągając kubek z szafki.
- Może powinno zacząć. Do cholery, za trzy tygodnie bierzemy ślub. Interesy w firmie idą coraz gorzej, a twój kochany ojciec, ani myśli połączyć ze sobą nasze przedsiębiorstwa. Nie wiem, jak to zrobisz, ale masz go do tego przekonać, gdy tylko wróci - cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Widocznie mój tata, jeszcze nie stracił do końca zdrowego rozsądku i dzięki temu, być może uda się mu ocalić, dobytek swojego życia.
- Po tym wszystkim, co mi zrobiłeś. Śmiesz mnie prosić o takie rzeczy? Sam narobiłeś bałaganu, to teraz go posprzątaj. Nieumiejętnie zarządzasz firmą, to i przynosi straty. Skup się bardziej na niej, zamiast na zdobywaniu kolejnych kochanek - nie miałam zamiaru mu w niczym pomagać. Zresztą za chwilę, nie będzie mnie to już w ogóle dotyczyć.
- Uważaj na słowa. Bo kiedyś naprawdę się doigrasz. Nie myśl sobie, że po ślubie będziesz miała tutaj, cokolwiek do powiedzenia. Więc radzę ci, powoli próbować utemperować swój język i nareszcie zacząć się mnie słuchać - patrzy na mnie groźnie, próbując wzbudzić strach. Nie reaguję na to w żaden sposób. Miałam dość, słownych potyczek z nim. Nieprowadzących do niczego konkretnego. Cedric czasami zachowywał się jak małe, rozpuszczone dziecko. Myślące, że dostanie wszystko o czym tylko sobie zamarzy. Uważał, że świat kręci się jedynie wokół niego.





- Nie myśl, że już z tobą skończyłem. Mamy do omówienia, jeszcze jedną sprawę. Dlatego zrób przyzwoitą kolację i czekaj na mnie wieczorem. Tylko tym razem, naprawdę postaraj się ugotować coś, nadającego się do zjedzenia. Jeśli Maria nie wróci w najbliższym czasie, wykończę się tutaj. Idę się trochę przespać, za kilka godzin muszę być w pracy. Ktoś w końcu w tym domu, musi zadbać o zarabianie pieniędzy - wychodzi, zostawiając mnie samą. A ja staram się uspokoić, ponieważ znowu udało się mu, wyprowadzić mnie z równowagi. Nawet moje zdolności kulinarne musiał podważyć, choć nikt poza nim, nie miał im nic do zarzucenia.
Nie miałam pojęcia, czego on jeszcze może ode mnie chcieć. Wiedziałam za to, że co by to nie było. Na pewno się na to nie zgodzę.




- Naprawdę musisz się już dziś wyprowadzać? - pytam cicho Richarda. Gdy przyglądam się, jak pakuje swoje rzeczy do walizki. Starałam się zachować spokój, ale im bardziej zbliżał się ten czas, tym większy ogarniał mnie smutek i niepewność, czy dam sobie tutaj radę sama.
- Amelia, przecież rozmawialiśmy już o tym tyle razy. Choć bardzo bym chciał, wiesz że nie mogę dłużej tego przeciągać. Pojutrze wracam do treningów. Za to ty, wciąż możesz odejść stąd, razem ze mną - wiedziałam o tym doskonale, ale równocześnie też, że nie mogę się na to zgodzić.
- Choć naprawdę bardzo bym chciała, to jest to niemożliwe. Rozumiem także, że nie możesz tu zostać. Zwyczajnie po prostu, już za tobą tęsknię. Nie wiem, jak wytrzymam te kilka następnych dni - mówię szczerze. Przytulając się do niego.
- Mi też będzie ciężko, ale musimy jakoś przetrwać. To się niedługo skończy i nikt nas już nie rozdzieli. Wszystko będzie dobrze. Musisz w to tylko uwierzyć - próbuje mnie pocieszyć. A ja jedyne czego chciałam to, żeby było już po wszystkim. Chciałam stać się wolna i przestać być uzależniona od swojej rodziny.





Po południu, gdy nadchodzi czas naszego pożegnania. Staram się powstrzymać łzy, które napływają mi do oczu. Nie rozumiałam samej siebie. Przecież nie żegnaliśmy się na zawsze. Wiedziałam, że będę mogła, praktycznie w każdej chwili się z nim zobaczyć. A za niecały tydzień, mieliśmy zamieszkać razem. Jednak to wszystko i tak nie pomagało. W tej chwili liczyło się wyłącznie to, że za chwilę jego zabraknie przy mnie.





- Uważaj na siebie. Gdyby tylko coś się działo, od razu do mnie zadzwoń, dobrze?- Richard przygarnia mnie do siebie i zamyka w uścisku swoich ramion.
- Postaram się. Poza tym, spróbuję się w ciągu najbliższych kilku dni stąd wyrwać i zobaczyć z tobą. Obiecaj mi tylko, że przetrwamy wszystkie przeciwności, jakie na nas czekają i zaczekasz na mnie - proszę praktycznie łamiącym się głosem.
- Obiecuję. Kocham cię i tylko to się teraz dla mnie liczy - patrzy mi prosto w oczy i łączy nasze usta w pocałunku. Staram się zawrzeć w nim, wszystkie swoje uczucia. Całą swoją miłość i obawy o naszą przyszłość.
- Idź już, zanim całkowicie się rozkleję i nigdzie cię nie puszczę. Powodzenia na treningach. Zadzwonię wieczorem, kocham cię - całuję go ostatni raz, po czym Richard opuszcza dom.




Przez dłuższą chwilę, wpatruję się w drzwi prowadzące na zewnątrz. Nie potrafiąc dłużej, powstrzymywać swoich łez. Staram się opanować, ale nie przynosi to większych rezultatów. Wiedziałam, że muszę się wziąć w garść i doprowadzić swój plan do końca. Niestety dodatkowo, nastroju nie poprawia mi przypomnienie sobie o czekającej mnie dziś wieczorem rozmowie z Cedriciem. Która na pewno, nie przyniesie mi niczego dobrego.




Następne godziny spędzam w kuchni, starając się zająć czymś swoje myśli. Przygotowuję kolację, ale wcale się zbytnio nie staram. Nie miałam już dla kogo. Najchętniej więc, wrzuciłabym całe opakowanie chili do aktualnie gotującej się zupy. Podając ją następnie z nieukrywaną satysfakcją Cedricowi. Należało mu się za wszystko, czego się dopuścił w ostatnim czasie.




Podczas nakrywania do stołu. Starałam się nie rozpamiętywać, wspólnie spędzonych chwil z Richardem. Ale nie jestem w tym zbyt przekonująca. Wszytko dookoła mi o nim przypomina, przez co jeszcze bardziej zaczynałam odczuwać brak jego obecności. To z nim powinnam zjeść tą kolację, tak samo jak to on powinien być moim narzeczonym. Niestety w moim pokręconym życiu, nic nie było tak jak należy.




Punktualnie o dziewiętnastej. Cedric wraca do domu. Dziwi mnie to, gdyż nigdy nie grzeszył punktualnością. Czekam na niego w jadalni, chcąc ten wieczór mieć, jak najszybciej za sobą. Przekracza jej próg, witając mnie z ironicznym uśmiechem.
- Nareszcie jesteśmy sami i wszystko wróciło do normy. Nie cieszysz się na romantyczny wieczór ze swoim ukochanym narzeczonym, skarbie? - Cedric zajmuje miejsce obok mnie, a nie jak to miał w zwyczaju po drugiej stronie.

- Daruj sobie ten sarkazm i przejdź do sedna. Czego znowu ode mnie chcesz? - patrzę na niego wyczekująco, czując się niepewnie w tak bliskiej odległości od niego.
- Kto ci powiedział, że to był sarkazm? Może pytałem szczerze? - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i przerażeniu. Kładzie swoją dłoń na moim udzie, ściskając je delikatnie.
Jego dotyk jest dla mnie nie do zaakceptowania i wywołuje obrzydzenie. W sekundę więc, odsuwam swoje krzesło w bok, zrzucając jego rękę z siebie. Coraz bardziej, zaczynałam się go obawiać. A zwłaszcza tego, że byliśmy sami. 




- Do reszty zwariowałeś? Co ty wyprawiasz? Mówiłam ci już wielokrotnie, żebyś nigdy więcej mnie nie dotykał - próbuję zachować spokój i nie dać po sobie poznać, że się go zwyczajnie boję.
- Przypominam ci, że jesteś moją narzeczoną i mam do tego prawo. Poza tym moi rodzice, coraz bardziej nalegają na wnuka. Uważają, że powinien się pojawić, jak najszybciej. A ja podzielam ich zdanie. Chcieliby się w końcu doczekać dziedzica i zostać dziadkami. To o tym, chciałem z tobą porozmawiać - nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. Przecież to jakiś kompletny absurd. Ostatkami sił powstrzymuję się przed powiedzeniem, że oni już mają wnuka, który jest im kompletnie obojętny. A innego w najbliższym czasie na pewno nie dostaną. A przynajmniej, ja im go nie urodzę.
- Czy wy wszyscy, postradaliście zmysły? Dziecko? Z tobą? Możesz o tym zapomnieć. W życiu się na to nie zgodzę. Tak samo, jak na to żebyś jeszcze kiedykolwiek, zbliżył się do mnie w taki sposób. Nigdy nie wybaczę ci tamtej nocy - wstaję z zajmowanego miejsca z zamiarem zakończenia tej rozmowy. Niestety Cedric nie zamierza odpuścić. Łapie mnie za rękę i przypiera do ściany, uniemożliwiając drogę ucieczki.




- Chciałem zrobić to po dobroci i za twoją zgodą. Myślałem, że dojdziemy do porozumienia, ale z tobą się chyba nie da. Na co ty liczyłaś? W końcu to było chyba do przewidzenia, że będziemy mieli ze sobą dzieci. Ale jeśli masz zamiar się stawiać, to proszę bardzo. I tak mnie to nie powstrzyma, a będziesz tylko cierpieć. Zastanów się więc dobrze, bo zaczniemy starania o powiększenie rodziny od dzisiaj - patrzę na niego z przerażeniem, gdy brutalnie wpija się w moje usta. Próbuję go od siebie odepchnąć, ale jest zbyt silny. Mimo wszystko, staram się mu wyrwać, czując jak łzy spływają z moich policzków strumieniami. To się nie mogło tak skończyć, nie zrobi mi czegoś, jeszcze gorszego niż kiedyś. Nie teraz, kiedy wszystko zaczynało się powoli układać, a ja uporałam się z tamtymi okropnymi dla mnie wydarzeniami. Gdy tracę już resztki nadziei, że uda mi się to powstrzymać i zaczynam się z tym powoli godzić, że zmusi mnie do współżycia z nim. Opatrzność losu, daje o sobie znać. Telefon Cedrica zaczyna dzwonić, a on ku mojemu szczęściu i uldze. Odsuwa się ode mnie. Po czym go odbiera.




Wciąż będąc w szoku po tym, co przed chwilą się tu wydarzyło. Nie potrafię ruszyć się z miejsca, a mój płacz przybiera na sile.
- Masz szczęście. Dzwonił ważny klient. Muszę się z nim za chwilę spotkać. Masz więc trochę czasu, aby to wszystko sobie przemyśleć. Naprawdę chcesz, żeby to wyglądało tak, jak przed chwilą? Przecież, gdybyś nie była taka uparta, mogłoby nam być nawet przyjemnie. Skończ udawać taką nieprzystępną i pogódź się z tym, że taka jest kolej rzeczy - patrzę na niego z wypisaną na twarzy nienawiścią. Nie mogąc uwierzyć, że był w stanie posunąć się do tak podłej rzeczy. Dodatkowo nie widzi w tym nic złego.




Gdy tylko zamykają się za nim drzwi. Wiedziałam, że nie mogę tu dłużej zostać. Przynajmniej, nie tej nocy. Wbiegam więc w pośpiechu na górę, zabierając tylko torebkę. Robię wszystko mechanicznie i w kompletnym amoku. W myślach nieustannie odtwarzając, to wstrząsające dla mnie wydarzenie. I jakie mogło ono nieść za sobą konsekwencje, gdyby tylko ten telefon nie zadzwonił w tamtym momencie.




Przemierzam dobrze znaną mi drogę. Starając się, jakoś uspokoić. Byłam cała roztrzęsiona i przestraszona. Nie miałam pojęcia, jak wytrzymam pod jednym dachem, kolejne dni z Cedriciem. Co zrobię, gdy on znowu spróbuje zmusić mnie do tego, co prawie dzisiaj mu się udało? Po raz kolejny, zniszczył we mnie bezpowrotnie, jakąś cząstkę mojego szacunku do samej siebie. Nie mogłam znieść tego, że byłam za słaba, aby przerwać to wszystko wcześniej. I zbyt długo pozwalałam, sterować swoim życiem. Będąc w nim wyłącznie bierną marionetką. Aż doprowadziło mnie to do czegoś takiego.




Pukam do drzwi. Mając nadzieję, że zastanę w domu. Jedyną osobę, do której mogłam się teraz zwrócić.
Na szczęście po chwili się one otwierają, a ja dostrzegam zaskoczoną Emmę. Wpatrującą się we mnie z uwagą.
-Amelia, coś się stało? - pyta, a ja wybucham po raz kolejny, głośnym płaczem. Będąc w kompletnej rozsypce. Nie radziłam sobie ze swoim własnym życiem.
- Mogę zostać dzisiaj u ciebie na noc? - pytam, głośno szlochając. Nie potrafiąc się uspokoić.
- Oczywiście, wejdź - zaprasza mnie do siebie. A ja jestem jej niezmiernie wdzięczna. Gdyby nie ona, nie mam pojęcia, co by się ze mną stało.




Emma stawia przy mnie kubek z gorącą herbatą. Patrząc na mnie ze zmartwieniem. Wiedziałam, że wyglądam fatalnie, a jeszcze gorzej się czułam.
Zbieram się w końcu na odwagę i opowiadam jej wydarzenia, które miały miejsce dzisiejszego wieczoru.
- Tak mi przykro. Cedric kompletnie postradał zmysły. Nie powinnaś tego tak zostawić. On w końcu, musi ponieść konsekwencje swoich czynów - dziewczyna stara się przekonać mnie do tego, że Cedric nie może być dłużej bezkarny.
- I co powiem, że mój własny narzeczony chciał mnie siłą zmusić, abym się z nim przespała? Przecież nikt mi nie uwierzy i tylko się ośmieszę - byłam pewna, że to by się tak właśnie skończyło. W końcu dla postronnych osób, byłam z nim z własnej i nieprzymuszonej woli.
- Ale przynajmniej powinnaś powiedzieć o tym Richardowi. On ma prawo wiedzieć - patrzę na nią ze strachem.
- On nie może się o tym nigdy dowiedzieć. Pod żadnym pozorem. Nie darowałby tego Cedricowi i narobił tym samym, sobie problemów. Nie dopuszczę do tego - nie mogłam pozwolić, żeby przeze mnie ucierpiał. Dość już i tak namieszałam w jego życiu.
- Zrobisz jak uważasz, ale nie podzielam twojego zdania -  na szczęście cichy płacz Toma, przerywa naszą rozmowę. Jestem mu za to wdzięczna.





Po jakimś czasie, czuję jak emocje we mnie zaczynają opadać i dopada mnie zmęczenie.
Kładę się więc na łóżku, przygotowanym mi przez Emmę i po chwili staram się zasnąć. Próbuję wyrzucić z głowy, wspomnienia dzisiejszego dnia. Ale one wciąż, tkwią mi przed oczami. W końcu będąc kompletnie wykończona, mimowolnie zasypiam. Ze strachem, co zrobię, gdy nadjedzie poranek.


poniedziałek, 26 lutego 2018

Rozdział 17


Ciepłe promienie słońca, które przyjemnie padają na moją twarz. Skutecznie wybudzają mnie ze snu. Otwieram oczy, uśmiechając się sama do siebie. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej, czuła się taka szczęśliwa, jak dzisiejszego poranka. Ubiegła noc uświadomiła mi wiele rzeczy, a w szczególności niezaprzeczalny fakt, że byłam na zabój zakochana. Po raz pierwszy w życiu. Nigdy wcześniej, nie czułam czegoś takiego. Nie spodziewałam się także, że to uczucie doda mi tyle odwagi i sił do walki o nie. Wiedziałam, że nie będzie łatwo i napotkamy jeszcze, wiele przeszkód. Ale nie chciałam się w żadnym wypadku poddawać. 
Miałam w sobie pełno pozytywnej energii i zupełnie inaczej niż dotychczas, patrzyłam na otaczający mnie świat. Zaczynałam dostrzegać jego piękno i cieszyć się z błahych rzeczy.
Doskonale wiedziałam, czyja to zasługa. Dlatego też, rozglądam się w poszukiwaniu, swojego największego powodu do szczęścia. 
Wiedziałam, że już niedługo będziemy musieli wrócić do niezbyt zachęcającej rzeczywistości. A moje chwilowe poczucie beztroski dobiegnie końca. Nie miałam jednak zamiaru, teraz się tym zamartwiać. Chcąc w pełni wykorzystać czas, który nam pozostał.




- Jak się spało? - Richard pojawia się przy mnie, całując czule na przywitanie.
- Wyśmienicie. Już dawno nie byłam taka wyspana. Ten wyjazd naprawdę pomógł mi się odstresować - mówię z myślą, że cudownie było zasypiać w jego ramionach ze świadomością, że cały czas jest obok mnie. Oddałabym wszystko, aby tak było już zawsze.
- Cieszę się, że masz tak dobre samopoczucie. Po ostatnich rewelacjach to bardzo ważne. A
jakie mamy plany na dzisiaj? - słysząc to pytanie, przypominam sobie o jedynym, nieprzyjemnym punkcie, pobytu w tym miejscu.
- Niestety muszę udać się po swoją suknię. Jeśli jej nie odbiorę, straciłabym swoją wymówkę. Choć najchętniej wcale bym tego nie robiła - nie chciałam mieć nic wspólnego z czymkolwiek, co dotyczyło tego okropnego ślubu. Ale nie miałam wyjścia.
- W takim razie, najpierw idziemy na śniadanie, a potem zawiozę cię po odbiór tej sukni, zgoda? - kiwam potakująco głową. Choć wcale nie jestem głodna. Życie w nieustannym napięciu sprawiło, że ostatnio nie miałam apetytu. Ale wiedziałam, że Richard nie przepuściłby mi tego posiłku. Dbał o mnie bardziej niż ja sama.




Po śniadaniu, zjedzonym w hotelowej restauracji. Udajemy się w drogę. Wyglądam przez okno samochodu, przyglądając się mijanym przez nas ulicą i ludziom. Zastanawiając, czy kiedykolwiek doczekam się normalnego życia, jakie oni zapewne wiodą. Chciałabym się z nimi zamienić. 
- Myślałaś nad tym, żeby jednak wyprowadzić się od Cedrica razem ze mną w przyszłym tygodniu? - zaskakujące pytanie, przywołuje mnie na nowo do rzeczywistości z moich rozmyślań.
- Przecież wiesz, że to niemożliwe. Mój ojciec wraca za dwa tygodnie. A do tego czasu, wciąż muszę udawać przykładną narzeczoną. Inaczej moja matka, już by się postarała, aby odpowiednio się zabezpieczyć. Nie mogę jej na to pozwolić - wiedziałam, że nie będzie mi łatwo wytrzymać, ale musiałam. Ryzyko było zbyt wysokie. A ja miałam do stracenia, zbyt wiele.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale wolałbym nie zostawiać cię samej w tym domu. Choćby na te parę dni. Cedric jest nieobliczalny, nie chcę żeby coś ci się stało - dostrzegam autentyczne zmartwienie na jego twarzy.
- Nic mi nie będzie. Przecież to tylko kilka dni, a potem nareszcie będziemy razem i nikt nie będzie już stał nam na drodze. Dam sobie radę. Nie martw się o mnie - próbuję go uspokoić, ściskając delikatnie jego dłoń.
- Dobrze, niech będzie. Jesteś tak uparta, że i tak cię nie przekonam. Ale może przynajmniej, odwiedzisz ze mną moją rodzinę w weekend? Chciałbym, żeby cię poznali. Wybieram się tam, bo i tak muszę zabrać resztę rzeczy z domu - chciałabym to zrobić, ale wiedziałam że musi to jeszcze poczekać.
- I jak mnie przedstawisz? Jako narzeczoną Cedrica? To nie wyglądałoby najlepiej. A ja nie chcę ich do siebie na wstępie zniechęcić. Poczekajmy z tym, aż wszystko się poukłada - proszę go, wiedząc że jest zawiedziony moją odmową. Nie czuję się najlepiej z tym, że przez moją skomplikowaną sytuację. Musimy się ukrywać. A Richard wciąż jest trzymamy w nieustannej niepewności, co do naszej przyszłości.
- Masz rację to głupi pomysł. Po prostu, jeszcze nigdy nie pojawiłem się w domu z żadną dziewczyną i chciałbym, żebyś ty była pierwszą - rozczulają mnie jego słowa. Dzięki nim, naprawdę czułam się wyjątkowo.
- I będę nią. Nie myśl sobie, że oddam cię innej - mówię z szerokim uśmiechem. Chcąc, żeby był w końcu tylko mój i wszyscy o tym wiedzieli. 
- Trzymam cię za słowo. Tylko, że to działa w dwie strony. Także uważaj, bo tak łatwo się mnie nie już pozbędziesz - nie miałam nawet takiego zamiaru. Nie wyobrażałam już sobie życia bez jego udziału w nim.





Gdy jesteśmy na miejscu, postanawiam jak najszybciej załatwić sprawę z tą nieszczęsną suknią ślubną.
- Zaraz wracam, poczekaj na mnie chwilę - całuję go szybko w policzek i udaję się w stronę sklepu. Z daleka już dostrzegając, że to eleganckie miejsce z zawrotnymi cenami. W końcu, nie mogłam się spodziewać niczego innego. 



Rozglądam się niepewnie po gustownie urządzonym wnętrzu. Przyglądając się różnorakim suknią, prezentujących się na manekinach. Niewątpliwie to miejsce ma w sobie jakiś urok. Być może, gdybym miała wychodzić za mąż z miłości to przebywanie w takim miejscu, mogłoby mi nawet sprawiać przyjemność. Niestety w tym przypadku, tak nie jest. Jedyne, co teraz czuję to zniechęcenie i strach, że jakimś cudem ten ślub się odbędzie i zostanie mi odebrane wszystko na czym mi zależy.
Wyrzucam z głowy te pesymistyczne myśli i podchodzę do szklanej lady, gdzie wita mnie miła, młoda dziewczyna.
Po wyjaśnieniu jej w jakim celu się tutaj pojawiłam, oczekuję na znalezienie przez nią potrzebnej mi rzeczy. 
- Proszę, oto ona. Najlepiej by było, gdyby ją pani przymierzyła i sprawdziła, czy wszystko jest w porządku - uśmiecham się sztucznie w jej kierunku. Gdyby ona tylko wiedziała, że wcale mnie to nie interesuje, bo mam nadzieję nigdy z niej nie skorzystać.
- W porządku - dla świętego spokoju postanawiam się zgodzić. Nie chcąc robić niepotrzebnego zamieszania. Po czym kieruje się w stronę przymierzalni. 




Przyglądam się sobie w lustrze, zajmującym większość ściany. Ubranej w białą, sięgającą do ziemi suknię ślubną. Jej rękawy wykonane są z koronkowego materiału, wyraźnie odznaczającego się od pozostałej jej części. A rozkloszowany dół, dopełnia pokaźnej długości tren. Na całej jej powierzchni, wyhaftowane są drobne, praktycznie niezauważalne imitacje kwiatów.
Uśmiecham się blado do swojego odbicia, czując że ogarnia mnie dziwne poczucie smutku i melancholii.
Trudno mi było pogodzić się z niesprawiedliwością, jakiej nieustannie doświadczałam w swoim życiu. Dlaczego nie mogłam, jak normalna dziewczyna. Cieszyć się z takich rzeczy, czekając z radością i niecierpliwością na ślub ze swoim ukochanym? 




- Amelia, tutaj jesteś. Nie wzięłaś swojego telefonu. Emma dzwoniła kilka razy, pomyślałem że to może być ważne - Richard pojawia się przy mnie niespodziewanie, momentalnie zamierając widząc mnie.
- Coś nie tak? - pytam, gdy po dłuższej chwili, wciąż milczy.
- Wyglądasz przepięknie w tej sukni. Aż odejmuje mowę. Będziesz przepiękną panną młodą - podchodzi do mnie bliżej, wciąż patrząc z oniemieniem.
- Nie będę. Bo nie mam zamiaru, wychodzić za mąż w najbliższej przyszłości. A może nawet w ogóle - przypominam mu. Zastawiając się, czy byłabym w stanie przechodzić przez coś takiego po raz drugi. 
- Jak w ogóle? Zobaczysz, że jeszcze kiedyś zostaniesz moją żoną. Już ja tego dopilnuję - mówi z pewnością w głosie, a ja zaczynam się śmiać.
- Trzymam cię w takim razie za słowo. A teraz koniec tej pogawędki. Muszę się przebrać i oddzwonić do Emmy. Pewnie coś się stało, inaczej nie dzwoniłaby tyle razy - zaczynałam się o nią obawiać. W końcu była zdana praktycznie tylko na siebie. 





Wychodząc na zewnątrz, wybieram od razu numer Emmy. Z narastającym zdenerwowaniem czekam, aż odbierze.
- Amelia? Przepraszam, że cię niepokoje. Ale Tom znowu się rozchorował. Płakał przez całą noc, a ja nawet nie mam jak wyjść, żeby kupić mu leki. Jestem wykończona. Wiem, że to nie twoja sprawa, ale nie miałam do kogo innego zwrócić się o pomoc. Mogłabyś do mnie przyjechać? - słyszę, że jest na skraju wytrzymałości. Ledwo powstrzymuje się od płaczu.
- Uspokój się. Za kilka godzi u ciebie będę i we wszystkim pomogę - bez wahania podejmuję tą decyzję.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować. I jeszcze raz przepraszam, pewnie pokrzyżowałam ci plany - Emma nie najlepiej się z tym czuje. Ale ja nie mam jej tego za złe. W końcu na niektóre rzeczy, po prostu nie mamy wpływu. 
- Nic się nie stało. Porozmawiamy, jak już się spotkamy. Do zobaczenia - żegnam się z nią, spoglądając na Richarda. Miałam nadzieję, że zrozumie i nie będzie mi miał za złe, że chcę wracać dzisiaj i pomóc Emmie.





- Wracamy dzisiaj, prawda? - nie zdążam nawet nic powiedzieć, gdy Richard się odzywa.
- Przepraszam. Wiem, że to miało inaczej wyglądać. Ale jestem jedyną osobą, która może jej pomóc. Proszę cię, nie gniewaj się - patrzę na niego z proszącą miną.
- Spokojnie, nie mam takiego zamiaru. Wszystko rozumiem. Na twoim miejscu, zrobiłbym pewnie to samo - przytula mnie do siebie i całuje w czubek głowy.
- W takim razie pośpieszmy się. Emma jest okropnie wykończona. Mały nie dał jej zmrużyć oka w nocy - z każdym dniem, coraz bardziej jej współczułam. Równocześnie miałam ochotę, rozszarpać Cedrica za to, że zgotował jej taki los. Kompletnie nie mając zamiaru, wziąć odpowiedzialności za swoje dziecko.





Wczesnym wieczorem, Richard parkuje samochód pod blokiem, w którym mieszka Emma.
- Mogę iść z tobą? Chciałbym poznać ją i jej synka - zaskakuje mnie ta prośba. Ale nie mam nic przeciwko temu.
- Jasne, jeśli chcesz. Ale potem grzecznie wrócisz do domu, a ja zostanę tutaj do jutra. Zgoda? - jego wcześniejszy powrót, jeszcze bardziej uwiarygodni naszą wersję wydarzeń, stworzoną dla Cedrica i Marii.

- Jakoś nie cieszę się na to. Nie mam ochoty oglądać Cedrica, a już tym bardziej Charlotte. Mam jej serdecznie dość - na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia. A ja cieszę się, że mogę przekazać mu dobrą wiadomość.
- Prawdopodobnie nie będziesz już musiał. Dzisiaj rano, miała się nareszcie wynieść - przynajmniej to było pocieszające. Mogłam być spokojna, że zniszczy mojej relacji z Richardem.
- Oby tak było. Idziemy? - wychodzimy na zewnątrz i kierujemy się w kierunku budynku.




Pukam do drzwi, dobrze znanego mi już mieszkania. Po chwili stając przed zapłakaną Emmą. Bez wahania przytulam ją do siebie.
- Jak dobrze, że już jesteś. Myślałam, że dłużej nie dam rady. Jestem fatalną matką, skoro nie radzę sobie nawet z własnym dzieckiem - szlocha, będąc prawie na skraju załamania.
- Przestań opowiadać takie bzdury. Nikt nie byłby w stanie, sam się wszystkim zająć. A ty jakoś do tej pory dawałaś radę. Tom nie mógłby mieć lepszej mamy - próbuję ją pocieszyć. A Emma, zaczyna się wpatrywać w jakiś punkt za moimi plecami. Dopiero teraz przypominam sobie o Richardzie.




Przedstawiam ich po chwili sobie, a dziewczyna zaprasza nas do środka. Przez następną godzinę, staram się ją uspokoić. Za to Richard zajmuje się Tomem, który ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przestaje płakać. Byłam pod ogromnym wrażeniem, że znalazł tak świetne podejście do tego szkraba i potrafił go uspokoić. 
Po upływie jakiegoś czasu w końcu Tom usypia, praktycznie równocześnie ze swoją mamą.




Kiedy robi się naprawdę późno, odprowadzam Richarda do wyjścia.
- Widzimy się jutro. Dobranoc - całuję go na pożegnanie, choć najchętniej w ogóle bym się z nim nie rozstawała. 
- Kocham cię, wiesz? - słyszę, gdy odsuwamy się w końcu od siebie.
- Wiem, mówiłeś mi to już dziś setkę razy. Ja też cię kocham, ale teraz już idź. Powinieneś odpocząć za nami długi dzień - uśmiecham się do niego i odprowadzam przez chwilę wzrokiem, gdy zaczyna schodzić w dół po schodach. 




Gdy ponownie wchodzę do pokoju, widzę że Emma się przebudziła.
- Richard już poszedł? - pyta, przecierając zaspane oczy.
- Dosłownie przed chwilą. Lepiej się już czujesz? - pytam cichym głosem, aby nie obudzić Tomiego.
- Tak, dzięki wam. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdyby nie wasze pojawienie. Jeszcze raz za wszystko ci dziękuję. Do końca życia nie odwdzięczę ci się za to, co dla mnie robisz.
- To drobiazg. - odpowiadam jej, wiedząc że nie robię nic specjalnego.





- Mogę ci zadać jedno pytanie? - blondynka patrzy na mnie niepewnie.
- Oczywiście, pytaj o co chcesz - zastanawiam się, czego może dotyczyć jej pytanie.
- Co was łączy z Richardem? Od razu widać, że nie jesteście sobie obojętni. Wystarczy spojrzeć, jak on na ciebie patrzy - zaskakuje mnie jej wypowiedź. Nie spodziewałam się, że aż tak widać po nas, że nie jesteśmy sobie obojętni.
- Ale obiecasz, że na razie nikomu nic o tym nie powiesz? - gdy widzę, jak kiwa głową. Zaczynam jej opowiadać, co nie co o mojej znajomości z Richardem. Miło było się w końcu komuś zwierzyć i wygadać.
- Naprawdę ci życzę, aby się wam udało. Zasługujesz na kogoś, kto da ci szczęście. Poza tym, pasujecie do siebie – mimowolnie uśmiecham się na jej słowa, ciesząc że mamy z Richardem choć jednego zwolennika naszego związku.
- A co z tobą? Masz zamiar już zawsze być sama? - Emma także zasługiwała na kogoś, kto otoczy opieką ją i jej syna.
- Chyba nie mam wyboru. Raczej nikt, nie chciałby samotnej matki z małym dzieckiem – brzmi, jakby była pogodzona z własnym losem.

- Jestem pewna, że ktoś się znajdzie. Nie wszyscy są tacy, jak Cedric – próbuję dodać jej otuchy i sprawić, żeby uwierzyła że jeszcze nie wszystko stracone. 




Rozmawiamy ze sobą jeszcze przez jakiś czas, a potem nawet nie wiem kiedy, zwyczajnie zasypiam. Gdybym tylko wiedziała, że po raz kolejny, zbierają się nade mną czarne chmury. Na pewno nie spałabym tak spokojnie.



________________
W końcu udało mi się wymęczyć ten rozdział. Wiem, że nie wnosi nic nowego i jest przejściowy. Ale kolejny, powinien być już lepszy. Nie będzie w nim już tak wesoło, ponieważ powoli zbliżamy się do wydarzeń z prologu. 


piątek, 23 lutego 2018

Rozdział 16


Zamykam swoją walizkę, uprzednio upewniając się, że spakowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy. Nie mogłam się wprost doczekać, nadejścia jutrzejszego dnia. W końcu nadszedł czas, upragnionego przeze mnie wyjazdu. Następne trzy dni, spędzę w towarzystwie tylko i wyłącznie Richarda. Jak na razie, udało mi się w pełni realizować nasz plan, który miał do tego doprowadzić. Miałam nadzieję, że już do końca nic go nie pokrzyżuje.



- Tutaj jesteś. Musimy porozmawiać - Cedric pojawia się niespodziewanie, psując tym samym mój dobry nastrój.
- O czym? Nie przypominam sobie, żebyśmy ostatnio mieli ze sobą, jakieś wspólne sprawy do omówienia - odpowiadam mu chłodno. Wcale nie mając ochoty na żadną rozmowę z nim.
- Bardzo zabawne. Jesteśmy narzeczeństwem. Dlatego też, praktycznie wszystkie sprawy mamy wspólne. Ale przechodząc do sedna. Dzwonił mój ojciec, zaprasza nas pojutrze na kolację. A ty bez żadnego sprzeciwu. pójdziesz tam ze mną. Zrozumiano? - na wspomnienie o ojcu Cedrica, rodzi się we mnie po raz kolejny złość. Nie wiedziałam, który jest gorszy on czy jego syn.
- Przykro mi, ale jutro wyjeżdżam. Dlatego odwiedzisz swoich rodziców sam - cieszę się, że będę mogła opuścić to spotkanie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym spędzić czas z ojcem Cedrica, nie mówiąc mu prosto w oczy, jak obłudnym i bezwzględnym jest człowiekiem.
- Co takiego? Niby dokąd i dlaczego ja nic o tym nie wiem? W co ty sobie, znowu ze mną pogrywasz? - Cedrica w sekundę, ogarnia wściekłość. Wygląda na to, że znowu udało mi się go wyprowadzić z równowagi. W ostatnim czasie, nieustannie chodził wściekły.
- Do twojej wiadomości, mam ostatnią przymiarkę sukni ślubnej i muszę ją odebrać. Jak mi nie wierzysz, to spytaj mojej matki. W końcu to był jej pomysł, żeby znaleźć salon sukni ślubnych na drugim końcu kraju - tłumaczę spokojnie, trzymając się prawdy. Przynajmniej choć raz na coś się przydały, wymysły mojej rodzicielki.
- Jakoś ci nie wierzę. Pewnie znowu coś kombinujesz. Nie bez powodu, ciągle nie ma cię w domu. Za chwilę do niej zadzwonię. I lepiej dla ciebie, żeby potwierdziła twoje słowa, inaczej pożałujesz tego - wyciąga z kieszeni spodni swój telefon. I wybiera numer mojej matki. 






Rozmawiają ze sobą przez jakiś czas, a ja ze spokojem wyglądam przez okno. Będąc pewna, że ona potwierdzi moje słowa. Ciekawiło mnie tylko, czy gdy prawda o jej romansie z ojcem Cedrica, wyjdzie na jaw. Nadal będą mieli, tak świetny ze sobą kontakt. Szczerze w to wątpiłam. Mimo, że byli siebie warci.
Nie spodziewałam się, że Cedric będzie, aż tak podejrzliwy. Zrobił się ostatnio nie do wytrzymania. Za wszelką cenę, próbując mnie kontrolować. Do spotkania z tatą, musiałam bardzo uważać. Nikt nie mógł się domyślić, że coś wiem. I planuje im wszystkim, bardzo pokrzyżować plany.





- Masz szczęście. Wygląda na to, że mówiłaś prawdę. Tylko dziwnym zbiegiem okoliczności, także Richard stąd znikł. Dziś rano wyjechał, a od Charlotte się dowiedziałem, że niby ma załatwić jakieś sprawy i formalności w związku z nadchodzącym sezonem.
Przypadkiem nic nie wiesz na ten temat? - patrzy na mnie przenikliwie.
- A skąd mam wiedzieć? Nie rozmawiam z nim od przybycia Charlotte. Więc nawet mnie to nie obchodzi. Jest taki sam, jak ty. W końcu jakby nie było, jesteście rodziną - staram się najbardziej, jak tylko mogę. Wypowiedzieć te słowa przekonująco. Co wcale, nie jest takie łatwe. Skoro były kompletnym kłamstwem.
- W takim razie mam dla ciebie wieść, która na pewno cię ucieszy. Richard znalazł mieszkanie i wyprowadza się nareszcie w przyszłym tygodniu. Nareszcie się go stąd pozbędę - wiedziałam o tym doskonale. I wciąż nie łatwo było mi się z tym pogodzić. Na szczęście liczyłam, że kilka dni później do niego dołączę i zaczniemy wspólne życie. Miałam podstawy, aby tak sądzić. Potrzeba mi było, tylko odrobiny szczęścia, aby wszystko ułożyło się po mojej myśli.
- Znalazł to znalazł. To nie moja sprawa. Ale skoro on się wyprowadza to mam nadzieję, że Charlotte także. Mam dość goszczenia jej tutaj - mówię z udawaną obojętnością. Jakby wieść o opuszczeniu domu przez Richarda, była dla mnie bez większego znaczenia.
- Widzę, że w końcu coś do ciebie dotarło i przestałaś robić sobie złudną nadzieję. Bardzo dobrze, teraz w końcu skupisz się na poważnych rzeczach, a nie głupotach. Życzę ci udanej podróży. Za niecały miesiąc nasz ślub, więc to twoja ostatnia, taka samotna podróż. Już niedługo, będziesz całkowicie mi podporządkowana. Nie mogę się już doczekać tego momentu. W końcu nauczysz się prawidłowego zachowania wobec mnie i przestaniesz sobie pozwalać na takie pyskowanie. Masz mnie traktować z należytym szacunkiem - patrzę na niego z nienawiścią. Nie wierząc, jak w ogóle mógł wypowiedzieć takie słowa. Nie byłam jego własnością, żeby mógł mną rządzić.
- Nie bądź taki pewny siebie, bo kiedyś jeszcze się zdziwisz - odpowiadam mu nie potrafiąc się powstrzymać. Po czym z głośnym trzaskiem drzwi, opuszczam pokój. Gdyby ten ślub doszedł do skutku, nawet nie chcę myśleć jak straszny los, by mnie czekał.





Ciągnę swoją dość ciężką walizkę za sobą. Rozglądając po parkingu położonym przy dworcu. To tutaj umówiłam się z Richardem. Wmawiając Marii i Cedricowi, że pojadę pociągiem. Bo tak będzie mi zwyczajnie wygodniej. Wolałam więc nie ryzykować i najbardziej jak to tylko możliwe, trzymać się prawdy.
- Amelia, nareszcie jesteś. Już się bałem, że coś się posypało i w ogóle się nie pojawisz - Richard przytula mnie do siebie na powitanie. Wyraźnie oddychając z ulgą.
- Napotkałam trochę przeszkód, ale na szczęście się udało. Cedric chyba uwierzył, że nasza znajomość dobiegła końca i jest bardzo usatysfakcjonowany z tego powodu. Ale niedługo, bardzo się zdziwi - mówię zadowolona, uśmiechając się do niego. Nareszcie byliśmy tylko we dwoje. I mogliśmy przestać udawać.
- Więc, dokąd mam cię zabrać? - pyta, zbliżając coraz bardziej swoją twarz do mojej.
- Do samego centrum stolicy - mówię, niwelując pozostałą odległość od naszych ust. Po chwili całujemy się już bez opamiętania, a ja czuję jak wydarzenia i wszystko, czego się ostatnio dowiedziałam, zostaje daleko za mną.





Przez większość drogi, opowiadam Richardowi o Emmie i tym jak bezdusznie potraktował ją Cedric. Oraz o jej synku, który z każdymi, kolejnymi moimi odwiedzinami u nich, coraz bardziej skradał mi serce. Wspominam także o bezwzględnej intrydze mojej rodzicielki, którą mam wielką nadzieję powstrzymać, tym samym kończąc swój ustawiamy związek.
- Cedric naprawdę ma syna? Nie mieści mi się to wszystko w głowie. Wszystkiego bym się po nim spodziewał, ale nie czegoś takiego. Dodatkowo romans jego ojca z twoją mamą? Przecież to, jest wprost niewiarygodne. Podziwiam cię, że z takim spokojem przyjęłaś do wiadomości to wszystko. To musiało być, na pewno dla ciebie bardzo trudne. Dodatkowo musiałaś radzić sobie z tym wszystkim, właściwie sama. To nie powinno tak wyglądać - widzę, że Richard nie najlepiej się czuje z tym, że nie było go wtedy przy mnie. Ale ja w żadnym wypadku, nie mam do niego o to żalu. W końcu sytuacja tego od nas wymagała. Nasza relacja, wciąż była bardzo skomplikowana. Ale już nie długo miało się to w końcu zmienić.




- To już za mną. Pogodziłam się z tym, że moja własna matka jest pozbawiona jakichkolwiek skrupułów i nigdy mnie nie kochała. A narzeczony to skończony egoista, nie przejmujący się nikim innym poza sobą. Ale jak dobrze pójdzie, to za niedługo. Zapomnę raz na zawsze o tym wszystkim i nareszcie zacznę naprawdę żyć - z wielkim wyczekiwaniem, odliczałam kolejne dni, które mnie od tego dzieliły.
- Jesteś pewna, że to się uda? A co jeśli, twoja mama się wszystkiego wyprze? Albo twoi rodzice, spróbują odbudować swoje małżeństwo? - nawet sobie nie wyobrażałam, że mogłoby do tego dojść, ale powinnam być przygotowana na każdą ewentualność.
- To ich wybór. Ja i tak odejdę od Cedrica. Mogą sobie robić, co tylko chcą. Nie boję się już, że zostawią mnie z niczym - dzięki Richardowi zyskałam odwagę, żeby zawalczyć o siebie i poprawę swojego losu. Miałam dla kogo. 





Wczesnym popołudniem, dojeżdżamy na miejsce. A ja z niesmakiem przyglądam się hotelowi, gdzie zarezerwowano mi pokój. Mimo, że każdy naokoło wiedział, że nie znoszę epatowania luksusem. Jak zwykle nikt mnie nie posłuchał i zrobiono po swojemu.




- Jesteś pewna, że nie wolałabyś, abym wziął osobny pokój? Nie chcę, żebyś czuła się niekomfortowo czy niezręcznie - Richard próbuje się upewnić. Gdy oczekuję na pojawienie się recepcjonistki w celu dopełnienia formalności.
- Jestem. Nie po to tyle ostatnio znieśliśmy, aby teraz spędzać większość czasu osobno. Chcę cię mieć, cały czas przy sobie - zapewniam go, łapiąc za rękę. Cieszyłam się, że nareszcie przynajmniej przez te kilka dni, nie będę musiała się pilnować i bez przeszkód mogła pozwolić na takie gesty.



Udajemy się w stronę naszego pokoju. Otwieram drzwi do niego prowadzące i wchodzę do środka. Jego wnętrze, nie robi na mnie wrażenia. Kolejny luksusowy apartament, bo czego innego mogłam się spodziewać po swojej matce. Zdecydowałam, że zatrzymamy się tutaj na wypadek, gdyby chciała sprawdzić, czy rzeczywiście zjawiłam się w tym miejscu. Ostatnio przez Marię i jej informacje, które jej dostarczyła. Zrobiła się podejrzliwa. A ja chciałam, jeszcze przez chwilę. Do momentu powrotu ojca, kiedy powiem mu całą prawdę na jej temat i raz na zawsze zerwę z nią kontakt. Udawać posłuszną córkę, wykonującą jej wszystkie rozkazy. Aby mój plan się udał i nie mogła mi w nim przeszkodzić. Odpowiednio się wcześniej zabezpieczając.




- Dlaczego się tak niepewnie rozglądasz? Kto jak kto, ale ty powinieneś przywyknąć do życia w hotelach. Spędzasz w nich przecież, sporą ilość czasu w roku - zastanawiam się, wyciągając swoje rzeczy z walizki.
- Ale te w których bywam, nie mają takiego standardu. Nie przywykłem do takich luksusów. Wciąż zapominam, że mam do czynienia z miliarderką - przytula mnie do siebie, całując w policzek.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że chcesz być ze mną dla pieniędzy. Dlatego od razu cię ostrzegam, że za chwilę mogę zostać bez grosza – żartuję doskonale wiedząc, że nie zależy mu na moim statusie materialnym. Po chwili, całuję go. Starając się nadrobić ostatni czas, kiedy nie miałam praktycznie żadnej możliwości na bycie, tak blisko niego.




- To co będziemy robić przez resztę dnia? - pytam, kiedy udaje mi się w końcu rozpakować i odnaleźć w tym miejscu.
- Co tylko chcesz. Ja się dostosuję, najważniejsze jest dla mnie, abyś w końcu trochę odpoczęła i najlepiej zapomniała o rzeczywistości - Richard był jedną z niewielu znanych mi osób, które przekładały samopoczucie i potrzeby innych nad swoje.
- W takim razie. Spędźmy ten dzień, jak robią to zwykli ludzie. Chodźmy do kina, na spacer. Gdziekolwiek, gdzie zaznam chociaż przynajmniej przez chwilę normalności - patrzę na niego z wyczekiwaniem, czekając na jego odpowiedź.
- Skoro tego właśnie chcesz, to tak będzie. W takim razie idziemy - wstaje ochoczo ze swojego miejsca. Łapiąc mnie za rękę i prowadząc w stronę wyjścia.





Richard posłuchał mojej prośby. Na dodatek przez resztę dnia, spełniał wszystkie moje zachcianki. Traktując jak księżniczkę i swój najcenniejszy skarb. Byłam pod wielkim wrażeniem, jego zachowania w stosunku do mnie. Zawsze liczył się z moim zdaniem i nie próbował za wszelką cenę, przekonywać do swoich racji. Było to dla mnie niezmiernie ważne. 





Najpierw wybraliśmy się na film, który okazał się naprawdę godny obejrzenia. Potem poszliśmy na długi spacer po parku, położonym niedaleko hotelu. Podczas, którego rozmawialiśmy bez końca, próbując nadrobić cały stracony czas. Na koniec, zabrał mnie na kolacje. Do jednej z urokliwych restauracji, której atmosfera bardzo mi odpowiadała. Czułam się, jak na prawdziwej randce, których w swoim dotychczasowym życiu, miałam niezwykle mało. Praktycznie żaden z moich znajomych z przeszłości. Nie był zainteresowany, bliższą znajomością ze mną, uznając mnie za niezbyt interesującą. A potem zostałam zmuszona do życia z Cedriciem, który ani razu nie wysilił się na taki gest w przeciwieństwie do Richarda. Byli od siebie kompletnie różni. Stanowili swoje idealne przeciwieństwo.






Dla postronnych osób, wyglądaliśmy jak zakochana para, która nie widzi świata poza sobą. I chyba właśnie tak było. Już dawno uświadomiłam sobie, że kochałam Richarda, jak nikogo innego. Dodatkowo mimo, że nie usłyszałam od niego żadnego wyznania uczuć. W każdym jego geście, czy zachowaniu wobec mnie. Mogłam to dostrzec. Otwarcie mówiliśmy o wspólnej przyszłości i robiliśmy wszystko, aby mogła się ona ziścić. Już od dawna byłam gotowa dać mu szansę, będąc przekonana że dokonałam słusznego wyboru.
Czułam, że jest tym właściwym mężczyzną, któremu mogłam oddać swoje serce.




Gdy wracamy do pokoju, za oknami zapada już wyjątkowo ciepła, letnia noc. Wychodzę na balkon, z którego rozpościera się cudowny widok na miasto, oświetlone tysiącem świateł. Z uśmiechem wspominam wydarzenia, powoli mijającego już dnia. Marząc, aby takie dni jak ten, powtórzyły się jeszcze wielokrotnie. I zaczęły stanowić dla mnie zwykłą codzienność.





- Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień, spełnił twoje oczekiwania - Richard przytula się do moich pleców. Szepcząc mi do ucha, a przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz.
- Było wspaniale. Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz. Dzięki tobie na nowo uwierzyłam, że mogę być jeszcze szczęśliwa - odwracam się w jego stronę i spoglądam prosto w oczy.
- Amelia, zasługujesz na wszystko co najlepsze. Jesteś wyjątkowa - po tych słowach, łączy nasze usta w namiętnym pocałunku, wplatając swoje dłonie w moje włosy. A ja w tej samej sekundzie, podejmuję decyzję, że chcę spędzić tę noc w jego ramionach. Czując, że jestem na to w końcu gotowa. I tym razem, wspomnienia z przeszłości nie przejmą nade mną kontroli. Niwecząc przy tym, mojego postanowienia.




Wchodzimy do pokoju, wciąż się całując. Coraz bardziej, rozbudzając w sobie pragnienie swojej wzajemnej bliskości i to tej największej z możliwych.
Gdy Richard zaczyna schodzić ze swoimi pocałunkami na moją szyję, a jego dłonie podążają w stronę guzików od mojej białej koszuli, którą mam na sobie. Nie potrafię powstrzymać, cichego westchnienia przyjemności. Czułam się cudownie. 




- Przepraszam, zbyt mocno mnie poniosło. Już przestaję - nieoczekiwanie Richard, próbuje się ode mnie odsunąć. Zapewne ze względu na moje uprzedzenia i fatalne doświadczenia, z których doskonale zdawał sobie sprawę. Będąc pewnym, że dla mnie wciąż jest za wcześnie. Nie pozwalam mu, jednak na to. Łapiąc za rękę i ponownie przyciągając do siebie.
- Nie chcę tego przerywać. Powiedziałeś, że poczekasz tak długo, aż będę gotowa. Ten moment właśnie nadszedł. A jedynym, czego teraz pragnę to kochać się z tobą - mówię otwarcie, czując jak na moje policzki wpływają rumieńce zawstydzenia. Jeszcze nigdy nie byłam tak bezpośrednia, nie miałam pojęcia, co on ze mną robił. Zmieniał mnie z każdym, kolejnym dniem. Przestawałam być bojącą się wszystkiego Amelią. Poświęcającą się tylko dla innych. Zaczynałam uczyć się myśleć, także o sobie i o tym, co dla mnie dobre. 
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - Richard wciąż zaskoczony moimi słowami, próbuje się upewnić.
- Ufam ci. I wiem, że mnie nigdy byś mnie nie skrzywdz - mówię z niezachwianym przekonaniem.




Na szczęście tyle mu wystarcza. Nie pyta o nic więcej, ponownie wpija się w moje usta i tym razem odważnie, zabiera się za pozbawienie mnie mojego ubrania. Robi to jednak z niespotykaną ostrożnością i delikatnością. Zważając na każdy, swój następny ruch.
- Nie musisz, aż tak bardzo uważać. Nie jestem z porcelany – niecierpliwię się, mając wrażenie że to wszystko trwa zbyt długo. 
- Ale masz za sobą trudne doświadczenia. Dlatego chcę zrobić wszystko, abyś o nich zapomniała. I na nowo zaczęła czerpać przyjemność, którą zamierzam ci ofiarować - odpowiada, biorąc mnie na ręce. Kierując się w stronę łóżka.




Następne wydarzanie, toczą się dla mnie w błyskawicznym tempie. Nasze ubrania znikają, jedno po drugim. A mój mózg, kompletnie się wyłącza. Ani przez moment nie doświadczam, jakiegokolwiek zawahania, czy aby na pewno dobrze robię. Uwielbienie z jakim Richard podziwia i bada, nieodkryte przez niego wcześniej, faktury mojej skóry. Zapewniając mnie przy tym, że jestem piękna i wspaniała. Sprawiają, że całkowicie wyrzucam z siebie wszystkie okrutne słowa, jakie kiedyś usłyszałam. Moje poczucie wartości i pewności siebie, zaczyna wzrastać. Zapominam kompletnie przy tym, że jestem narzeczoną innego, że być może dopuszczam się zdrady. Choć nie postrzegałam już tego w takich kategoriach. Przecież Cedric, nic dla mnie znaczył, nienawidziłam go. To nie jemu, miałam być zamiar wierna.





Skupiam się wyłącznie na odczuwanej przyjemności, którą dają mi pocałunki, jakimi obdarzane jest moje ciało oraz czuły, ale zarazem pełen pasji, dotyk Richarda. Do tej pory, jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze. Taka kochana i będąca dla kogoś, najważniejszym obiektem zainteresowania.




Gdy nasze ciała w końcu łączą się ze sobą w jedność. Czuję, jak cały świat przestaje istnieć. Jesteśmy tylko my i nasza miłość, którą można dostrzec w każdym naszym geście. Wspólnie podążamy na sam szczyt rozkoszy. Aż do słodkiego końca. Wraz z osiągnięciem przez nas spełnienia. Utwierdzam się ostatecznie w przekonaniu, że to on jest tym jedynym. Z którym chcę, spędzić resztę życia.




Po wszystkim, Richard przyciąga mnie do siebie delikatnie, obejmując ramieniem i składając ledwie wyczuwalny pocałunek na moim czole
- Kocham cię - wyznaję, będąc pewna swoich słów. Czułam, że to odpowiednia pora na powiedzenie tego. Następnie całuję go lekko w policzek z zamiarem udania się do snu.
- Ja też cię kocham. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo - słyszę, czując jak zalewa mnie fala bezgranicznego szczęścia i ulgi, że on w pełni odwzajemnia moje uczucia.
Zasypiam z poczuciem, że w żadnym innym miejscu nie byłoby mi teraz lepiej. A tę noc zapamiętam do ostatnich dni swojego życia. Podczas niej byłam szczęśliwa, jak jeszcze nigdy przedtem.
Byłam ogromnie wdzięczna losowi, że to właśnie jego, postanowił postawić na mojej drodze.

środa, 21 lutego 2018

Rozdział 15


Od blisko dziesięciu już minut, chodzę po domu w poszukiwaniu Marii. Chciałam się od niej dowiedzieć, czego chciała moja mama, kiedy dzwoniła do domu pod moją nieobecność. Nie rozumiałam, dlaczego zawsze stwarzała problemy i nie mogła zwyczajnie zadzwonić na mój telefon. Uwielbiała komplikować innym życie. A już w szczególności mnie. 
Przechodząc obok pokoju Charlotte, dostrzegam że drzwi są lekko uchylone. Dzięki temu, słyszę, że prowadzi niezbyt przyjemną rozmowę z Cedriciem.





- On jest kompletnie obojętny na wszystkie moje próby, rozumiesz? Nie jest mną zainteresowany. Owszem, może spędza ze mną czas, ale jest wobec mnie chłodny i sztucznie uprzejmy - doskonale wiem o kim mówi Charlotte. Niezmiernie cieszą mnie jej słowa. Udowadniały mi, że Richard naprawdę myśli o mnie poważnie i zależy mu na mnie. Natomiast Cedric w przeciwieństwie do mnie, jest wyraźnie niezadowolony.
- W takim razie wysil się bardziej. Jesteś w tym w końcu mistrzynią. Żaden ci się, jeszcze nie oparł. Więc on, także musi w końcu ulec - próbuje ją zmotywować do większego wysiłku.
- Wątpię w to. Próbuję już od kilku dni. Kończą mi się pomysły. Może po prostu, Richard ma kogoś. To by tłumaczyło, dlaczego się tak zachowuje wobec mnie. Wyraźnie widać, że zależy mu na kimś. Może to jednak, właśnie na Amelii? - okazuje się, że Charlotte potrafi myśleć, a to może skomplikować naszą sytuację. 
- Co za bzdura. On nikogo nie ma. Amelia też mu się znudziła. Gdyby tak nie było, nie przestałby spędzać z nią czasu. Nie widzisz, że od kiedy się pojawiłaś. Kompletnie ją ignoruje, bo znalazł ciekawsze towarzystwo. Dlatego potrzebuje już tylko, ostatecznego dla niej dowodu, że nic dla niego nie znaczy. Chcę jej wybić z głowy, wszelkie głupie pomysły, które moyby skomplikować zawarcie naszego małżeństwa. Więc wysil się bardziej i zrób to, o co cię prosiłem - zastanawiam się, czy są jakieś granice bezwzględności Cedrica.
- Postaram się, ale nie widzę w tym większych nadziei - dziewczyna wyraźnie traci wiarę w powodzenie ich planu.
- Przynajmniej ty mnie nie denerwuj. Mam już na głowie, wystarczająco dużo problemów. Idę do pracy, przez ciebie jestem już spóźniony. A ty zrób coś ze sobą i idź na śniadanie. Pewnie na ciebie już czekają. Lepiej, żeby nie przebywali zbyt długo tylko we dwoje, bo jeszcze znowu się do siebie zbliżą - słysząc, że Cedric ma zamiar opuścić pokój Charlotte. Odchodzę szybko z miejsca, które zajmuję. W pośpiechu udając się do jadalni, wiedząc że Charlotte trochę zajmie strojenie się. A dzięki temu, zyskam chwilę czasu z Richardem, co w ciągu ostatnich dni, było praktycznie niemożliwe. 





Praktycznie równocześnie przekraczam z Richardem próg pomieszczenia. Uśmiecham się na jego widok.
- Dzień dobry - mówię oficjalnie, a po upewnieniu się, że Marii nie ma nigdzie w pobliżu. Podchodzę do niego i całuję delikatnie. Uświadamiając sobie, jak bardzo za nim tęskniłam. Pomimo tego, że widywałam go przecież codziennie.
- Czym sobie zasłużyłem na tak miłe powitanie? - pyta, gdy siadamy na przeciwko siebie.
- Niczym szczególnym. Po prostu cieszę się, że w końcu udało się nam znaleźć chwilę dla siebie - odpowiadam, wzruszając ramionami. Wciąż będąc, równocześnie zadowolona z podsłuchanej rozmowy. 
- Też się cieszę. Ale skoro mamy okazję w końcu porozmawiać to powiesz mi, gdzie znikasz ostatnio na całe dnie? Wczoraj wróciłaś bardzo późno, zaczynałem się już martwić - starałam się, jak najmniej przebywać w domu. Tak było mi łatwiej, znosić obecność Charlotte w tym miejscu. Dodatkowo nie mogłam znieść widoku Cedrica, który jakby robiąc mi na złość. Pracuje wyjątkowo mało i praktycznie codziennie od wczesnego popołudnia, jest już w domu.

Najczęściej więc odwiedzałam Emmę. Coraz lepiej się poznawałyśmy i można nawet powiedzieć, że chyba zaczynamy się zaprzyjaźniać. Wciąż jeszcze nie wiedziałam, jak poprawić ich warunki bytowe. W końcu przydałoby się im lepsze mieszkanie, ale nie mogłabym ukryć tak dużego przelewu gotówki i wszystko by się wydało. Dodatkowo Emma nawet nie chciała słyszeć o kupieniu dla nich mieszkania. Wciąż starała się być samodzielna, najbardziej jak tylko mogła. Więc na razie miałam związane ręce w tej kwestii. Nie zamierzałam jednak, tak łatwo odpuścić. 
- To trochę skomplikowane. Opowiem ci o wszystkim, gdy będziemy mieli na to więcej czasu.

O nic się nie martw, wszystko jest w porządku - uspokajam go, ale nie wydaje się być przekonany.
- Mam tylko nadzieję, że nie poznałaś nikogo nowego i to nie z nim spędzasz ten czas, kiedy cię nie ma - nie mogę powstrzymać swojego śmiechu.
- Nie wiem, jakim cudem wpadłeś na taki pomysł. Ale zapewniam cię, że nic podobnego nie ma miejsca. Nie musisz się obawiać i być zazdrosny - tłumaczę mu, wciąż rozbawiona jego podejrzeniami.
- W porządku, wierzę ci. Ale jesteś ostatnio, strasznie tajemnicza. Dzisiaj też wychodzisz? - pyta, chcąc poznać moje plany na resztę dnia.
- Tak, muszę się spotkać z osobą, która być może otworzy nam drzwi do wspólnego życia - miałam nadzieję, że moja intuicja mnie nie zawiedzie i dowiem się czegoś konkretnego od pani Grace. Oby tylko dzisiaj, była w nastroju do plotek. Inaczej ciężko mi będzie, cokolwiek z niej wyciągnąć.
- Naprawdę się zdecydowałaś? Jesteś pewna, że chcesz zostawić to wszystko? Wiesz, że nawet gdybym, nie wiem jak się starał. To nigdy nie zapewnię ci życia na takim poziomie, jaki masz teraz - patrzę na niego zaskoczona.
- Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak. Dobrze wiesz, że pieniądze nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Dla mnie nie ważne jest, gdzie będę mieszkać czy w jakich ubraniach będę chodzić. Liczysz się dla mnie tylko ty i zniosę wszystko, bylebyś tylko był przy mnie - zapewniam go.






Naszą rozmowę przerywa, pojawienie się Charlotte. Siada obok Richarda i całuje go na przywitanie w policzek. Mimo jej wcześniejszej rozmowy z Cedriciem, nie jest mi łatwo na to patrzeć. Wiedziałam, że jak najszybciej muszę rozwiązać wszelkie swoje problemy, aby ona nareszcie odczepiła się od Richarda.
- Może wyszlibyśmy, gdzieś razem wieczorem? Zaczyna mi się tutaj nudzić, przyda mi się jakaś rozrywka w dobrym towarzystwie. Co ty na to? - Charlotte pyta Richarda, uśmiechając się do niego słodko. Ignoruje przy tym kompletnie moją obecność. Widać wzięła sobie do serca, rady mojego narzeczonego.
- Może innym razem. Mam już plany na dzisiejszy wieczór - odpowiada jej, a ja oddycham z ulgą. Ciesząc się, że nie zgodził się na jej propozycje.
- Niby jakie? - brunetka nie daje za wygraną i próbuje się czegoś dowiedzieć.
- Nieważne. A teraz przepraszam, ale was opuszczę - Richard wstaje od stołu i zostawia nas same.





Charlotte patrzy na mnie wściekłym wzrokiem. Dostrzegając mój uśmiech.
- Jesteś pewnie zadowolona, co? Ale jeszcze się tak nie ciesz. W końcu zdobędę go, a wtedy zobaczymy, kto się będzie śmiał - ostrzega mnie, coraz bardziej poirytowana, że jej próby nie przynoszą większych rezultatów.
- Nie wiem, o co ci chodzi - udaję głupią i również postanawiam ją opuścić. Nie mając ochoty znosić dłużej obecności tej zapatrzonej w Cedrica intrygantki.




Rozglądam się po salonie pani Grace, czekając aż kobieta do mnie dołączy. Coraz bardziej zaczynam się denerwować, czekającą mnie z nią rozmową.
- Witaj, Amelio. Cieszę się, że jednak postanowiłaś mnie odwiedzić - siada na przeciwko mnie, patrząc na mnie przenikliwie. Jakby chciała poznać, wszystkie moje tajemnice za pomocą samego spojrzenia. Wiedziałam, że muszę zważać na każde słowo.
- Przepraszam, ale tamtego dnia wypadło mi coś ważnego. Mam nadzieję, że się pani nie gniewa i w niczym dzisiaj, pani nie przeszkodziłam - zaczynam grzecznie. Chcąc być uprzejmą.
- Oczywiście, że nie. Nie często miewam gości, więc twoje odwiedziny sprawiły mi dużą radość - zastanawiałam się, dlaczego wszyscy aż tak bardzo unikają tej kobiety. Przecież pani Grace, wygląda na przyjaźnie nastawioną do innych i jeśli nawet jest trochę zbyt ciekawska, to nie jest to coś, do czego nie można przywyknąć.




Wyciągam ze swojej torebki zaproszenie na swój ślub z Cedriciem. Z dużym przekonaniem, że do niego nigdy nie dojdzie. A pani Grace niestety, nie będzie mogła z niego skorzystać.
- Proszę, oto zaproszenie. Przepraszam, że tak późno, ale przy takiej ilości zaproszonych gości. Mama pominęła kilka osób - kłamię, doskonale wiedząc, że zrobiła to celowo.
- Dziękuję. Czuję się zaszczycona, że wręczasz mi je osobiście. Szkoda tylko, że twój narzeczony ci nie towarzyszy - uśmiecham się krzywo na wspomnienie o nim. On także, tak samo jak mama, nie znosił mojej rozmówczyni.
- Cedric jest bardzo zapracowany. Praktycznie na nic innego, nie ma czasu - może poza gnębieniem mojej osoby dodaję w myślach.
- Powinnaś mu powiedzieć, że nie samą pracą człowiek żyje. Teraz to tobie powinien, przede wszystkim poświęcać czas - coraz gorzej idzie mi udawanie, że jestem szczęśliwa z Cedriciem.
- Dziękuję za radę. Pomyślę nad tym - próbuję zakończyć ten temat, zanim powiem o kilka słów za dużo. Mam wrażenie, że ona już mi nie wierzy.






- Amelio, przypominasz mi swoim zachowaniem, twojego ojca z czasów młodości. On także, starał się wszystkich zadowolić z pominięciem siebie. Na całe szczęście, wrodziłaś się do niego, a nie swojej matki - w końcu rozmowa, zmierza we właściwym kierunku. Muszę to tylko teraz odpowiednio rozegrać.
- Co pani ma dokładnie na myśli? - pytam z udawanym niezrozumieniem. Doskonale wiedząc, że nie darzy mojej rodzicielki zbytnią sympatią.
- Wybacz, ale twoja mama jakoś od samego początku nie przypadła mi do gustu. Poznałam ją, gdy była już po ślubie z twoim ojcem. Ale ja od początku byłam przekonana, że dokonał złego wyboru. A ostatnio tylko utwierdziłam się w swoim przekonaniu. Przepraszam, nie powinnam tego mówić, zwłaszcza tobie. W końcu to twoi rodzice - mówi z autentycznym zawstydzeniem.
- Nie. Chcę to usłyszeć. Proszę mi powiedzieć, co pani wie - patrzę na nią błagalnie, będąc pewna że wie o czymś istotnym.




- Skoro naprawdę tego chcesz. Ale zacznę od początku, bo cała ta historia swoim początkiem sięga, kilkanaście lat wstecz. Jak pewnie wiesz, twój tata poznał Irene, czyli twoją mamę na studiach. Był na ostatnim roku, wraz ze swoim najlepszym przyjacielem - tatą Cedrica. Ona dopiero zaczynała studia. Poznali się przypadkiem, wpadając na siebie pomiędzy zajęciami. Frank zakochał się od pierwszego wejrzenia i po dzisiejszy dzień, nie widzi świata poza twoją mamą. Ale ona nigdy nie potrafiła, odwzajemnić jego uczuć. Przez długi, czas byli wyłącznie znajomymi. Trzymała go na dystans, a on robił wszystko, aby go nareszcie pokochała. Tylko, że Irene miała już inny obiekt westchnień. Był to w ojciec Cedrica. To w nim była zakochana. Problemem było, że on był już wtedy zaręczony ze swoją obecną żoną. I praktycznie, nie zwracał na nią uwagi, czego nie potrafiła zaakceptować. Jej miłość okazała się niemożliwa do spełnienia. Ku jej wielkiej rozpaczy. 
W dzień po ślubie rodziców Cedrica. W końcu zdecydowała się dać szansę twojemu ojcu, był dobrą partią i szalał z miłości do niej. Zapewnił jej bogactwo i dostatnie życie. W ten sposób, mogła być także, blisko swojego prawdziwego ukochanego. Nie ważne było nawet dla niej, że był mężem innej. 
Mijały lata, ale jej uczucia pozostawały niezmienne. Coraz więcej osób zaczynało je dostrzegać, ale twój ojciec pozostawał ślepy i nikogo nie słuchał. Wciąż dawał się wykorzystywać i spełniał każdą jej zachciankę. Ale Irene była wiecznie niezadowolona i starała się przebywać, jak najmniej w jego towarzystwie, oddając się innym rozrywką. 
Potem najpierw pojawił się Cedric, co przyjęła bardzo źle. W końcu to ona, chciała być na miejscu jego matki. Następnie urodziłaś się ty, ale od samego początku była wobec ciebie oziębła, tak samo zresztą jak dla Franka. Wciąż nieustannie szukała sposobu, jak zdobyć to o czym marzyła przez tyle czasu. I w końcu się jej udało. Wiem, że to co teraz usłyszysz, pewnie będzie dla ciebie trudne. Ale masz prawo wiedzieć. Może jeszcze nie jest za późno i uda ci się, coś zrobić, aby powstrzymać to szaleństwo. Amelia, twoja matka od ponad roku ma romans z Erwinem - ojcem Cedrica. A twoje zaręczyny i ślub są częścią ich planu do przejęcia pieniędzy twojego ojca. Widzisz majątek Erwina bardzo się skurczył w ostatnim czasie, więc zrobi wszystko, aby odzyskać swoją pozycję. Frank o niczym nie ma pojęcia i namawiany przez twoją matkę, zgadza się na każdy jej pomysł. Chociażby właśnie na twoje zaaranżowane zamążpójście. Wiem, że zostałaś do tego zmuszona i nie wychodzisz za mąż z miłości. Nie musisz, przede mną dłużej udawać - usłyszane słowa wprawiają mnie w tak duży szok, że nie jestem w stanie, wykrztusić z siebie choćby słowa. Moja własna matka, zdradza ojca z jego najlepszym przyjacielem, a ja posłużyłam jej jako środek do celu i zapewnienia bajecznego życia u boku jej wielkiej miłości. Dodatkowo wcale się z tym jakoś nie kryje, skądś w końcu pani Grace musiała się o tym dowiedzieć. Czegoś tak potwornego, nie spodziewałabym się nawet w najgorszych snach.
- To niemożliwe. To nie może być prawda - mój mózg, nie chce przyjąć do wiadomości, straszliwej prawdy. Mimo, że przyszłam tu z zamiarem znalezienia czegoś, przeciwko swojej matce. To o czymś takim, wolałabym chyba nie wiedzieć. 
- Przykro mi. To musi być dla ciebie szok. Wiedziałam, że nie powinnam ci o tym mówić - starsza kobieta, patrzy na mnie z wyraźnym zmartwieniem.





- Nie. Bardzo dobrze, że pani to powiedziała. To być może, uratuje mojego ojca i mnie. On także musi się o tym dowiedzieć. Gdy zajdzie taka potrzeba, powie pani mu to samo, co mi? - mnie mógł nie uwierzyć. Ale gdy bezstronna osoba, potwierdzi moją wersję, nie będzie miał wyjścia. Gdy pierwszy szok mija. Zostaje we mnie jedynie złość i nienawiść do własnej matki. Za wszelką cenę, musiałam jej przeszkodzić. Nie będę dłużej cierpieć, kosztem zaspokojenia jej chorych ambicji i pragnień. 
- Oczywiście, że to zrobię. I to z przyjemnością. Ani ty ani Frank, nie zasługujecie na takie traktowanie. Amelio, twój ojciec naprawdę cię kocha. Może nie potrafi tego okazać, ale tak jest. Jest po prostu pod dużym wpływem Irene. Kompletnie zaślepiony. Mimo to, wielokrotnie słyszałam, jak chwalił się w towarzystwie z takiej córki, jak ty. Jest naprawdę z ciebie dumny - zaskakują mnie te słowa. Myślałam, że jestem dla niego, takim samym ciężarem, jak dla swojej rodzicielki. To przez nią, nie mamy ze sobą praktycznie kontaktu. Odizolowała nas od siebie. Wyraźnie po to, aby zachować nad nami kontrolę. 
- Dziękuję za pomoc i powiedzenie prawdy. Jest pani zupełnie inną osobą niż wszyscy myślą. Niesprawiedliwe panią oceniają - okazuje się, że nie wszyscy w moim otoczeniu. Są skończonymi egoistami, dla których liczą się tylko pieniądze i własne zachcianki. Niektórzy mają jeszcze, jakieś zasady. 
- Ludzie od zawsze niesprawiedliwe oceniają innych, praktycznie ich nie znając. Już dawno przestałam z tym walczyć i przejmować się ich opinią. Tak jest zwyczajnie łatwiej - wiedziałam, że w tej kwestii ma rację. 




Wychodząc z domu pani Grace. Niezwłocznie dzwonię na prywatny telefon swojego ojca. Nie pamiętam, kiedy ostatnio dzwoniłam na ten numer. Ze zniecierpliwieniem czekam, aż w końcu odbierze.
- Słucham - zaczyna na powitanie.
- Cześć, tato - staram się brzmieć normalnie. Ale rewelacje, których się niedawno dowiedziałam, wciąż we mnie tkwią.
-Amelia? Cieszę się, że cię słyszę. Co u ciebie? - pyta z nutą zainteresowania w głosie. Co było dość niespotykane. Od kiedy pamiętam, towarzyszył mu znudzony ton głosu. Jakby rzeczywistość, kompletnie go nie interesowała. 
- Nic nowego. Chciałam się dowiedzieć, kiedy wracasz. Mama mówiła mi, że musiałeś wyjechać, a muszę się z tobą pilnie spotkać. To naprawdę ważna sprawa - mam nadzieję, że tym razem mnie nie zlekceważy.
- Wracam za trzy tygodnie. Wtedy możemy się zobaczyć. Amelia, stało się coś, słyszę że jesteś zdenerwowana - próbuje się czegoś dowiedzieć.
- To nie jest rozmowa na telefon. Wszystko ci powiem, gdy się spotkamy. Będę kończyć, do zobaczenia - rozłączam się. Obawiałam się, jak zniesie prawdę gdy w końcu ją pozna. To będzie dla niego na pewno, trudne do przyjęcia. Przecież kochał moją matkę, najbardziej na świecie. 






Wracam do domu z nadzieją, że za trzy tygodnie mój koszmar dobiegnie końca. Dwadzieścia jeden dni - tyle jeszcze, musiałam wytrzymać. I mimo, że była to upragniona od dawna dla mnie chwila, to wszystko o czym się dzisiaj dowiedziałam. Nie pozwala mi się tym do końca cieszyć. Ogarnia mnie przygnębienie.
W końcu, tyle osób zostanie zranionych, gdy prawda wyjdzie na jaw. Mój tata, mama Cedrica. A być może nawet sam Cedric. Nie mam pojęcia, jak on zareaguję gdy dowie się prawdy. Może jest zapusty do szpiku kości, ale na pewno mu się nie spodoba, że stał się narzędziem w rękach swojego ojca.
Dodatkowo wciąż nie daje mi spokoju los Emmy i Toma. To kolejne osoby, które płacą wysoką cenę za bezwzględne zasady, jakie panują w naszym zamkniętym i hermetycznym świecie.
Wszyscy dookoła mnie, mieli swoje tajemnice i sekrety, które niszczyły życie wielu osobą. Byłam tym wszystkim wykończona. Nie wiedziałam już, komu mogę ufać. A co najgorsze, nie potrafiłam przewidzieć, kto będzie następną osobą, która zrani mnie swoim zachowaniem. Praktycznie wszyscy byli zdolni do tego, a ja byłam wyjątkowo łatwym celem.