Stoję
przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Moja twarz nie
wyraża żadnych emocji, oczy już dawno zostały pozbawione blasku,
który jeszcze kilka lat temu, dostrzegałam w
nich za
każdym razem. Wtedy
posiadałam wiarę, że sama pokieruję swoim życiem i wszystko
potoczy się w zupełnie innym kierunku. Łudziłam
się, że rodzina pozwoli mi odnaleźć moją własną drogę, którą będę podążać. Stało się jednak, zupełnie na odwrót.
Mimo
wszystko, starałam się dzisiaj wyglądać, jak najlepiej. Sama do końca nie
wiedząc, dlaczego. Przecież nie miałam żadnego powodu, aby się
stroić.
Uśmiecham
się smutno do siebie, słysząc delikatne pukanie do drzwi. Mam
nadzieję, że ujrzę za nimi Richarda i razem poczekamy na dole na
zjawienie się Cedrica. Lubiłam
spędzać czas w jego towarzystwie.
Niestety
z chwilą ich otwarcia, doznaję dużego rozczarowania. Staję twarzą w
twarz ze swoim narzeczonym. Nie spodziewałam się, że postanowi
pojawić się wcześniej. Zapewne zrobił to, bo pilnie czegoś ode
mnie potrzebuje. Byłam prawie pewna, że ma w tym wszystkim jakiś
interes. W przeciwnym wypadku, nie próbowałby mnie
dzisiaj przepraszać.
-
Witaj, Amelio. Chciałbym chwilę z tobą porozmawiać, zanim Maria
poda kolacje. Przy
okazji, podobno
bardzo niemiło ją dzisiaj
potraktowałaś,
ale o tym pomówimy później
- wchodzi do środka, próbując pocałować mnie w policzek na
przywitanie, ale odsuwam się od niego. Wzbudzając u niego
zdezorientowanie. Jak widać, nie tego się spodziewał. Myślał, że
kwiaty i jakaś błyskotka, której nawet jeszcze nie otworzyłam,
załatwiły sprawę.
-
A więc słucham. Czego ode mnie znowu potrzebujesz? - patrzę na
niego z wyczekiwaniem. Nie
mając zamiaru ukrywać, że po raz kolejny przejrzałam jego plany.
Wcale nie miałam ochoty na żadną rozmowę z nim.
-
Chciałbym, żebyś porozmawiała ze swoim ojcem, aby wspomógł mnie
finansowo. Mam zamiar zainwestować sporą sumę pieniędzy w trochę
ryzykowne przedsięwzięcie, dlatego proszę cię o pomoc - mam
wrażenie, że się przesłyszałam.
A więc całe to przedstawienie, służyło wyłącznie próbie
nakłonienia mnie do zdobycia dla niego pieniędzy. I to na pewno w
kwocie, przynajmniej kilku milionów. Za chwilę będę musiała go,
niestety
srogo rozczarować.
-
Zapomnij. Nie będę go o nic prosiła. Zwłaszcza w twojej sprawie.
Poproś swoich rodziców o pomoc, na pewno bez problemu ci je dadzą
- odpowiadam ze złością. Nie mogłam uwierzyć, że po wczorajszej
awanturze. Miał tupet w ogóle poruszyć taki temat. Poza tym, nie
miałam zamiaru marnotrawić rodzinnych pieniędzy na jego fanaberie.
Może nie miałam najlepszego ojca pod słońcem, ale całe życie
poświęcił na dojście do tego, gdzie jest teraz. Czasami ciężką
pracą i
niemałym trudem. Na pewien sposób podziwiałam go za tą upartość
i wytrwałość, którymi dążył do osiągnięcia swoich celów.
-
Już ich
prosiłem.
Ale nic z tego. Ojciec uznał, że ta inwestycja przyniesie wyłącznie
straty i nic mi nie da. Ale on się myli i jeszcze mu to udowodnię
- Cedric jest przekonany o swojej nieomylności, ale ja jestem
bardziej skłonna uwierzyć w przewidywania jego ojca. On znał się
na finansach, dużo lepiej niż jego syn.
-
W takim razie przykro mi, ale będziesz sobie musiał odpuścić tą
inwestycję. Albo znaleźć jej źródło, gdzie indziej
- widzę, jak ogarnia go wściekłość na moje słowa. A ja zaczynam
się bać, że sytuacja z wczorajszego wieczoru, znowu się powtórzy.
-
Czy ty choć raz możesz zrobić, o co cię proszę? Przydaj się w
końcu na coś. Czy
jedna rozmowa, będzie kosztowała cię, aż tak dużo?
Ostrzegam cię, że jeśli nie spełnisz mojej prośby, to gorzko
tego pożałujesz - grozi, myśląc że w ten sposób coś zyska.
-
Powiedziałam, że tego nie zrobię. I żadne twoje słowa, nie
zmienią mojego zdania. Więc radź sobie sam - wychodzę z pokoju,
zostawiając go samego. Nie mam zamiaru tym razem ustąpić i zrobić
tego,
czego ode mnie oczekuje.
Schodzę
na dół, obserwując jak Maria nakrywa do stołu z uśmiechem
satysfakcji na ustach. Domyślam się, że to z powodu mojego
wcześniejszego zachowania. W końcu dałam jej powód do narzekania
na moją osobę. Odegrała na pewno świetnie, swoją rolę pokrzywdzonej
przed
Cedriciem.
Wchodzę
do salonu, aby nie musieć dłużej na nią patrzeć. A
najchętniej wyszłabym w ogóle z tego domu i odpuściła sobie dzisiejszy
wieczór.
Staję
obok okna, wpatrując się w widok za nim. Podziwiając ostatnie
promienie zachodzącego słońca. Z każdą sekundą, zaczynałam się
coraz bardziej denerwować.
-
Idziesz? Cedric już czeka. Niestety jest w
bardzo
złym
humorze, chyba coś nie poszło po jego myśli - Richard staje obok
mnie.
-
Nawet wiem, co. Czuję, że to będzie okropny wieczór - wzdycham
tylko, przygotowując się na najgorsze.
-
Nie martw się, jakoś to przetrwamy. Nas
jest dwoje, a on tylko jeden. Więc mamy przewagę
- posyła w moją stronę pocieszający uśmiech, a następnie
wspólnie udajemy się do jadalni. Chciałabym
posiadać jego optymizm.
Już
na samym wstępie, wita nas zjadliwy uśmieszek Cedrica, który
zajmuje honorowe miejsce przy stole. Zapewne czuje się, jak władca
który w akcie łaski, dotrzymał towarzystwa swoim podwładnym.
Chwilami
jego wybujałe ego, stawało się naprawdę nie do wytrzymania.
-
Proszę, proszę. Któż
to
się nareszcie,
raczył pojawić. Kolacja w takim towarzystwie to dla mnie zaszczyt.
Witam moją wspaniałą narzeczoną oraz mojego ulubionego kuzyna.
Richard, mam nadzieję że dobrze się czujesz w moim domu i niczego
ci nie brakuje. W końcu, bardzo się o to starałem i
dopilnowałem wszystkiego z najmniejszymi szczegółami
- kpina wprost wylewa się z jego słów.
-
Dziękuję za twoją troskę. Wszystko jest w jak najlepszym porządku
- Richard odpowiada mu ze spokojem, nie dając się wciągnąć w
jego gierki. Tak, jak mi obiecał. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Zajmuje miejsce naprzeciwko
mojego. Posyłając w moją stronę, ukradkiem uśmiech.
-
Cieszę się. A jak tam twoje osiągnięcia? Nadal nic specjalnego? -
mój narzeczony, pyta z udawanym zmartwieniem. Tego właśnie się
obawiałam. Byłam przekonana, że nie
odmówi
sobie podobnych
komentarzy.
-
A twoja firma? Ostatnio obiło mi się przypadkiem o uszy, że
zanotowała
jakieś poważne straty. Za czasów, gdy to wujek sprawował nad nią
władzę, coś podobnego w ogóle nie miało miejsca - Richard wcale
nie pozostaje Cedricowi dłużny i uderza w jego czuły punkt. Od
jakiegoś już czasu kondycja
finansowa, rodzinnej firmy Cedrica pozostawiała dużo do życzenia.
A to z powodu, jego nie umiejętnego zarządzania.
Na
szczęście ich dyskusje, która nie skończyłaby się dobrze, przerywa Maria podając przygotowane przez
siebie potrawy. Przynajmniej
raz się na coś przydała.
Przez
dłuższy czas, panuje między nami cisza. Przerywana
jedynie, delikatnym odbijaniem się sztućców od talerzy.
Gdy już myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, pomimo
napiętej atmosfery i sztucznej uprzejmości. A
wieczór upłynie w miarę znośnie.
Cedric porusza temat, który na
pewno nie
doprowadzi do niczego dobrego.
-
Amelia, w przyszły weekend Laura i Olivier, zaprosili nas do swojej
posiadłości, więc przygotuj się na krótki wyjazd - słysząc
imiona jego przyjaciół, momentalnie zamieram. Doskonale wiedział,
że mnie nie znoszą. Zresztą z wzajemnością. Z całego otoczenia
Cedrica, to oni byli najgorsi. A zwłaszcza
Laura. Za każdym razem, starała się udowodnić swoją wyższość
nade mną. Biegała za Cedriciem, mimo że była już dawno po ślubie
z Olivierem. Razem z moim narzeczonym, byli
siebie warci.
Dla mnie mogła go sobie wziąć, nawet teraz. Przynajmniej
raz na zawsze, bym się od niego uwolniła.
-
Chyba takie rzeczy, powinieneś ustalić najpierw ze mną,
nie sądzisz? Nie mam zamiaru być na ich łasce przez dwa dni, więc
zapomnij o tym. Poza tym mamy gościa - mimowolnie spoglądam na
Richarda, który przysłuchuje się naszej rozmowie.
-
Ale on świetnie sam sobie poradzi albo odwiedzi w tym czasie swoją
rodzinę. Prawda?
Przypominam,
że to mój dom, a ty jesteś moją narzeczoną i będziesz robiła
to, co ci każę. Dlatego bez żadnego sprzeciwu pojedziesz
tam ze mną, zrozumiano? - Cedric znowu próbuje udowodnić, kto
tutaj rządzi. Rości sobie coraz więcej praw i myśli, że wszystko
mu
wolno.
-
Przestań jej w końcu rozkazywać. Amelia nie jest twoją własnością
- nieoczekiwanie Richard dołącza do naszej rozmowy. Obrzucając
Cedrica bardzo nieprzychylnym spojrzeniem.
-
Nie wtrącaj się. To nie jest twoja sprawa. A ja będę robił, to
co uważam za słuszne - odpowiada mu z jeszcze większą
wściekłością niż mnie chwile
wcześniej.
-
Na pewno nie w mojej obecności. Nie pozwolę ci wyładowywać na
niej twoich
frustracji. Ona sobie zwyczajnie,
na to
nie zasłużyła - podniesiony głos Richarda, utwierdza mnie w przekonaniu, że
również on
jest
zdenerwowany.
-
Znalazł się obrońca. Jak ci tak na niej zależy, to sobie ją weź
i tak jest bezużyteczna. A nie, przepraszam. Jesteś dla niej za
biedny i odpadasz już na samym wstępie. Jej
rodzice mierzą wysoko. Prawda,
Amelio? - Cedric patrzy na mnie z wyższością. Wyraźnie zadowolony
ze swoich słów i położenia w jakim się znalazłam. Wiedział, że
ma nade mną władzę i sprawiało mu to chorą satysfakcję. Chciał,
żebym przyznała mu rację. Ale w żadnym wypadku, tego nie zrobię.
-
Nie mam zamiaru z tobą dłużej rozmawiać, jesteś okropny.
Zupełnie nie liczysz się ze swoimi
słowami
i z tym, że możesz kogoś urazić. Dziękuję bardzo za taką
kolację. Sam sobie ją dokończ - bez słowa wychodzę z jadalni, na
nic nie zważając. Miałam już zwyczajnie dość, że każda moja
rozmowa z Cedriciem kończyła się awanturą. My kompletnie do
siebie nie pasowaliśmy, to się od
samego początku, zwyczajnie
nie mogło udać. Szkoda tylko, że moich rodziców kompletnie to nie
interesuje.
Wychodzę
do ogrodu, jedynego miejsca w tym domu. Które nie wzbudza u mnie
negatywnych emocji. Próbując się uspokoić. Cedric po raz kolejny,
zachował się skandalicznie. Wiedziałam, że zrobił to wszystko w
ramach zemsty za brak mojej pomocy i wstawiennictwa
za nim u mojej rodziny, aby podarowali mu oczekiwaną przez
niego
kwotę. Z każdym dniem, czułam do niego tylko
większą odrazę. Nie rozumiałam, co mu dawało wprowadzanie takiej
atmosfery. Zniechęcał tylko wszystkich, jeszcze bardziej do
siebie.
-
Tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałem - słyszę głos Richarda za
sobą. Odwracam się w jego stronę, zupełnie nie wiedząc, co
powiedzieć. Tak bardzo, było mi wstyd za Cedrica.
-
Przepraszam cię za niego. Ten wieczór to jakaś kompletna
katastrofa - mówię cicho, czując się winna tym wydarzeniom.
Mogłam tak stanowczo, nie odmawiać Cedricowi pomocy w zdobyciu tych
przeklętych pieniędzy i trochę z tym poczekać. Wtedy może,
inaczej by się to potoczyło.
-
Przestań, nie musisz się za niego tłumaczyć. Przecież nie masz
wpływu na jego zachowanie. Spodziewałem się czegoś podobnego w
jego wykonaniu.
To on powinien nas przeprosić, a zwłaszcza ciebie. Jesteś w końcu
jego narzeczoną, nie ma prawa cię tak traktować - wciąż byłam
pełna
podziwu, że stanął w mojej obronie.
-
Cedric pewnie myśli inaczej. Uważa, że ma do tego prawo. Jemu
zawsze było wolno więcej. Mam
tego wszystkiego dość. Nie mam siły, dłużej ciągnąć tej
jednej wielkiej mistyfikacji - nie potrafię dłużej utrzymywać
swoich nerwów na wodzy i zwyczajnie się rozklejam. Ostatnio nie
było dnia, abym nie uroniłam, choć jednej łzy. Byłam na skraju
załamania i coraz bliżej zbliżałam się do punktu, z którego nie
ma odwrotu.
-
Nie płacz. Wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz - Richard bez
większego zastanowienia, przytula mnie do siebie. A ja mimowolnie i
kompletnie rozbita, wtulam się w niego. Jakby od tego zależało,
moje dalsze życie.
-
Nic się nie ułoży. Z każdym dniem, będzie tylko gorzej. Powiedz
mi, co ty byś zrobił, gdyby rodzice zaaranżowali twoje małżeństwo,
aby złączyć dwie fortuny w jedno? Zmuszając cię tym samym do
poślubienia kogoś, kogo nie kochasz i nie miałbyś innego wyjścia
niż tylko spełnić ich oczekiwania - szlocham wciąż przytulona do
niego, wyjawiając mu całą prawdę na temat mojego związku z jego
kuzynem. Potrzebowałam się komuś wyżalić, nie umiałam dłużej
trzymać tego w sobie.
-
Naprawdę zostałaś zmuszona do czegoś takiego? Wiedziałem,
że coś tu nie gra. Ale w życiu nie spodziewałbym się akurat
tego.
Jak rodzice w ogóle, mogą robić coś takiego własnemu dziecku? -
Richard nie może w to uwierzyć. Wcale się mu nie dziwię, samej
wydaje mi się czasami, że to tylko zły sen.
-
Jak widać w tym świecie, wszystko jest możliwe. A najgorsze w tym
jest to, że według nich to najlepsze, co mogli dla mnie zrobić.
Przecież Cedric to świetna partia i przy nim, nigdy niczego mi nie
zabraknie. Oczywiście poza szacunkiem i miłością - w końcu sama,
nigdy nie znalazłabym sobie kogoś na odpowiednim poziomie. Nikt nie
zadowoliłby rodziców.
-
Nie musisz tego robić. Nie mogą cię zmusić siłą do ślubu.
Jeśli im ulegniesz zniszczysz sobie życie - sama także zdaję
sobie z tego sprawę, tylko że odpowiednio zadbano, abym nie miała
innego wyboru.
-
Muszę, ponieważ nie mam dokąd odejść. W momencie zerwania
zaręczyn, tracę wszystko i zostaje
na bruku. Nikt mi nie pomoże. Rodzice mnie wydziedziczą i
postarają, abym nie znalazła żadnej normalnej pracy, a wszyscy
fałszywi znajomi odwrócą się ode mnie, z radością patrząc na
mój upadek. To sytuacja bez wyjścia. Każde z rozwiązań jest, tak
samo złe i tragiczne dla mnie w konsekwencjach - wypowiedzenie tych
słów na głos, jest jeszcze bardziej dołujące. Pozbawia mnie
złudzeń i nakazuje pogodzić się z tym, że Cedric zostanie moim
mężem. Może to naprawdę czas na zakończenie mojego bezsensownego
buntu wobec
niego? Gdybym zaczęła robić to, co chce. Wtedy po jakimś czasie, być
może przestałby być takim okropnym w stosunku do mnie
człowiekiem.
-
Musi być jakieś wyjście i wspólnie spróbujemy je znaleźć.
Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Nie ważne w
jakiej sprawie - mimo jego deklaracji, wiem że nie mogę obarczać
go swoimi problemami. Nie chcę, zniszczyć mu życia i mieszać do
tego wszystkiego. On
zwyczajnie na to nie zasługuje.
Przez
następne minuty, milczymy. Ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wciąż
pozostając w jego objęciach, zaczynałam się powoli uspokajać.
Czułam, że nigdzie nie byłoby mi w tym momencie lepiej. Przy nim
potrafiłam, choć na chwilę zapomnieć o czekającym mnie koszmarze
i spojrzeć na świat z trochę lepszej perspektywy. Jego obecność,
dawała mi chwilowe poczucie spokoju i ukojenia. Przy nikim innym do
tej pory, nigdy się tak nie czułam. I mimo, że wciąż nie
wiedziałam, co to znaczyło. Za nic nie chciałam tego
zmieniać.
-
Powinniśmy wrócić do środka. Zrobiło się chłodno, a ty masz na
sobie tylko cienką sukienkę - odsuwam
się od niego, patrząc wprost na jego twarz.
-
Nie chcę. Nie mam zamiaru oglądać Cedrica - próbuje, jak
najdłużej odciągnąć tą nieuniknioną chwilę. Mogłabym tu
nawet nocować, wszystko było mi obojętne.
-
Nie ma go. Znowu gdzieś wyszedł. Maria też, gdzieś zniknęła.
Więc jesteśmy sami - nieoczekiwanie, cieszy mnie ta wiadomość.
-
W takim razie, chodźmy. Skoro
ich nie ma
- zgadzam się i udajemy w stronę domu. Byłam zmęczona dzisiejszym
dniem, ale nie łudziłam się na rychłe nadejście snu.
Gdy
znajdujemy się przed drzwiami, prowadzącymi do mojej sypialni.
Wiem, że powinniśmy się pożegnać, tylko że tego wcale nie
chcę.
-
Zostaniesz ze mną? Chociaż jeszcze przez chwilę? Nie chcę być
sama. Ta przytłaczająca obojętność
w
tym domu, jest nie do zniesienia - proszę go, mając nadzieję że
spełni moją prośbę. Zdawałam sobie sprawę, że to w najbliższej
przyszłości, musi się skończyć. Richard nie mógł być na każde
moje wezwanie i spełniać wszystkich moich próśb. Nie miałam
prawa, wymagać od niego że będzie poświęcał swój czasu,
wyłącznie mnie. Miał w końcu swoje życie i sprawy.
-
Posiedzę przy tobie, dopóki nie zaśniesz. Jeśli ma ci to pomóc -
wchodzimy do środka. Biorę pierwsze lepsze rzeczy do przebrania i
znikam z nimi w łazience.
Po
kilku minutach, wracam i bez wahania kładę się na łóżku,
przykrywając szczelnie kołdrą.
-
Spróbuj zasnąć. Sen naprawdę ci pomoże. Jutro na pewno poczujesz
się lepiej, jeśli się tylko wyśpisz. Dobranoc - Richard przysuwa sobie
krzesło obok łóżka i siada na nim. Mając
zamiar, cierpliwie poczekać na nadejście mojego snu.
-
Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie ani
z dzisiejszym wieczorem, ani z niczym innym. Nie masz nawet pojęcia,
jak bardzo się cieszę, że cię poznałam - delikatnie dotykam jego
dłoni, niepewnie ją ściskając.
-
Ja też się cieszę, że
mam okazję przebywać z tobą.
Jesteś wspaniałą osobą. Cedric jest kompletnie ślepy, że tego
nie dostrzega. Kiedyś jeszcze tego wszystkiego pożałuje - nie
spodziewałam się, aż tak miłych słów. Wiele one dla mnie
znaczyły. Nikt
inny, nigdy nie powiedział czegoś podobnego w moim kierunku.
Powoli
zasypiam, wciąż trzymając się kurczowo jego dłoni. Będąc na
granicy jawy i snu, nie do końca świadomie wypowiadam słowa,
których w normalnych warunkach w życiu bym nie powiedziała na
głos.
-
Nie zostawiaj mnie tutaj samej. Nie odchodź. Potrzebuję cię, bo
jesteś jedyną dobrą rzeczą, która mnie spotkała w ostatnim
czasie. I zwyczajnie nie chcę cię
stracić, choć wiem że to nieuniknione.