Przekręcam
się z boku na bok, obserwując jak noc powoli, przeradza się w
blady świt. Nadchodził kolejny dzień, wyjątkowo pięknego lata.
Podczas ostatnich godzin, nie udało mi się zasnąć nawet na
chwilę. Wiedziałam, że było to spowodowane wyprowadzką Richarda.
Mimo, że od dawna miałam tego świadomość. Wciąż nie potrafiłam sobie do
końca poradzić z tym faktem, że za chwilę jego już tutaj nie
będzie. Zbyt mocno przyzwyczaiłam się do jego obecności.
Nauczyłam, że zawsze mogę na niego liczyć, a on pomoże mi we
wszystkim. Czułam się też dużo lepiej i bezpieczniej ze
świadomością, że zawsze był gdzieś w pobliżu. Za to teraz,
będę musiała sobie radzić sama. Mimo, że nie miało to długo
potrwać, bo prawdopodobnie tylko kilka dni. Do powrotu mojego ojca,
kiedy to miałam raz na zawsze zakończyć tą farsę.
Ale
to i tak mnie nie uspokajało. Nie potrafiłam pozbyć się
wewnętrznego niepokoju, który prześladował mnie już od kilku
dni. Bez żadnego większego powodu. W końcu, wszystko względnie
się układało. A atmosfera była nawet lepsza niż kilka tygodni
temu. Dlaczego więc, aż tak bardzo się
niepokoiłam?
Przecież Cedric nie
podejrzewał, że okłamałam go ze swoim wyjazdem. Ostatnio
najczęściej ignorował moją obecność, zajmując się samym sobą.
Był pewien, że pogodziłam się ze swoim losem i z pokorą wyjdę
za niego. Przestał mnie dlatego kontrolować i praktycznie zwracać
uwagę na moją osobę.
A odkąd Charlotte się wyprowadziła,
wrócił do swoich codziennych przyzwyczajeń i wraca do domu nad
ranem albo wcale. Cieszyłam się, że ta dziewczyna nareszcie stąd
zniknęła. Bez osiągnięcia swojego celu. Zapewne była tym, faktem
bardzo niepocieszona. W przeciwieństwie do mnie, ponieważ dzięki
temu, otrzymałam ostateczny dowód, że jest sens walki o moją
miłość.
Dzięki splotowi tych wszystkich sprzyjających
mi wydarzeń. Znów mogłam spędzać więcej czasu z Richardem.
Starałam się więc wykorzystać te chwile, najlepiej jak tylko
umiałam. Tym bardziej, że Maria w ostatnim czasie, nie czuła się
najlepiej i wzięła krótki urlop. Tym samym to ja, przejęłam
większość jej obowiązków. Ale nie przeszkadzało mi to.
Niestety
od dzisiaj wszystko się zmieni, a ja zostanę tutaj praktycznie
sama. Skazana wyłącznie na towarzystwo Cedrica, na którego nie
mogłam czasami już patrzeć. Odliczając kolejne minuty do dnia,
kiedy będę mogła w końcu stąd odejść.
Nie
widząc dalszego sensu w próbie zaśnięcia, wstaję z łóżka.
Po wykonaniu wszystkich niezbędnych porannych czynności, schodzę
na dół z zamiarem zrobienia sobie kawy, która bardzo mi się
przyda w przetrwaniu tego dnia, po bezsennej nocy.
Wchodząc
do kuchni, natykam się w niej na Cedrica, który pije łapczywie
wodę z butelki, opróżniając jej zawartość, praktycznie do dna.
Zapewne wrócił dosłownie przed chwilą z jakiejś mocno zakrapianej
imprezy. Jego styl życia, robił się coraz gorszy. Tracił zupełnie
kontrolę nad sobą i własnym życiem. A ja odkąd dowiedziałam się
o istnieniu Emmy i Toma, nie próbowałam nawet na niego wpłynąć i
namawiać na zmianę. Był beznadziejnym przypadkiem, kompletnie
zatraconym w pogoni za zgromadzeniem, jeszcze większego majątku niż
aktualnie posiadał.
- Nie możesz biedaczko spać, czy
próbujesz mnie szpiegować? - Cedric patrzy na mnie z niechęcią,
wyraźnie zdenerwowany. Mój narzeczony widocznie z czymś sobie
ostatnio nie radził. Był nieustannie poddenerwowany i coraz mniej
pewny siebie.
- Niby w jakim celu? Już dawno ci powiedziałam,
że nie interesuje mnie nic, co ma związek z tobą - odpowiadam mu
obojętnie. Wyciągając kubek z szafki.
- Może powinno zacząć.
Do cholery, za trzy tygodnie bierzemy ślub. Interesy w firmie idą
coraz gorzej, a twój kochany ojciec, ani myśli połączyć ze sobą
nasze przedsiębiorstwa. Nie wiem, jak to zrobisz, ale masz go do
tego przekonać, gdy tylko wróci - cieszyłam się z takiego obrotu
sprawy. Widocznie mój tata, jeszcze nie stracił do końca zdrowego
rozsądku i dzięki temu, być może uda się mu ocalić, dobytek
swojego życia.
- Po tym wszystkim, co mi zrobiłeś. Śmiesz
mnie prosić o takie rzeczy? Sam narobiłeś bałaganu, to teraz go
posprzątaj. Nieumiejętnie zarządzasz firmą, to i przynosi straty.
Skup się bardziej na niej, zamiast na zdobywaniu kolejnych kochanek
- nie miałam zamiaru mu w niczym pomagać. Zresztą za chwilę, nie
będzie mnie to już w ogóle dotyczyć.
- Uważaj na słowa. Bo
kiedyś naprawdę się doigrasz. Nie myśl sobie, że po ślubie
będziesz miała tutaj, cokolwiek do powiedzenia. Więc radzę ci,
powoli próbować utemperować swój język i nareszcie zacząć się
mnie słuchać - patrzy na mnie groźnie, próbując wzbudzić
strach. Nie reaguję na to w żaden sposób. Miałam dość, słownych
potyczek z nim. Nieprowadzących do niczego konkretnego. Cedric
czasami zachowywał się jak małe, rozpuszczone dziecko. Myślące,
że dostanie wszystko o czym tylko sobie zamarzy. Uważał, że świat
kręci się jedynie wokół niego.
-
Nie myśl, że już z tobą skończyłem. Mamy do omówienia, jeszcze
jedną sprawę. Dlatego zrób przyzwoitą kolację i czekaj na mnie
wieczorem. Tylko tym razem, naprawdę postaraj się ugotować coś,
nadającego się do zjedzenia. Jeśli Maria nie wróci w najbliższym
czasie, wykończę się tutaj. Idę się trochę przespać, za kilka
godzin muszę być w pracy. Ktoś w końcu w tym domu, musi zadbać o
zarabianie pieniędzy - wychodzi, zostawiając mnie samą. A ja
staram się uspokoić, ponieważ znowu udało się mu, wyprowadzić
mnie z równowagi. Nawet moje zdolności kulinarne musiał podważyć,
choć nikt poza nim, nie miał im nic do zarzucenia.
Nie miałam
pojęcia, czego on jeszcze może ode mnie chcieć. Wiedziałam za to,
że co by to nie było. Na pewno się na to nie zgodzę.
-
Naprawdę musisz się już dziś wyprowadzać? - pytam cicho
Richarda. Gdy przyglądam się, jak pakuje swoje rzeczy do walizki.
Starałam się zachować spokój, ale im bardziej zbliżał się ten
czas, tym większy ogarniał mnie smutek i niepewność, czy dam
sobie tutaj radę sama.
- Amelia, przecież rozmawialiśmy już
o tym tyle razy. Choć bardzo bym chciał, wiesz że nie mogę
dłużej tego przeciągać. Pojutrze wracam do treningów. Za to ty,
wciąż możesz odejść stąd, razem ze mną - wiedziałam o tym
doskonale, ale równocześnie też, że nie mogę się na to
zgodzić.
- Choć naprawdę bardzo bym chciała, to jest to
niemożliwe. Rozumiem także, że nie możesz tu zostać. Zwyczajnie
po prostu, już za tobą tęsknię. Nie wiem, jak wytrzymam te kilka
następnych dni - mówię szczerze. Przytulając się do niego.
-
Mi też będzie ciężko, ale musimy jakoś przetrwać. To się
niedługo skończy i nikt nas już nie rozdzieli. Wszystko będzie
dobrze. Musisz w to tylko uwierzyć - próbuje mnie pocieszyć. A ja
jedyne czego chciałam to, żeby było już po
wszystkim. Chciałam stać się wolna i przestać być
uzależniona od swojej rodziny.
Po
południu, gdy nadchodzi czas naszego pożegnania. Staram się
powstrzymać łzy, które napływają mi do oczu. Nie rozumiałam
samej siebie. Przecież nie żegnaliśmy się na zawsze. Wiedziałam,
że będę mogła, praktycznie w każdej chwili się z nim zobaczyć.
A za niecały tydzień, mieliśmy zamieszkać razem. Jednak to
wszystko i tak nie pomagało. W tej chwili liczyło się wyłącznie
to, że za chwilę jego zabraknie przy mnie.
-
Uważaj na siebie. Gdyby tylko coś się działo, od razu do mnie
zadzwoń, dobrze?- Richard przygarnia mnie do siebie i zamyka w
uścisku swoich ramion.
- Postaram się. Poza tym, spróbuję
się w ciągu najbliższych kilku dni stąd wyrwać i zobaczyć z
tobą. Obiecaj mi tylko, że przetrwamy wszystkie przeciwności,
jakie na nas czekają i zaczekasz na mnie - proszę praktycznie
łamiącym się głosem.
- Obiecuję. Kocham cię i tylko to się
teraz dla mnie liczy - patrzy mi prosto w oczy i łączy nasze usta w
pocałunku. Staram się zawrzeć w nim, wszystkie swoje uczucia. Całą
swoją miłość i obawy o naszą przyszłość.
- Idź już,
zanim całkowicie się rozkleję i nigdzie cię nie puszczę.
Powodzenia na treningach. Zadzwonię wieczorem, kocham cię - całuję
go ostatni raz, po czym Richard opuszcza dom.
Przez
dłuższą chwilę, wpatruję się w drzwi prowadzące na zewnątrz.
Nie potrafiąc dłużej, powstrzymywać swoich łez. Staram się
opanować, ale nie przynosi to większych rezultatów. Wiedziałam,
że muszę się wziąć w garść i doprowadzić swój plan do końca.
Niestety dodatkowo, nastroju nie poprawia mi przypomnienie sobie o
czekającej mnie dziś wieczorem rozmowie z Cedriciem. Która na
pewno, nie przyniesie mi niczego dobrego.
Następne
godziny spędzam w kuchni, starając się zająć czymś swoje
myśli. Przygotowuję kolację, ale wcale się zbytnio nie staram.
Nie miałam już dla kogo. Najchętniej więc, wrzuciłabym całe
opakowanie chili do aktualnie gotującej się zupy. Podając ją
następnie z nieukrywaną satysfakcją Cedricowi. Należało mu się
za wszystko, czego się dopuścił w ostatnim czasie.
Podczas
nakrywania do stołu. Starałam się nie rozpamiętywać, wspólnie
spędzonych chwil z Richardem. Ale nie jestem w tym zbyt
przekonująca. Wszytko dookoła mi o nim przypomina, przez co jeszcze
bardziej zaczynałam odczuwać brak jego obecności. To z nim
powinnam zjeść tą kolację, tak samo jak to on powinien być moim
narzeczonym. Niestety w moim pokręconym życiu, nic nie było tak
jak należy.
Punktualnie
o dziewiętnastej. Cedric wraca do domu. Dziwi mnie to,
gdyż nigdy nie grzeszył punktualnością. Czekam na niego w
jadalni, chcąc ten wieczór mieć, jak najszybciej za sobą.
Przekracza jej próg, witając mnie z ironicznym uśmiechem.
-
Nareszcie jesteśmy sami i wszystko wróciło do normy. Nie cieszysz
się na romantyczny wieczór ze swoim ukochanym narzeczonym, skarbie?
- Cedric zajmuje miejsce obok mnie, a nie jak to miał w zwyczaju po
drugiej stronie.
-
Daruj sobie ten sarkazm i przejdź do sedna. Czego znowu ode mnie
chcesz? - patrzę na niego wyczekująco, czując się niepewnie w tak
bliskiej odległości od niego.
- Kto ci powiedział, że to był
sarkazm? Może pytałem szczerze? - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i
przerażeniu. Kładzie swoją dłoń na moim udzie, ściskając
je delikatnie.
Jego
dotyk jest dla mnie nie do zaakceptowania i wywołuje obrzydzenie. W
sekundę więc, odsuwam swoje krzesło w bok, zrzucając
jego rękę z siebie. Coraz bardziej, zaczynałam się go obawiać. A
zwłaszcza tego, że byliśmy sami.
-
Do reszty zwariowałeś? Co ty wyprawiasz? Mówiłam ci już
wielokrotnie, żebyś nigdy więcej mnie nie dotykał - próbuję
zachować spokój i nie dać po sobie poznać, że się go zwyczajnie
boję.
- Przypominam ci, że jesteś moją narzeczoną i mam do
tego prawo. Poza tym moi rodzice, coraz bardziej nalegają na wnuka.
Uważają, że powinien się pojawić, jak najszybciej. A ja
podzielam ich zdanie. Chcieliby się w
końcu doczekać dziedzica i zostać dziadkami. To o tym,
chciałem z tobą porozmawiać - nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.
Przecież to jakiś kompletny absurd. Ostatkami sił
powstrzymuję się przed powiedzeniem, że oni już mają wnuka,
który jest im kompletnie obojętny. A innego w najbliższym
czasie na pewno nie dostaną. A przynajmniej, ja im go nie urodzę.
-
Czy wy wszyscy, postradaliście zmysły? Dziecko? Z tobą? Możesz o
tym zapomnieć. W życiu się na to nie zgodzę. Tak samo, jak na to
żebyś jeszcze kiedykolwiek, zbliżył się do mnie w taki sposób.
Nigdy nie wybaczę ci tamtej nocy - wstaję z zajmowanego miejsca z
zamiarem zakończenia tej rozmowy. Niestety Cedric nie zamierza
odpuścić. Łapie mnie za rękę i przypiera do ściany,
uniemożliwiając drogę ucieczki.
-
Chciałem zrobić to po dobroci i za twoją zgodą. Myślałem, że
dojdziemy do porozumienia, ale z tobą się chyba nie da. Na co ty
liczyłaś? W końcu to było chyba do przewidzenia, że będziemy
mieli ze sobą dzieci. Ale jeśli masz zamiar się stawiać, to
proszę bardzo. I tak mnie to nie powstrzyma, a będziesz tylko
cierpieć. Zastanów się więc dobrze, bo zaczniemy starania o
powiększenie rodziny od dzisiaj - patrzę na niego z przerażeniem,
gdy brutalnie wpija się w moje usta. Próbuję go od siebie
odepchnąć, ale jest zbyt silny. Mimo wszystko, staram się mu
wyrwać, czując jak łzy spływają z moich policzków strumieniami.
To się nie mogło tak skończyć, nie zrobi mi czegoś, jeszcze
gorszego niż kiedyś. Nie teraz, kiedy wszystko zaczynało się
powoli układać, a ja uporałam się z tamtymi okropnymi dla
mnie wydarzeniami. Gdy tracę już resztki nadziei, że uda mi się
to powstrzymać i zaczynam się z tym powoli godzić, że zmusi mnie
do współżycia z nim. Opatrzność losu, daje o sobie znać.
Telefon Cedrica zaczyna dzwonić, a on ku mojemu szczęściu i uldze.
Odsuwa się ode mnie. Po czym go odbiera.
Wciąż
będąc w szoku po tym, co przed chwilą się tu wydarzyło. Nie
potrafię ruszyć się z miejsca, a mój płacz przybiera na sile.
-
Masz szczęście. Dzwonił ważny klient. Muszę się z nim za chwilę
spotkać. Masz więc trochę czasu, aby to wszystko sobie przemyśleć.
Naprawdę chcesz, żeby to wyglądało tak, jak przed chwilą?
Przecież, gdybyś nie była taka uparta, mogłoby nam być nawet
przyjemnie. Skończ udawać taką nieprzystępną i pogódź się
z tym, że taka jest kolej rzeczy - patrzę na niego z wypisaną
na twarzy nienawiścią. Nie mogąc uwierzyć, że był w stanie
posunąć się do tak podłej rzeczy. Dodatkowo nie widzi w tym
nic złego.
Gdy tylko zamykają
się za nim drzwi. Wiedziałam, że nie mogę tu dłużej zostać.
Przynajmniej, nie tej nocy. Wbiegam więc w pośpiechu na górę,
zabierając tylko torebkę. Robię wszystko mechanicznie i
w kompletnym amoku. W myślach nieustannie odtwarzając, to
wstrząsające dla mnie wydarzenie. I jakie mogło ono nieść za
sobą konsekwencje, gdyby tylko ten telefon nie zadzwonił w tamtym
momencie.
Przemierzam dobrze znaną mi
drogę. Starając się, jakoś uspokoić. Byłam cała roztrzęsiona
i przestraszona. Nie miałam pojęcia, jak wytrzymam pod jednym
dachem, kolejne dni z Cedriciem. Co zrobię, gdy on znowu spróbuje
zmusić mnie do tego, co prawie dzisiaj mu się udało? Po raz
kolejny, zniszczył we mnie bezpowrotnie, jakąś cząstkę
mojego szacunku do samej siebie. Nie mogłam znieść tego, że byłam
za słaba, aby przerwać to wszystko wcześniej. I zbyt długo
pozwalałam, sterować swoim życiem. Będąc w nim wyłącznie
bierną marionetką. Aż doprowadziło mnie to do czegoś
takiego.
Pukam do drzwi. Mając
nadzieję, że zastanę w domu. Jedyną osobę, do której mogłam
się teraz zwrócić.
Na szczęście po chwili
się one otwierają, a ja dostrzegam zaskoczoną Emmę.
Wpatrującą się we mnie z uwagą.
-Amelia, coś się
stało? - pyta, a ja wybucham po raz kolejny, głośnym płaczem.
Będąc w kompletnej rozsypce. Nie radziłam sobie ze swoim
własnym życiem.
- Mogę zostać dzisiaj u ciebie na noc?
- pytam, głośno szlochając. Nie potrafiąc się uspokoić.
-
Oczywiście, wejdź - zaprasza mnie do siebie. A ja jestem jej
niezmiernie wdzięczna. Gdyby nie ona, nie mam pojęcia, co by
się ze mną stało.
Emma stawia
przy mnie kubek z gorącą herbatą. Patrząc na mnie ze
zmartwieniem. Wiedziałam, że wyglądam fatalnie, a jeszcze gorzej
się czułam.
Zbieram się w końcu na odwagę i opowiadam jej
wydarzenia, które miały miejsce dzisiejszego wieczoru.
- Tak
mi przykro. Cedric kompletnie postradał zmysły. Nie powinnaś tego
tak zostawić. On w końcu, musi ponieść konsekwencje swoich czynów
- dziewczyna stara się przekonać mnie do tego, że Cedric nie może
być dłużej bezkarny.
- I co powiem, że mój własny
narzeczony chciał mnie siłą zmusić, abym się z nim przespała?
Przecież nikt mi nie uwierzy i tylko się ośmieszę - byłam pewna,
że to by się tak właśnie skończyło. W końcu dla
postronnych osób, byłam z nim z własnej i nieprzymuszonej woli.
-
Ale przynajmniej powinnaś powiedzieć o tym Richardowi. On ma prawo
wiedzieć - patrzę na nią ze strachem.
- On nie może się o
tym nigdy dowiedzieć. Pod żadnym pozorem. Nie darowałby
tego Cedricowi i narobił tym samym, sobie problemów. Nie dopuszczę
do tego - nie mogłam pozwolić, żeby przeze mnie ucierpiał. Dość
już i tak namieszałam w jego życiu.
- Zrobisz jak
uważasz, ale nie podzielam twojego zdania - na szczęście cichy płacz Toma,
przerywa naszą rozmowę. Jestem mu za to wdzięczna.
Po
jakimś czasie, czuję jak emocje we mnie zaczynają opadać i dopada
mnie zmęczenie.
Kładę się więc na łóżku, przygotowanym
mi przez Emmę i po chwili staram się zasnąć. Próbuję wyrzucić
z głowy, wspomnienia dzisiejszego dnia. Ale one
wciąż, tkwią mi przed oczami. W końcu będąc kompletnie
wykończona, mimowolnie zasypiam. Ze strachem, co zrobię, gdy
nadjedzie poranek.